Jaka praca, jaka płaca? Pomaganie też kosztuje
MASZEWSKA: Panuje przekonanie, że działania społeczne nic nie kosztują i, co więcej, nie powinny kosztować. Że musimy się krępować, kiedy przygotowujemy kosztorysy. Że rzetelnie wykazując koszty prowadzenia działalności, jednocześnie narazimy się na krytykę i zarzut rozrzutności.
Pracuję w firmie, której właściciele powołali fundację. Mimo że firma nie jest korporacją, nasza fundacja, z racji związków z firmą – fundatorem, może być zaliczona w poczet fundacji korporacyjnych i jako taka uczestniczyła w projekcie tworzenia standardów działania fundacji korporacyjnych. Dodam, że choć moja wiedza o trzecim sektorze z pewnością nie jest jeszcze bardzo duża, to wiem, że fundacje korporacyjne bywają z trzeciego sektora wyłączane. Dodam też, że zdecydowanie czuję się jego częścią.
Prosty temat – wiele pytań
Jasne, fundacje korporacyjne co do zasady mają inną (a może powiedzmy ostrożniej: powinny mieć), bardziej komfortową sytuację. O bezpieczeństwo finansowe, w tym o wynagrodzenia pracowników, dba (powinien dbać) fundator. To jednak nie znaczy, że nie mieliśmy o czym dyskutować i czego wyjaśniać. Pozornie prosty temat okazał się bardzo dyskusyjny. Zatrudniać własnych pracowników czy delegować pracowników firmy? Jak zadbać o autonomię, a jak o dobre partnerskie relacje z fundatorem? Jak następnie traktować taką formę współpracy z fundatorem? Co to tak naprawdę jest wolontariat pracowniczy? Jak zwierać umowy z wolontariuszami? Jak ich ubezpieczać?
Skrępowani przy pisaniu kosztorysu
Temat rzeka i dobrze, że poświęciliśmy mu czas. Dobrze, że powstał standard, do którego wdrażania i przestrzegania fundacje korporacyjne się zobowiązały. Piszę o tym z dumą z uczestnictwa w projekcie i z wiarą, że standardy będą wdrażane, przestrzegane oraz że mogą stać się inspiracją dla innych osób, organizacji, środowisk.
Chcę się podzielić własną obserwacją z krótkiego jeszcze doświadczenia w prowadzeniu fundacji.
Odnoszę wrażenie, że w odniesieniu do trzeciego sektora panuje ogólne przekonanie o tym, że działania społeczne nic nie kosztują i, co więcej, nie powinny kosztować. Że fundraising nie kosztuje. Że musimy się krępować, kiedy przygotowujemy kosztorysy. Że „powinniśmy” się wstydzić, mówiąc, że koncert kosztował, druk plakatów kosztował, czyjeś honorarium kosztowało. Że rzetelnie wykazując koszty prowadzenia działalności, jednocześnie narazimy się na krytykę i zarzut rozrzutności. Stąd już bardzo blisko do przekonania, że pracownikom organizacji pozarządowych nie wypada zarabiać pieniędzy godnych i adekwatnych do zaangażowania i efektywności.
Nie tylko dobra wola
Inna sprawa, że czasem nie odróżniamy kosztów od wartości. Słyszymy: „Nic nas to nie kosztowało, wszyscy pracowali pro bono”. Łatwo o złudzenie, że zawsze można za darmo pracować i że wszystko da się za darmo zrobić, i że zawsze zależy to tylko i wyłącznie od dobrej woli pojedynczego człowieka, a gdy ktoś odmawia, to znaczy że pewnie jest zły i niewrażliwy.
Warto więc odważnie mówić, że nie ma darmowych lunchy i że pomaganie innym kosztuje oraz, że nie ma w tym nic dziwnego (wiem, że patologie występują). Myślę też, że w ogóle być może za słabo umiemy rozmawiać o pieniądzach, ale to już zupełnie inny temat.