Jakie miejsce ekonomii społecznej w przyszłości Polski - pierwszy dzień VI OSES
Spółdzielczość, dokumenty strategiczne kształtujące pozycję ekonomii społecznej oraz słabnąca aktywność społeczna i ryzyko „upaństwowienia” ekonomii społecznej – to główne tematy plenarnej części pierwszego dnia VI Ogólnopolskich Spotkaniach Ekonomii Społecznej, które właśnie zakończyły się w Krakowie.
Zbyt mało spółdzielczości
Prezes Krajowej Rady Spółdzielczej Alfred Domagalski podczas swojego wystąpienia zwrócił uwagę na to, że w Polsce ruch spółdzielczy nie rozwija się tak, jak na Zachodzie Europy (gdzie spółdzielnie wytwarzają 6% PKB wobec naszego 1%), nie dlatego, że ludzie nie chcą ze sobą współpracować, a dlatego, że założenie i prowadzenie spółdzielni jest zbyt trudne w porównaniu do prowadzenia spółki. „Można budować państwo bez spółdzielczości, tak jak można budować państwo bez wartości. Ale czy to będzie państwo dobre dla życia?” – pytał Domagalski.
Pakt i Krajowy Program
Z kolei założenia KPRES zostały zaprezentowane przez Cezarego Miżejewskiego, członka grupy strategicznej Zespołu ds. rozwiązań systemowych w zakresie ekonomii społecznej. Miżejewski opowiedział o celach, rezultatach i najważniejszych obszarach działalności wskazanych w KPRES.
Zatrzymał się na dłużej przy omawianiu pojęcia „społecznie odpowiedzialnego terytorium”, które w KPRES jest przedstawione jako kluczowe dla prawidłowego rozwoju wspólnot lokalnych, a którego bardzo ważnym elementem jest dobrze funkcjonująca ekonomia społeczna współpracująca z innymi sektorami.
Miżejewski podkreślił, że program wciąż wymaga dalszych prac i przepisania na nowo dużych fragmentów. Do współpracy zaprosił wszystkich, którzy czują się związani z polską ekonomią społeczną, choć podkreślił jednocześnie, że jeśli KPRES ma mieć znaczenie dla przyszłego okresu programowania środków unijnych, powinien zostać przekazany do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego do końca listopada 2012 roku, więc czasu jest bardzo mało.
Zbyt wąska ekonomia społeczna
Herbst przestrzegł przed nadmiernym „upaństwowieniem” ekonomii społecznej i przypomniał, że jej istotą jest fakt, że pomagają sobie osoby znajdujące się w podobnej, ciężko trudnej sytuacji. Zwrócił też uwagę na szereg nieformalnych działań, które jego zdaniem spełniają znamiona bycia ekonomią społeczną: kooperatywy spożywcze, skłoty, ruchy miejskie.
Dlatego – zdaniem Herbsta – ważne byłoby odejście od zadania publicznego rozumianego jako działania w celu wypełnienia zadań samorządów zapisanych w ustawach na rzecz takiego rozumienia tego pojęcia, które w centrum stawiałoby potrzeby danej społeczności wyrażane przez nią samą.
Kooperacja wewnątrz sektora – trudna, ale niezbędna
Oprócz Krzysztofa Herbsta w panelu brali udział jeszcze Antoni Sobolewski ze Związku Pracodawców Przedsiębiorstw Społecznych, Jakub Klimczak z Kooperatywy Spożywczej w Łodzi, Joanna Wardzińska z Towarzystwa Inwestycji Społeczno-Ekonomicznych oraz Jan Jakub Wygnański z Pracowni Badań i Innowacji Społecznych Stocznia.
Sobolewski zauważył, że przedsiębiorstwa społeczne są obecne w bardzo wielu branżach i pokazują, że mogą się w nich utrzymać, działając sprawnie na rynku, ale wciąż wypełniając społeczną misję. Dodał jednak, że kluczowa dla powodzenia i dla bycia dostrzeganym zarówno przez administrację, jak i biznes czy świat nauki, jest samoorganizacja i kooperacja wewnątrz sektora.
Jakub Klimczak opowiedział trochę o samoorganizacji na przykładzie kooperatywy spożywczej – grupy ludzi, która wspólnie dokonuje zakupów spożywczych, by ograniczać ich koszty, ale również docierać do producentów żywności z pominięciem pośredników i wspólnie działać na rzecz członków. Klimczak zauważył, że w Polsce wciąż dominuje taki model konsumpcji, który nie zakłada większego namysłu nad tym, w jaki sposób i w jakich warunkach produkowane jest dane dobro. Zwiększenie poziomu świadomej konsumpcji jest jednym z celów kooperatywy.
Zróbmy coś sami dla siebie!
Joanna Wardzińska opowiedziała o swojej koncepcji stworzenia spółdzielczego funduszu instrumentów zwrotnych finansujących działania ekonomii społecznej. Pomysł tego funduszu TISE przedstawiło kilka tygodniu temu Stałej Konferencji Ekonomii Społecznej, wraz z propozycją skierowaną do członków SKES, by włączyli się w te działania. „Niech ekonomia społeczna zrobi coś dla ekonomii społecznej” – wezwała Wardzińska.
Wardzińska powiedziała, że fundusz powinien być organizacją o charakterze członkowskim, otwartą na różne podmioty, które chciałyby do niej przystąpić i wnieść zarówno swój kapitał finansowy, jak i wiedzę o sektorze oraz sieć kontaktów. Decyzja kredytowa w takim funduszu powinna zapadać bowiem nie tylko w oparciu o twarde kryteria finansowe, ale również o ocenę społeczną, do której największe kompetencje mają organizacje działające w obszarze ekonomii społecznej.
Wardzińska skrytykowała przy okazji zapisy KPRES dotyczące właśnie finansowania. Powiedziała, że zapisane są one zbyt sztywno, proponują jedynie dwa instrumenty – pożyczki i poręczenia, podczas gdy już teraz instrumentów finansowych mogących wspierać ekonomię społeczną jest znacznie więcej, a w ciągu kilku lat obowiązania programu mogą pojawić się nowe. „Nie chcemy, żeby ktoś rozwiązywał za nas nasze problemy. Rozwijając zaproponowany fundusz eliminujemy ryzyko upaństwowienia ekonomii społecznej” – powiedziała Wardzińska.
Potrzebny reset?
Największe emocje wywołała wypowiedź Jana Jakuba Wygnańskiego, który w gorzkich słowach opisał obecny stan ekonomii społecznej w Polsce. „Organiczna ekonomia społeczna to wynik konieczności, a nie oportunizmu. Obecnie niestety dominują postawy oportunistyczne” – rozpoczął Wygnański.
Następnie zwrócił uwagę na szanse, które stwarza ekonomia społeczna w walce z poważnymi problemami i wyzwaniami społeczności. „Nawet tak bogate kraje jak Wielka Brytania nie potrafią poradzić sobie z wieloma problemami i wzywają na pomoc społeczeństwo” – zwrócił uwagę Wygnański.
Następnie dodał, że nie wierzy już w żadne strategiczne dokumenty i ich wpływ na rzeczywistość. Dodał, że w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki jego zdaniem dochodzi do monstrualnego marnotrawstwa. „Na OWESy wydano już 200 milionów złotych, co przełożyło się na 1500 etatów” – podliczył.
Zdaniem Wygnańskiego w KPRES jest stanowczo za dużo administracji. Propozycja umieszczenia Krajowego Centrum Ekonomii Społecznej przy ministerstwie to jego zdaniem bardzo zły pomysł. Mógłby istnieć centralny podmiot monitorujący i koordynujący pewne działania, ale nie może być on podmiotem zależnym od urzędników – uważa Wygnański.
Zdaniem panelisty powinniśmy obecnie zrobić „drugiego Equala”, który na poważnie zbadałby różne innowacyjne możliwości funkcjonowania ekonomii społecznej, pozwolił je dobrze zewaluować, zbadać ich efektywność i następnie wdrażać. „Czas na reset” – zakończył Wygnański, nie był jednak w stanie odpowiedzieć na pytanie z sali, jak można napisać dobry program od nowa, gdy jest na to tak mało czasu.
Okazją do kontynuowania dyskusji na temat tego, jak przełożyć dotychczasowe doświadczenia na przyszły kształt ekonomii społecznej były warsztaty tematyczne, które nastąpiły po panelu ekspertów. Uczestnicy OSESu wybierali między warsztatem o efektywnej infrastrukturze wsparcia, finansowaniu ekonomii społecznej w przyszłym okresie programowania, mierzeniu społecznej wartości dodanej, roli spółdzielczości oraz budowaniu związków przedsiębiorczości społecznej z biznesem i środowiskami akademickimi. Szczegółowe relacje z warsztatów przedstawimy wkrótce.
Relacja z drugiego dnia VI OSES – już w poniedziałek.
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl