W Stanach Zjednoczonych dyskusja o przemocy wobec kobiet zaczęła się wcześniej niż w Europie. Tak przynajmniej twierdzi Elizabeth Badinter, autorka książki "Fałszywa ścieżka". W latach osiemdziesiątych amerykańskie feministki głośno potępiały najrozmaitsze formy przemocy i gromadziły dowody przestępstw seksualnych. Miały one przekonać opinię publiczną, że kobiety znajdują się w niebezpieczeństwie. W tym czasie w Europie – zdaniem Badinter - cała uwaga skupiała się przede wszystkim na fakcie pracy kobiet na dwóch etatach i bierności ich życiowych partnerów.
Najbardziej chyba znane z tego
okresu (lata osiemdziesiąte) są dwie kobiety: Andrea Dworkin i
Katharine MacKinnon. Pierwsza, autorka publikacji wydanej w 1981
roku - Pornography. Men Possesing Women - zajmowała się
głównie działaniami skierowanymi przeciwko pornografii, druga -
molestowaniem seksualnym, któremu poświęciła wydaną w 1970 roku
publikację Sexual Harassment of Working Women. Choć
koncentrowały się na różnych aspektach przemocy, Dworkin i
MacKinnon łączyło przekonanie, że „kobiety to klasa uciskana, a
źródłem ich udręki jest seks”. Radykalne poglądy Dworkin i
MacKinnon budziły sprzeciw bardziej liberalnie zorientowanych
feministek. Protestowały one przeciwko „odwoływaniu się do cenzury,
gwałceniu swobody seksualnej i w ogóle działaniom wyglądającym na
wypowiedzeniu wojny całej męskiej społeczności”. Tego rodzaju
argumenty nie przekonywały zarówno Dworkin, jak i Katharine
MacKinnon. Nadal prowadziły swoje kampanie i akcje uświadamiające.
W 1986 roku MacKinnon – prawniczka i wykładowca renomowanych
uczelni – przeprowadziła, zakończoną sukcesem, kampanię na rzecz
uznania przez amerykański Sąd Najwyższy molestowania seksualnego za
formę dyskryminacji seksualnej.
Te amerykańskie poglądy – jak
pisze Badinter - docierały do Europy różnymi drogami, w tym za
pośrednictwem wykładowców akademickich, którzy na amerykańskich
uczelniach mieli okazję zapoznać się z aktualnymi prądami i
poglądami. Początkowo nie budziły one większego zainteresowania, co
nie znaczy, że problem w Europie nie był znany. Po prostu – jak
uważa Badinter, że Europejki koncentrowały się w tym czasie na
innych kwestiach.
Przełom we Francji zaczął się
od procesu w 1978 roku przeciwko trzem gwałcicielom Adwokatka dwóch
ofiar, będąca jednocześnie prezeską stowarzyszenia Wybór należy
do kobiet, „wykorzystała tę sytuację do przeprowadzenia ostrej,
publicznej krytyki tradycyjnego podejścia do gwałtu”. Oskarżała
także policję i organy wymiaru sprawiedliwości o zniechęcanie
kobiet do wnoszenia skarg oraz „zarzuciła społeczeństwu, że
przymyka oczy na przestępstwa o charakterze seksualnym”. Dzięki
temu procesowi definicja i kwalifikacja gwałtu we Francji uległa
rewizji. Zmieniło się także nastawienie opinii publicznej. W tej
dziedzinie istotną rolę odegrał francuski ruch feministyczny a
działalność stowarzyszeń feministycznych, udzielających wsparcia
ofiarom, przyczyniła się do tego, że łatwiej znajdowały w sobie
dość siły, aby wnosić sprawy do sądu.
Za zmianą definicji gwałtu
poszły kolejne zmiany – nastąpiła weryfikacja definicji i
kwalifikacja innych przestępstw związanych z seksem. W 1992 roku
wprowadzono nową kategorię przestępstwa - molestowanie seksualne.
Co ważne jednak, przyjęta regulacja ograniczała karanie tych czynów
do przypadków, w których występuje zależność służbowa. Dziesięć lat
później określono jako przestępstwo także molestowanie moralne –
przestępstwo, co do którego warunek zależności służbowej nie został
już wprowadzony. W tym samym, 2002 roku Parlament Europejski
przyjął regulację zwalczającą molestowanie seksualne, zdefiniowane
jako: Niepożądane zachowanie o podtekście seksualnym, o
charakterze werbalnym, niewerbalnym lub fizycznym, powodujące
naruszenie godności innej osoby poprzez stworzenie sytuacji
zastraszenia, wrogości, poniżenia, upokorzenia bądź
znieważenia. Cytowana przez Badinter komisarz Anna
Diamantopoulou, zapowiadając przyjęcie tej nowej regulacji
wskazywała, że "40 do 50 procent kobiet w Europie doznało
niepożądanych zachowań seksualnych, a w niektórych krajach nawet
80%".
Komisja ds. Równouprawnienia w
Zatrudnieniu Międzynarodowej Organizacji Pracy twierdzi, że notuje
się od kilku do kilkudziesięciu tysięcy przypadków molestowania i
gwałtów w miejscu pracy w zależności od wielkości danego kraju i
przyjętego założenia co jest, a co nie jest molestowaniem
seksualnym.
Oczywistym jest, że znana jest
tylko część takich przypadków. Wiele ofiar bowiem nigdzie ich nie
zgłasza. Jeden z francuskich adwokatów – przywoływanych przez
Badinter - nie widzi w tym stanie rzeczy nic zdumiewającego. Uważa
on bowiem, że „stosunek do molestowania seksualnego przypomina
nadal pewien typ dyskursu związanego z gwałtem. Linia obrony jest w
obu przypadkach taka sama: to ofiara pchnęła do czynu sprawcę, on
tylko wykorzystał sytuację”. W wywiadzie udzielony dla jednego z
francuskich dzienników podkreślał, że w większości spraw o
przestępstwo o charakterze seksualnym, bez względu na to, czy jest
to gwałt czy molestowanie pojawia się kilka identycznych tropów:
szkalowanie ofiar oraz poczucie bezkarności przestępcy.
Podobne do danych
przywoływanych przez Annę Diamantopoulou liczby podawane są w
Polsce przy okazji ostatnich wydarzeń związanych z posłami
Samoobrony. Badinter, wypowiadając się na temat słów komisarz ds.
zatrudnienia i spraw społecznych, kwestionuje podawane przez nią
dane. Uważa, że nieprecyzyjne zapisy skutkują tym, że „każdy, nawet
najbardziej błahy czyn może być zakwalifikowany jako molestowanie”.
Na potwierdzenie swojego stanowiska Badinter opisuje zamieszanie,
jakie spowodowały dane dotyczące gwałtu. Wynikało z nich (1985) na
przykład, że co czwarta studentka była ofiara gwałtu lub usiłowania
gwałtu. Hasło co czwarta Amerykanka ofiarą gwałtu zaczęło
wkrótce funkcjonować jako oficjalny wskaźnik statystyczny (…)” –
pisze Badinter. Jednakże po bliższej analizie tych danych i
przeprowadzeniu dodatkowych badań okazało się, że z jednych
wynikało, że chodzi o co ósmą Amerykankę a z innych że można mówić
o 3,5% kobiet, które padły ofiarą gwałtu lub jego usiłowania. Tak
naprawdę szkopuł tkwi w sposobie zadawania pytania i rozszerzaniu
pojęcia agresji seksualnej.
Badinter krytykuje zawyżanie
danych dotyczących gwałtów w tym samym stopniu co bezmyślne
piętnowanie wszelkich zachowań związanych ze sferą seksu (bez
wyraźnego wskazania granicy pomiędzy rzeczywistym molestowaniem a
nieistotną zaczepką). W konsekwencji – jej zdaniem – prowadzić to
może do lekceważenia rzeczywistych przypadków powtarzającego się
naruszania godności osobistej pokrzywdzonej (lub pokrzywdzonego!).
Co więcej, uważa ona, że nieprecyzyjne określenie molestowania
seksualnego (tak jak agresji seksualnej w ogóle) powodować może
zjawisko wiktymizacji wśród kobiet – „przerysowany wizerunek
kobiety-ofiary” oraz wzrost poczucia winy u (głównie!) mężczyzn –
przerysowany „wizerunek mężczyzny-dręczyciela”.