CHOROŚ: Dla wielu komisji konkursowych organizacja-córka jest atrakcyjna: ma niskie koszty administracyjne zadania, więc pieniądze publiczne przeznaczane są „tylko" na zaspokajanie potrzeb mieszkańców.
Przez kilka lat pracowałem w samorządowej instytucji kultury. Jednocześnie wspólnie ze znajomymi prowadziłem stowarzyszenie, które czasami uzupełniało jej program. Po wielu latach od zakończenia współpracy z instytucją, doświadczeniu prowadzenia niezależnej organizacji oraz po obserwacjach (jako pracownik samorządu) pracy komisji oceny ofert, widzę wiele problemów związanych z praktyką funkcjonowania NGO-sów w ten sposób. Także problemów natury prawnej i etycznej.
Błąd tkwił w ustawie o pożytku
Można podać kilka powodów tworzenia organizacji żyjących w symbiozie z instytucjami. Głównie powstają one jednak z powodu niedostatecznego finansowania ze strony organu prowadzącego. Instytucje kultury czy domy pomocy społecznej dostają środki na swoją bieżącą, podstawową działalność, ale niejednokrotnie nie wystarczają one na realizowanie nowych pomysłów wykraczających poza schemat wypracowany w danej instytucji. Niestety zdarza się, że organizacje takie są tworzone także z powodu bardzo niskich płac w sektorze kultury bądź pomocy społecznej. Wtedy taka organizacja jest sposobem na „dorobienie” do niskiej pensji.
Z uwagi na to, że sytuacja ta trwa od wielu lat, nie będzie łatwo jej przerwać. W mojej ocenie, przynajmniej po części, wynika ona z błędu, jaki popełniono po wejściu w życie ustawy o pożytku. Otóż, przez kilka lat w otwartych konkursach ofert mogły, na tych samych warunkach, startować organizacje pozarządowe „oraz jednostki organizacyjne podległe organom administracji publicznej lub przez nie nadzorowane”. Zmiana tej sytuacji nastąpiła dopiero w marcu 2010 roku. Tu szukałbym jednej z przyczyn dzisiejszych problemów, gdyż po wyłączeniu jednostek powstało wiele organizacji, które w otwartych konkursach ofert przejęły ich rolę.
Gdzie uczciwa konkurencja?
Pierwszy problem pojawia się w trakcie oceny ofert na realizację zadań publicznych. Bardzo często organizacje afiliowane przy instytucji publicznej w kosztorysie oferty mają bardzo niskie koszty administracyjne. Zazwyczaj organizacja taka nie musi ponosić kosztów opłat biurowych, eksploatacyjnych, a nawet księgowości bądź koordynacji zadania. Zadanie te wykonują pracownicy instytucji, jednocześnie będący wolontariuszami i członkami organizacji. Dla wielu komisji taka sytuacja jest atrakcyjna w trakcie oceny ofert. Pieniądze publiczne przeznaczane są „tylko na zaspokajanie potrzeb mieszkańców”, a ma to znaczenie przy ocenie kalkulacji kosztów. Organizacje nieposiadające wsparcia instytucji znajdują się automatycznie w gorszej pozycji w konkursie.
W tej sytuacji należy poszukać odpowiedzi, czy każda organizacja funkcjonująca na danym terenie ma takie same szanse, by pozyskać jako partnera do współpracy instytucje publiczne? Jeśli nie (a tak jest zazwyczaj), to dla mnie osobiście pojawia się pytanie, jak przestrzegana jest zasada uczciwej konkurencji, zapisana w ustawie o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie?
Poza tym pojawia się także problem umów regulujących wzajemne stosunki instytucji z organizacją. W wielu przypadków dyrektor instytucji jest jednocześnie prezesem organizacji. Zdarza się, że taką umowę (o ile ona w ogóle się pojawia) zawiera sam ze sobą.
Ta sama praca – podwójna pensja?
Kolejny problem prawny w mojej ocenie pojawia się już w trakcie realizacji zadania publicznego przez taką organizację pozarządową. Bardzo często w praktyce realizują zadanie pracownicy instytucji, przy której organizacja funkcjonuje. Jak wygląda ewidencja czasu pracy takich osób? Czy ktoś prowadzi nadzór nad tym, czy takie osoby wykonują zadania w organizacji po zakończeniu swoich etatowych obowiązków, za które dostają wynagrodzenia w ramach umowy o pracę w instytucji? Czy nie zachodzi sytuacja pobierania podwójnego wynagrodzenia (ze środków publicznych) za tę samą pracę? W świetle powyższych pytań pojawia się także problem wynikający z art. 30.1 ustawy o pracownikach samorządowych, który zakazuje wykonywania przez pracowników samorządowych zatrudnionych na stanowiskach urzędniczych zajęć pozostających w sprzeczności lub związanych z zajęciami wykonywanymi w ramach obowiązków służbowych, wywołujących uzasadnione podejrzenie o stronniczość lub interesowność.
Mam wrażenie, że części z tych pytań nikt nie zadaje sobie ani w instytucjach publicznych, ani w organizacjach z nimi powiązanych.
Źródło: inf. własna ngo.pl