wyniki ogólnopolskich badań nad konfliktami w rodzinach
Spokój ponad wszystko
Włoska kłótnia – nie dla nas!
Jeśli dodamy do tego podzielane aż przez 91% Polaków
przekonanie, że „każdy konflikt można rozwiązać poprzez spokojną
rozmowę (zdecydowanie zgadza się z tym 61% Polaków, raczej zgadza
się 30%) i wyrażaną przez 89% respondentów opinię, że „jedna strona
powinna położyć uszy po sobie i ustąpić dla świętego spokoju” (53%
zgadza się zdecydowanie, raczej się zgadza 36%), okaże się, że w
opinii większości Polaków spokój jest więcej wart niż wyrażenie
swoich prawdziwych potrzeb. Stąd prawie co trzeci Polak (32%)
zgadza się z opinią, że „najlepiej jest udawać, że nic się nie
stało”. Czy daje się jednak zachować spokój wtedy, kiedy bardzo nam
na czymś zależy?
Według badań nie będzie to jednak takie łatwe. 35% Polaków
uważa, że „należy stanowczo bronić swoich racji i nie dać się
zmusić do ustąpienia”. Pewnym spokojem napawa tu tylko
deklaracja, że podczas domowych sporów rzadko rzuca się
przedmiotami (ponad 85% badanych twierdzi, że nigdy tego nie robi),
raczej nie organizuje się „domowych strajków” (tylko co dziesiąty
Polak na znak protestu przestaje zmywać, robić zakupy, prać itp.).
Jakie są konsekwencje takiego sposobu myślenia dla polskich
par?
Przede wszystkim – jak podkreśla Monika Kozak –
widać, że Polacy albo zaciekle walczą o swoje, albo ustępują dla
świętego spokoju. Rzadko zatem spierają się w sposób, który
naprawdę prowadzi do takiego rozwiązania problemu, które
wychodziłoby naprzeciw potrzebom obu stron. Najczęściej domowe
spory kończą się więc albo frustracją – że mimo ustąpienia nic się
nie zmieniło – albo poczuciem porażki – że mimo walki nie udało się
załatwić tego, co naprawdę ważne.
Wolne związki walczą o swoje, a kobiety krzyczą
Przyjrzyjmy się szczególnie ciekawym różnicom: między
poglądami kobiet i mężczyzn w konkubinatach i wolnych związkach.
Warto zwrócić uwagę, że kobiety zdecydowanie rzadziej niż mężczyźni
chcą „kłaść uszy po sobie”. Stanowczo nie zgadza się z takim
twierdzeniem o 10 punktów procentowych więcej kobiet niż mężczyzn.
Jednocześnie kobiety dwa razy częściej niż mężczyźni uważają, że
warto bronić swoich racji i… znacznie częściej krzyczą i podnoszą
głos. Przyznaje się do tego więcej niż połowa Polek i tylko co
trzeci Polak. Model kobiety, która nie jest świadoma własnych
potrzeb w związku, odchodzi w przeszłość.
- Kobiety wiedzą, czego chcą i starają się to uzyskać.
Widać to w przedstawionych danych: dwa razy więcej kobiet niż
mężczyzn domaga się rozwiązania konfliktu na własnych warunkach
– zauważa Maciej Tański, mediator (tel. 22 825 40 83, 503 306
173).
Strategię unikania konfliktów blisko dwa razy chętniej stosują
małżeństwa niż konkubinaty. W związkach nieformalnych ludzie
rzadziej omijają sporny temat, udając, że nic się nie stało
(robi to około 32% małżeństw i tylko 16% konkubinatów). Dobrą minę
do złej gry robi się tylko w co piątym związku nieformalnym, ale za
to w ponad jednej trzeciej małżeństw. Można to interpretować przede
wszystkim jako inne rozumienie celów i zasad bycia razem w obu
typach związków. Małżeństwo jest instytucją, którą należy chronić.
Lepiej dla świętego spokoju jeździć z mężem lub żoną na nielubianą
działkę niż wywołać dyskusję na temat spędzania wolnego czasu. W
wolnym związku ludzie widzą większą szansę realizacji swych
potrzeb, dlatego bardziej otwarcie o nich mówią.
Chętnie rozmawiamy, ale… czy umiemy?
Przeprowadzone badania nie pozostawiają wątpliwości: wierzymy,
że warto rozmawiać. Dziewięciu na dziesięciu Polaków (43%
zdecydowanie, 49% raczej tak) uważa, że „każdy konflikt można
rozwiązać przez spokojną rozmowę”. Tyle samo twierdzi, że rozmowy
skutecznie rozwiązują problemy w ich związkach. Czy jest więc
tak, że czekają nas spokojne święta, mniejsza liczba rozwodów i
puste sądy rodzinne?
Optymizmem napawają dane, że tak chętnie rozmawiamy, i cieszy
również fakt, że tylko 15% nieudanych rozmów wynika z tego, że
partner nie był szczery, a 15% prób porozumienia nie udało się
dlatego, że miał niechętne nastawienie do dyskusji. Martwi jednak
wspomniana już nieumiejętność poruszania kwestii trudnych. Ponad
połowa respondentów (55%) przyznaje, że porażka rozmów w sytuacji
konfliktu wynika z tego, że „żadna ze stron nie przyjmuje
argumentów drugiej strony, usiłując wygrać” a 43% z nich przyczyny
niepowodzeń upatruje w tym, że „rozmowy sprowadzają się głównie do
wypowiedzenia wzajemnych żalów i pretensji”. Być może więc Polacy
chętnie mówią, ale nie umieją się nawzajem słuchać? Może dlatego
właśnie ponad połowa z nas (9% uznaje to za bardzo dobry pomysł,
42% za dość dobry) uznaje, że warto w sytuacji konfliktu ze
współmałżonkiem lub partnerem zwrócić się o pomoc do eksperta,
czyli mediatora. O mediacji słyszała ponad połowa Polaków.
Jednak tylko co trzynasty (8%) zna osobiście kogoś, kto korzystał z
mediacji. Może to wynikać ze wstydu, który powstrzymuje od
opowiedzenia o uzyskanej pomocy. Może też być tak, że o mediacji
słyszy się, ale nie od znajomych, a z doniesień prasowych o ich
roli w sporach pielęgniarek czy celników.
Wstyd i niewiedza w sięganiu po pomoc
Od mediatora oczekuje się pomocy w pogodzeniu dwóch potrzeb
kluczowych dla polskich rodzin w konflikcie. Z jednej strony –
pomocy w przeprowadzeniu spokojnej rozmowy. Aż 46% wierzy, że „ktoś
trzeci odniesie się do sytuacji bezstronnie, bez emocji”. Z drugiej
– rozwiązania tych spraw, o których w związkach nie mówi się z
obawy, że poruszenie ich zburzy upragniony ład i harmonię. Co nas
zatem powstrzymuje? Wstyd i niewiedza.
Powierzyć swoje sprawy obcej osobie wstydziłoby się 58% z
nas. Jednocześnie aż 39% Polaków w ogóle nie wie o takiej
możliwości a co trzeci nie wie, gdzie w razie potrzeby można by
szukać mediatora. Ciekawym znakiem zmiany polskiej obyczajowości
jest stosunkowo niski odsetek osób, które uważają, że tak się po
prostu nie robi – czyli że „nie pierze się rodzinnych brudów na
zewnątrz”. Z badań wynika, że tylko co piąty Polak uważa, że
„własne problemy trzeba załatwiać samemu”.
– Małżonek nie jest już raz na zawsze po prostu dobry lub
zły. Staje się partnerem, z którym warto pracować nad lepszą
przyszłością. Jednocześnie zanika szczelna dotąd w Polsce zasłona,
która bez względu na to, co się działo w domu, chroniła świat
prywatny – mówi dr Ilona Iłowiecka-Tańska, antropolog kultury
(tel. 501 44 68 49).
Niewątpliwie jednak granica prywatności jest znacznie mniej
szczelna w związkach nieformalnych. Małżeństwa trzykrotnie rzadziej
niż konkubinaty zwracają się o pomoc w sytuacji konfliktu do
zewnętrznego eksperta. Małżonkowie pozostają więc ze swoimi
problemami sami.
Wykształcenie i miejsce zamieszkania nie powoduje znaczących różnic
Na koniec warto poruszyć dwie kwestie, które wydają się bardzo
interesujące. Po pierwsze, w badaniach nie pojawiły się istotne
korelacje, między np. sięganiem po alkohol i przemocą domową a
poziomem wykształcenia i wielkością miejsca zamieszkania. Osoby z
wyższym wykształceniem deklarują, że zaglądają do kieliszka w celu
rozładowania stresu równie rzadko, jak osoby z wykształceniem
podstawowym czy zawodowym. Najwyraźniej więc sięganie po kieliszek
pełni w Polsce inne funkcje niż rozładowywanie napięcia małżeńskich
kłótni.
Po drugie, widać, że przemoc domowa, niezależnie czy się ją
praktykuje, czy nie, we wszystkich grupach społecznych traktowana
jest jako zachowanie niewłaściwe. Tym należy tłumaczyć fakt, że
blisko 90% Polaków, niezależnie od stopnia wykształcenia i miejsca
zamieszkania, deklaruje, że nigdy się do niej nie posuwa. Nie
oznacza to oczywiście, że tego nie robi. Widać jednak, że wiemy, iż
jest to zachowanie naganne.