Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Góry uczą myślenia. Ten banał zna każdy, kto góry lubi i po nich wędruje. Ale nie każdy potrafi taki banał wykorzystać w praktyce, jak to zrobiła Ewelina Woźniak – beskidzka przewodniczka i pracowniczka Młodzieżowego Domu Kultury w Nowej Hucie.
Ewelina „wypróbowała” swój pomysł najpierw na wychowankach domu
dziecka z krakowskiego Kazimierza. „Eksperyment” się powiódł.
Dzieciaki wracały z gór zadowolone, z nową wiedzą, z nowymi
umiejętnościami. I wcale nie chodziło tylko o naukę chodzenia po
górach (praca z mapą, zasady zachowania się na szlaku, wiadomości z
ochrony przyrody itp.). Ważniejsze było, że ktoś przestał bać się
ciemności, ktoś zaczął myśleć o innych, ktoś uruchomił wyobraźnię,
ktoś się otworzył…
Nowa Huta
W Krakowie Nowa Huta kojarzy się głównie z… hutą (to oczywiste) i blokersami. Blokersi kojarzą się z kłopotami. Nie Ewelinie. Przyznaje, że problemy w tej dzielnicy występują częściej niż w centrum Krakowa, ale to czysta statystyka. W Nowej Hucie po prostu jest sporo młodzieży, która potrzebuje np. dobrej oferty spędzenia czasu wolnego. Ewelina coś o tym wie, bo sama pochodzi z blokowisk, z Zagłębia. Chciała sprawdzić, czy jej pomysł ma sens. Po trzech wycieczkach okazało się, że tak.
– Młodzież całkiem inaczej zachowuje się w górach. Mamy przygotowany dla nich ciekawy program, dopracowane trasy, na każdej zadania. Jest trochę teatru, psychodramy. Cały czas się uczą. Góry łagodzą obyczaje i łatwiej jest zapanować nad grupą, pokazać jej inną przestrzeń. Gdy ktoś całe życie mieszka w blokowisku, to góry naprawdę są INNĄ przestrzenią – tłumaczy Ewelina.
Teoria
Przed wyjściem w góry było trochę teorii. W kilku nowohuckich gimnazjach pojawili się prelegenci z… czekanami. Nie tylko wyjaśnili, do czego służy ten „młotek”, ale też uczyli gimnazjalistów udzielania pierwszej pomocy, radzenia sobie w trudnych warunkach pogodowych, bezpiecznego poruszania się po górach, a nawet pokazali, jak pakować plecak. Plecak, czekan, raki – były prawdziwe. Rozbijanie namiotu i gotowanie herbaty na turystycznym palniku – też.
Praktyka
W praktyce okazało się, że plecak na wycieczkę to jednak spakowali rodzice. I dobrze jeżeli to w ogóle był plecak, a nie torba. Ale to nie jest porażka dla prowadzących.
– Dziecko już drugi raz tej torby nie weźmie i spakuje się samo. Nie włoży klapków, tylko wiązane buty. Nie weźmie olbrzymiej kosmetyczki, tylko potrzebne drobiazgi. Nie mówimy im „zrobiłeś to źle”. Oni się po prostu uczą – opowiada pomysłodawczyni. – Uczą się, że można zjeść razem posiłek, że można się podzielić własnymi zapasami, że trzeba po sobie posprzątać. Proste rzeczy, ale okazuje się, że nie są tak oczywiste, jakby się wydawało.
Gdy na wycieczkę wybiorą się też rodzice, korzyści są „podwojone”. Dziecko jest dumne, bo mogło wobec rodzica odegrać rolę opiekuna. Rodzic jest dumny, bo zobaczył, że jego dziecko wspaniale sobie radzi.
Wolontariusze
Ewelina przewidziała zajęcia teoretyczne, praktyczne, wyjazdy w góry, konkurs plastyczny, konkurs wiedzy o górach, finałowy koncert. Do tak rozbudowanego przedsięwzięcia potrzeba wielu ludzi. Ponieważ działania są społeczne, więc potrzebny jest specjalny „gatunek” ludzi – wolontariusze. Ewelina szuka ich w Małopolskim Centrum Wolontariatu, wśród przewodników, studentów. Zaprasza do współpracy także gimnazjalistów.
– Osoby w tym samym wieku lepiej się dogadują. Gdy gimnazjalista przygotuje informacje o jakimś miejscu, taki „mentor” jest zupełnie inaczej postrzegany niż nauczycielka.
Partnerzy
„Bezpieczne góry” udały się dzięki pomocy wielu partnerów: szkół, kuratorium, kół przewodnickich, grup GOPR, Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej w Krakowie, Samorządu Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Czy łatwo połączyć tyle nitek w jeden splot? Ewelina sama chodziła do wszystkich instytucji.
– Trzeba sobie wydeptać ścieżki, przekonać do pomysłu, a na początku do siebie. Trzeba przygotować portfolio projektu. Dobrze, żeby strona internetowa była gotowa i działała zanim ruszy projekt. I dobrze jest znać ludzi, którzy wiedzą, że jesteś w stanie taki projekt zrealizować – doradza. Przyznaje, że nie zawsze jest łatwo. Nie wszyscy są zainteresowani i reagują entuzjastycznie. Ale przecież nikt nie mówił, że prowadzenie projektu to łatwa i lekka sprawa.
Kiedy jedziemy?
Koncert finałowy już się odbył, ale trudno powiedzieć, by projekt się zakończył. Trzeba zrobić podsumowanie, podziękować sponsorom, wolontariuszom. A Ewelina co jakiś czas spotyka znajome dziecko, które pyta: „Kiedy znowu jedziemy?”.
Nowa Huta
W Krakowie Nowa Huta kojarzy się głównie z… hutą (to oczywiste) i blokersami. Blokersi kojarzą się z kłopotami. Nie Ewelinie. Przyznaje, że problemy w tej dzielnicy występują częściej niż w centrum Krakowa, ale to czysta statystyka. W Nowej Hucie po prostu jest sporo młodzieży, która potrzebuje np. dobrej oferty spędzenia czasu wolnego. Ewelina coś o tym wie, bo sama pochodzi z blokowisk, z Zagłębia. Chciała sprawdzić, czy jej pomysł ma sens. Po trzech wycieczkach okazało się, że tak.
– Młodzież całkiem inaczej zachowuje się w górach. Mamy przygotowany dla nich ciekawy program, dopracowane trasy, na każdej zadania. Jest trochę teatru, psychodramy. Cały czas się uczą. Góry łagodzą obyczaje i łatwiej jest zapanować nad grupą, pokazać jej inną przestrzeń. Gdy ktoś całe życie mieszka w blokowisku, to góry naprawdę są INNĄ przestrzenią – tłumaczy Ewelina.
Teoria
Przed wyjściem w góry było trochę teorii. W kilku nowohuckich gimnazjach pojawili się prelegenci z… czekanami. Nie tylko wyjaśnili, do czego służy ten „młotek”, ale też uczyli gimnazjalistów udzielania pierwszej pomocy, radzenia sobie w trudnych warunkach pogodowych, bezpiecznego poruszania się po górach, a nawet pokazali, jak pakować plecak. Plecak, czekan, raki – były prawdziwe. Rozbijanie namiotu i gotowanie herbaty na turystycznym palniku – też.
Praktyka
W praktyce okazało się, że plecak na wycieczkę to jednak spakowali rodzice. I dobrze jeżeli to w ogóle był plecak, a nie torba. Ale to nie jest porażka dla prowadzących.
– Dziecko już drugi raz tej torby nie weźmie i spakuje się samo. Nie włoży klapków, tylko wiązane buty. Nie weźmie olbrzymiej kosmetyczki, tylko potrzebne drobiazgi. Nie mówimy im „zrobiłeś to źle”. Oni się po prostu uczą – opowiada pomysłodawczyni. – Uczą się, że można zjeść razem posiłek, że można się podzielić własnymi zapasami, że trzeba po sobie posprzątać. Proste rzeczy, ale okazuje się, że nie są tak oczywiste, jakby się wydawało.
Gdy na wycieczkę wybiorą się też rodzice, korzyści są „podwojone”. Dziecko jest dumne, bo mogło wobec rodzica odegrać rolę opiekuna. Rodzic jest dumny, bo zobaczył, że jego dziecko wspaniale sobie radzi.
Wolontariusze
Ewelina przewidziała zajęcia teoretyczne, praktyczne, wyjazdy w góry, konkurs plastyczny, konkurs wiedzy o górach, finałowy koncert. Do tak rozbudowanego przedsięwzięcia potrzeba wielu ludzi. Ponieważ działania są społeczne, więc potrzebny jest specjalny „gatunek” ludzi – wolontariusze. Ewelina szuka ich w Małopolskim Centrum Wolontariatu, wśród przewodników, studentów. Zaprasza do współpracy także gimnazjalistów.
– Osoby w tym samym wieku lepiej się dogadują. Gdy gimnazjalista przygotuje informacje o jakimś miejscu, taki „mentor” jest zupełnie inaczej postrzegany niż nauczycielka.
Partnerzy
„Bezpieczne góry” udały się dzięki pomocy wielu partnerów: szkół, kuratorium, kół przewodnickich, grup GOPR, Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej w Krakowie, Samorządu Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Czy łatwo połączyć tyle nitek w jeden splot? Ewelina sama chodziła do wszystkich instytucji.
– Trzeba sobie wydeptać ścieżki, przekonać do pomysłu, a na początku do siebie. Trzeba przygotować portfolio projektu. Dobrze, żeby strona internetowa była gotowa i działała zanim ruszy projekt. I dobrze jest znać ludzi, którzy wiedzą, że jesteś w stanie taki projekt zrealizować – doradza. Przyznaje, że nie zawsze jest łatwo. Nie wszyscy są zainteresowani i reagują entuzjastycznie. Ale przecież nikt nie mówił, że prowadzenie projektu to łatwa i lekka sprawa.
Kiedy jedziemy?
Koncert finałowy już się odbył, ale trudno powiedzieć, by projekt się zakończył. Trzeba zrobić podsumowanie, podziękować sponsorom, wolontariuszom. A Ewelina co jakiś czas spotyka znajome dziecko, które pyta: „Kiedy znowu jedziemy?”.
Strona projektu i szczegółowe informacje: www.bezpiecznegory.com |
Artykuł ukazał się w miesięczniku organizacji pozarządowych gazeta.ngo.pl - 01 (49) 2008; www.gazeta.ngo.pl |
Źródło: gazeta.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.