Dzięki projektowi „Lepiej razem – razem lepiej”, realizowanemu przez Fundację Rozwoju „Dobre Życie”, mieszkańcy gmin Niebylec i Strzyżów przybliżają nam zajęcia, które obecnie wydają się nieco archaiczne, a jeszcze wcale nie tak dawno temu były nieodłączną częścią pracy na polskiej wsi.
Mocne korzenie, gruby pień, gęsta korona, słodkie owoce – w cieniu takiego drzewa chętnie odpoczywamy w wakacyjne upały. Niewymowna siła drzemie w drzewie nie tylko za jego żywota. Po jego ścięciu również cieszy nas swoją użytecznością, kiedy chociażby w zimowe wieczory siedzimy przy kominku. Jednak trzeba nie lada sprytu, aby dobrze przygotować drzewo do wycięcia, odpowiednio je pociąć, a następnie zabezpieczyć, by mogło dobrze wyschnąć. Dopiero po tych zabiegach może służyć nam jako opał.
– Dawniej przy drewnie wszystko robiło się rękami, a konie pomagały przy jego transporcie z lasu – wspomina pan Józef Sołtys. Co prawda dzisiejsza technologia usprawniła pracę drwali, dzięki nowoczesnym narzędziom i maszynom ich zadanie jest znacznie łatwiejsze i bezpieczniejsze, to nadal jest to dość ciężkie zajęcie i nie każdy może się tego podjąć.
Jak mówi pan Jan Chciuk, aby zajmować się wycinką drzew, trzeba było mieć spryt oraz siłę. Oczywiście niezbędna była także dobra siekiera. – Najpierw należało w odpowiednim miejscu uderzyć w kloc po jego przerżnięciu, a następnie porżnąć go ręczną piłą na takie krótkie kawałki, klocuszki – dodaje.
– Później drewno musiało przeschnąć, dlatego układało się je gdzieś pod dachem w przewiewnym miejscu i ono przynajmniej rok, a najlepiej dwa lata, tam leżało i schło – mówi pan Sołtys. Każdy gospodarz musiał zadbać o wystarczającą ilość opału dla siebie, który służył nie tylko do ogrzania domu, ale był także niezbędny do przygotowania posiłków. – Nie było prądu ani gazu, dlatego do gotowania czy podgrzewania potraw trzeba było zapalić pod kuchnią – dodaje.
Kolejnym zajęciem przypominanym przez Fundację Rozwoju „Dobre Życie” jest koszenie. Zapewne wiele osób jeszcze pamięta, że z końcem maja lub początkiem czerwca przychodzi czas na sianokosy. Kiedyś wychodziło się w pole skoro świt i nieraz do późnej nocy kosiło się trawę kosą, a następnie układało się ją w kopy, aby mogła dobrze wyschnąć. Po kilku dniach rozwalało się kopy, grabiło się siano i zwoziło do stodoły. Zdecydowane ułatwienie wszelkich prac polowych zapewnia współczesny sprzęt, który pozwala na szybsze i łatwiejsze uporanie się z wieloma zadaniami.
Warto zwrócić uwagę na to, że wszelkie prace na wsi jednoczyły mieszkańców. Sąsiedzi pomagali sobie nawzajem, pożyczali sprzęt, a przy okazji mogli się spotkać i porozmawiać, nieraz też wspólnie pośpiewać. Po skończonej pracy był czas na odpoczynek, a także - dla tych którzy mieli jeszcze siły - na zabawę. Niewątpliwie to wszystko miało wpływ na kształtowanie silnych więzi społecznych i budowanie tożsamości lokalnej.
Źródło: Fundacja Rozwoju „Dobre Życie"