Lenistwo w stylu glamour, z drinkiem w ręce i kapeluszem na twarzy jest już passé. Teraz odpoczywa się z plecakiem na plecach i na kanapach u nieznajomych, a przede wszystkim – jak najmniejszym kosztem. Tanie podróżowanie stało się dla młodych ludzi trochę wyborem, a trochę koniecznością. Jednym z najciekawszych sposobów na realizację takiego marzenia jest wolontariat zagraniczny, np. Global Citizen organizowany przez stowarzyszenie AIESEC.
Na początku jest wanderlust
Wanderlust to wyrażenie, które oznacza niepohamowaną chęć podróżowania i zwiedzania nowych miejsc. Takie pragnienie przygód niejednokrotnie skutkuje decyzją o wyjeździe na Erasmusa czy zgłoszeniem na Autostop Race. Można też wziąć udział w programie Global Citizen, czyli wymianie zagranicznej, łączącej pobyt w innym kraju i pracę wolontariacką.
– Zawsze uwielbiałam podróżować, a połączenie przyjemności z pracą wolontaryjną jest super pomysłem na spędzenie wakacji oraz świetną okazją do nauki – mówi Agnieszka, która ostatnie wakacje spędziła na wolontariacie w Indiach. Ten sam kraj wybrał Krzysiek. – Indie wydawały się najlepszym wyborem ze względu na ogromne różnice kulturowe i zupełnie inny styl życia – wspomina.
Potem idziesz do pracy
Global Citizen nie jest dla mięczaków. To próba charakteru, pracowitości i wrażliwości kulturowej. Agnieszka uczyła dzieci w szkole angielskiego, matematyki i WF-u. Oprócz tego sprzątała z innymi wolontariuszami ulice i odwiedzała w szpitalu dzieci chore na cukrzycę.
– W pewnym momencie może się okazać, że zostaniesz postawiony w obliczu dużego wyzwania, na które nie byłeś gotowy. Praca miała się wiązać jedynie z dzieleniem się z dziećmi polską kulturą, ale z powodu niedoborów kadrowych zostałem poproszony o przejęcie obowiązków nauczyciela informatyki – opowiada Krzysiek.
W wolnych chwilach podróżujesz
Po pracy możesz jeszcze bardziej zatonąć w otaczającej cię kulturze i zobaczyć nowe, zapierające dech w piersiach miejsca. Oczywiście przemieszczając się jak tubylcy – tanio i z przygodami.
– Pojechaliśmy na dwa dni do Chickmangalur i postanowiliśmy zdobyć najwyższy szczyt na południu Indii. Było tam bardzo wilgotno i zimno. Pod górę szliśmy na czworaka, brudni od błota i przemoknięci. A kiedy weszliśmy na zamglony szczyt, kolega przewodnik stwierdził, że lepiej już wracać szybko do domu, bo w tych lasach chowają sie tygrysy – tak swoje przygody wspomina Agnieszka.
Doświadczenia Krzyśka miały nieco… romantyczny charakter. – W czasie jednego z weekendów pojechaliśmy do miejscowości położonej nad Gangesem. Ja i moja koleżanka z Kanady postanowiliśmy zobaczyć świątynię Shivy. Podeszliśmy do jednego z kapłanów, który nagle położył kadzidełko na ręce Jocelyn, kazał mi moją ręką przykryć to kadzidełko, po czym wspólnie wrzuciliśmy je do ognia. Po powrocie dowiedzieliśmy się, że obrządek ten oznaczał… zaślubiny.
W końcu wracasz, ale zmieniony
Największą wartością dodaną, jaką zyskujesz z uczestnictwa w Global Citizen, jest poczucie, że nie przeszedłeś obojętnie wobec problemów drugiej osoby. Potwierdzają to słowa Agnieszki: – Dopiero w momencie, w którym widzisz na własne oczy panującą tam biedę, żebrzące dzieci czy ogromne wysypiska śmieci przy szkołach czy ruchliwych ulicach, uświadamiasz sobie wagę takich projektów. Krzysiek uzupełnia: – Myślę, że tego typu doświadczenia są najlepszym sposobem, żeby się „nauczyć” empatii.
Podczas wolontariatu zagranicznego nie sypia się w pięciogwiazdkowych hotelach i nie jeździ się limuzynami. Za to można poznać od środka nową kulturę, zostawić tam kawałek siebie i zdobyć nowych przyjaciół (a może i żonę). A przede wszystkim można podróżować: bezkompromisowo, przygodowo i awanturniczo. Czyli tak, jak młodzi ludzie lubią teraz najbardziej.
Źródło: Global Citizen