Latem Katarzyna Zabłocka, fotografka, wykonała portrety 24 mieszkankom dwóch przygranicznych gmin na Podlasiu: Orli i Dubicz Cerkiewnych. Nie były to zwykłe pamiątkowe zdjęcia – każda z fotografowanych kobiet, pozując, wybierając miejsce oraz rekwizyty, nawiązywała do swoich przodkiń. Portrety będzie można zobaczyć na wystawie „Kobiety na pierwszy plan” w Dubiczach Cerkiewnych. Znajdą się też na niej krótkie herstorie spisane w podlaskiej mowie.
Fotograficzny performance
To, co wydarzyło się w tych miejscowościach, można nazwać fotograficznym performance’em. Tutejsze kobiety rzadko występują w roli modelek i głównych bohaterek. Musiały więc przemyśleć, jak chcą się pokazać, jakie przedmioty odziedziczone po mamach, babkach i prababkach są dla nich najważniejsze i dlaczego.
– Wiele kobiet, z którymi pracowałam, miało potrzebę wyjaśnienia, dlaczego wybrały dane miejsce, przedmiot, dlaczego tak się ubrały. Chciały opowiedzieć swoje historie – mówi artystka Katarzyna Zabłocka. – Była w tym wielka delikatność i subtelność, którą starałam się zachować. Podchodziłam do tego tak, jak sama chciałabym być fotografowana – z szacunkiem do intymnych, osobistych opowieści.
Herstoryczne warsztaty
Do udziału w fotograficznej akcji kobiety przygotowywały się podczas kilkutygodniowych warsztatów herstorycznych prowadzonych przez pisarkę Anetę Prymkę-Oniszk i animatorkę Urszulę Dąbrowską.
– Kobiety z Orli i Dubicz Cerkiewnych spojrzały na historię swoich rodzin z kobiecej perspektywy. W oficjalnych przekazach jest ona uznawana za mniej wartościową, a często wręcz pomijaną – mówi Aneta Prymaka-Oniszk, pisarka. – Podczas warsztatów uczestniczki opowiadały o losach matek, babek i prababek. W większości wywodzą się one z chłopstwa. W annałach historycznych są więc pomijane podwójnie – ze względu na płeć i klasę – a często nawet potrójnie, ponieważ wiele z nich pochodzi ze społeczności białoruskiej i prawosławnej, której głos także bywa marginalizowany. Warsztaty i wystawa pozwalają tym opowieściom wybrzmieć i przywracają im należne miejsce w pamięci społecznej.
Herstorie „po swojomu”
Opowiadając o swojej kobiecej linii, uczestniczki naturalnie przechodziły na lokalną białorusko-ukraińską gwarę – język, którym od zawsze mówiło się w domu. Łatwiej było im „po swojomu” opowiedzieć o trudnych doświadczeniach wiejskich kobiet: pracy ponad siły, braku czasu dla siebie, poświęceniu innym, małżeństwach bez miłości, podporządkowaniu mężczyznom (jak tu mawiano: „kromka została odkrojona” – córka nie mogła wrócić do rodzinnego domu). Ale w ich opowieściach pojawiały się też wątki wsparcia – pomocy od babci, współczucia siostry, otuchy od koleżanek.
– Chciałyśmy, by uczestniczki zapisały imiona ważnych kobiet w swoim rodzie, bo w oficjalnych dokumentach nie zawsze się pojawiały, szybciej były też zapominane – tłumaczy Urszula Dąbrowska.
Na potrzeby warsztatów kobiety spisywały swoje historie po polsku. Trudniej było im je przełożyć na lokalną mowę, używaną raczej do rozmów w gronie rodziny, do żartów czy śpiewania. Stowarzyszeniu Edukacji Kulturalnej „Widok” zależało jednak, by zostały utrwalone również „po swojomu” – w nieskodyfikowanym języku codziennym, różniącym się czasem nawet w sąsiednich wsiach, oddalonych o dwa kilometry. Tak spisane teksty także zostaną zaprezentowane na wystawie.
Nośniki pamięci
Punktem wyjścia do tych opowieści były przedmioty odziedziczone po przodkiniach lub innych ważnych kobietach: stare fotografie, przepisy, kłębek nici i wiele innych. Z pozoru zwykłe rzeczy okazywały się nośnikami ogromnych emocji. Opowiadając o nich, uczestniczki warsztatów często docierały do trudnych momentów z historii swoich rodzin. Wypowiedzenie ich w bezpiecznym kręgu dawało poczucie zrozumienia i ulgi.
Niektóre kobiety zdecydowały się sfotografować z wybranym przedmiotem. Barbara Sawicka pozowała z obrazem namalowanym przez mamę, Aleksandra Dżega – z serwetką przywodzącą jej na myśl kobiece wieczory, kiedy tkało się i siewało, Irena Dmitruk wybrała fartuszek mamy, a Paula Siemieniu – aparat Druh należący do babci.
Rzeczy po matkach i babkach, jakie najczęściej przyniosły panie z Orli i Dubicz, to kapy, wyszywane ręczniki, obrusy, serwetki. Są one także symbolami ich cichego oporu, zawiązywania sojuszy, ujawnienia własnej twórczej natury, która przybierała postać haftowanych dziecięcych ubranka, posażnych kap czy wyszywanych makatek. Opowiadają o tym, jak z drobiazgów – filiżanki, wyszywanej serwetki czy niedokończonej skarpetki – można zbudować pamięć i tożsamość.
O projekcie
Wystawa odbyła się w ramach projektu „Odnajdując obrazy - tradycje i tożsamość kobiet Podlasia” realizowane przez Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej WIDOK we współpracy z: Gminną Biblioteką Publiczną Dubiczach Cerkiewnych, Gminnym Ośrodkiem Kultury, Sportu i Rekreacji w Dubiczach Cerkiewnych, Gminnym Ośrodkiem Kultury w Orli, Stowarzyszeniem Kulturalnym Pocztówka.
Partnerami Medialnymi projektu są:
- Polskie Radio Białystok
- TVP3 Białystok
- „Kurier Poranny”
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Narodowego Centrum Kultury: EtnoPolska. Edycja 2025