OCHOJSKA: Jestem za deregulacją, bo uważam, że ta ustawa, którą mamy obecnie, nie nadaje się już do niczego. Chociaż boję się o to, co wymyślą posłowie, jak dostaną taką propozycję pod głosowanie…
Deregulacja otwiera i pokazuje organizacjom możliwości, jakie daje zbiórka i może uaktywnić dobroczynność. W tej chwili organizacje, które korzystają ze zbiórek, muszą starać się o pozwolenia, na które czasami trzeba długo czekać. Poza tym pieniędzy ze zbiórki nie można przeznaczyć dowolnie, np. na koszty utrzymania organizacji. Z tej strony „uwolnienie” zbiórek jest szansą dla wielu organizacji.
Z drugiej strony, z pozycji NGO-sów dziwnie wygląda propozycja zbierania na co się chce, np. na inwestycje prywatnych przedsiębiorców; miałam nadzieję, że zmiany ustawowe w zbiórkach będą miały coś wspólnego z dobrem publicznym. Ale być może trzeba się do tego trendu przyzwyczaić… Jeżeli ktoś chce przeznaczyć swoje prywatne pieniądze na czyjąś prywatną inwestycję, dać na piwo lub na czyjeś wakacje na Teneryfie, to jest jego sprawa i nie ma takiego przepisu, który mu to uniemożliwi.
Kontrolować mogą darczyńcy
Uważam zresztą, że największy mechanizm kontrolny leży właśnie po stronie indywidualnych darczyńców: to oni mogą zadecydować, z kim dzielą się pieniędzmi. A następnie sprawdzić, jak zostały spożytkowane. Jeśli organizacja zawiedzie swoich darczyńców, nie ofiarują jej niczego drugi raz. Pod warunkiem, że dają świadomie.
Dlatego jestem w równym stopniu za deregulacją, co za świadomym dawaniem. Dlatego każdemu radziłabym odejście od zbierania „do puszki”, bo to utrudnia świadomą filantropię: do „puszki Owsiaka” wrzucę zawsze, do innych nie wrzucę, bo nie mogę sprawdzić, komu, na co faktycznie przekazuję datek, czy zbierający rozlicza się z tego, co dotychczas dostał, czy ma doświadczenie w tym, co zamierza za zebrane pieniądze zrobić. Zbiórka, która odbywa się przez konto, jest łatwa do kontrolowania zarówno przez organizację, jak i ofiarodawców.
Zmiana monitorowana
Jeśli deregulacja faktycznie by nastąpiła, można by prowadzić jeszcze monitoring: przygotowywać raport o tym, jak co roku wygląda zbieranie. Co sprzyja przejrzystości zbiórek i uczciwości zbierających. Raport z takiego monitoringu stwierdzałby, w którą stronę powinny iść ewentualne dalsze rozwiązania. Czy pozostać przy całkowitej deregulacji czy też zastosować jakieś mechanizmy kontrolne. Monitorowanie to powinny wziąć na siebie organizacje pozarządowe, a właściwie tzw. "parasole" pozarządówki, bo po stronie rządowej okaże się to jak zwykle kosztownym przedsięwzięciem.
Tak, jak z wieloma zmianami, również w tej chodziłoby o rzetelne poinformowanie społeczeństwa: co daje deregulacja, jak kto może na niej skorzystać, kogo można dzięki temu wesprzeć i w jaki sposób. Obawiam się jednak, że publiczna informacja na temat zmian w zbiórkach mogłaby być wąskim gardłem tej zmiany: tak, jak w przypadku jednego procentu, gdzie przez kilka lat sami nakłanialiśmy media, żeby tłumaczyły podatnikom, w jaki sposób można wykonać odpis. W przypadku zniesienia ustawy o zbiórkach potrzeba wyjaśnienia, jak działa nowy system, byłaby podobna.
O ile posłowie zrozumieją ideę deregulacji.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)