Wakacje to czas odpoczynku. Tu, w Polsce lub gdzieś daleko, w innym kraju, często na innym kontynencie. To moment, kiedy zwiedzając - tu czy tam - w naturalny sposób rozglądamy się dookoła, widzimy więcej. Czasem stajemy zdumieni, że to, o czym tylko słyszeliśmy, tak właśnie wygląda. Jednym z takich obrazków może okazać się… kobieta w chuście.
Bo nawet jeśli w Polsce też można je zobaczyć - wystarczy choć na chwilę wpaść do pobliskiej wioski czy małego miasteczka, zwłaszcza jeśli uda się trafić na niedzielną mszę, to jednak różnią się one od tych, które spotkać można w Tunezji (tak lubianej przez polskich turystów), Turcji, Egipcie, ale także Belgii czy Holandii. Różnica jest oczywista na pierwszy rzut oka: wiek. O ile bowiem polskie kobiety w chustkach to prawie wyłącznie staruszki, tam, w dalekich krajach wiele z nich to młode dziewczyny.
Po co je noszą? Po co, wielokrotnie nie ograniczają się do samego nakrycia głowy, ale owijają się w czarną materię, zwaną czadorem? W imię czego wytrzymują w tym stroju upał, którego my, rozebrani prawie do naga, wytrzymać nie jesteśmy w stanie? Z czego wynika ten „zwyczaj”? Czy widzimy różnice, jakie ten kawałek materiału niesie ze sobą zależnie od kraju, w którym zakładają go kobiety? Jak my, Europejczycy, o korzeniach chrześcijańskich, odnosimy się do tego - kojarzonego z islamem - zjawiska? Jaką kobietę widzimy pod tą chustą czy czadorem?