Ekonomia społeczna przeżywa niewątpliwy rozkwit. Zajmują się nią liczne organizacje, powstaje mnóstwo publikacji, działają zespoły resortowe i kancelaria Prezydenta. Wspomagają jej rozwój akty prawne tworzone z udziałem zainteresowanych środowisk, a w programach UE dostępne są pieniądze. Jak w każdym dobrostanie, warto jednak podejrzliwie patrzeć na sytuację. Warto pytać – co tu jest „nie tak”, zanim obudzi nas rzeczywistość.
Szersza perspektywa
Wystarczy wspomnieć, że poza głównym nurtem dyskusji środowiska znalazły się takie problemy jak sytuacja spółdzielczości, w tym także (ale nie tylko) wielkich spółdzielni mieszkaniowych. Uwagi wymaga społeczna dziedzina gospodarki mieszkaniowej, fenomen ogródków działkowych i sposób zorganizowania działkowców, funkcjonowanie instytucji finansowych, czy wreszcie stopień uzależnienia sektora ekonomii społecznej od funduszy publicznych.
Dominujący kierunek prac i dyskusji dotyczy przedsiębiorstw społecznych i spółdzielni socjalnych jako instrumentów wspomagających integrację czy włączenie społeczne. Powstały też publiczne programy umożliwiające współpracę „publiczno-społeczną”, a także finansowanie publiczne działań. Oprócz korzyści, sytuacja taka stwarza ryzyko „upaństwowienia” sektora ekonomii społecznej i osłabienia jego atrakcyjności oraz skuteczności. Nawet jeżeli głównym celem danej jednostki jest pomoc ludziom, integracja, włączenie, to za kluczową cechę zastosowanej metody uważamy „ekonomię” – działalność, która nadaje sens, logikę i skłania do podporządkowania się powszechnym regułom.
Istotne dla sytuacji ekonomii społecznej sprawy związane są z kompetencjami różnych resortów i instytucji (MPiPS, MRR, Ministerstwo Gospodarki, Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, Urząd Zamówień Publicznych). Zainteresowane możliwościami partnerstwa powinny być związki samorządowe i organizacje tematyczne zajmujące się społeczną odpowiedzialnością biznesu, rynkiem pracy, bezrobociem, prywatyzacją i restrukturyzacją przedsiębiorstw, samorządem pracowniczym i in. Współpraca z niektórymi z nich została już nawiązana. Chyba żaden z jej przypadków nie może być jednak uznany za w pełni zadowalający.
Kooperacja i gospodarowanie
Źródło koncepcji ekonomii społecznej należy widzieć w przeciwstawieniu dwóch sytuacji (nieco egzotyczny język tego opisu powinien uświadomić przeciwieństwa). To możliwość wykonywania pracy i otrzymania zapłaty lub/i możliwość obniżenia kosztów utrzymania czy wręcz przeżycia dzięki współpracy z innymi ludźmi w podobnej sytuacji versus możliwość uzyskania (dostatecznego) wynagrodzenia zainwestowanego kapitału.
Te dwie sytuacje dobrze opisują charakterystyczne podglebie na jakim wyrosła ekonomia społeczna: nieufność wobec anonimowego kapitału, zmiennego w decyzjach i kierującego się „nieludzką” logiką oraz silna rola demokracji członkowskiej. Inaczej wyglądają tu preferencje osób, które pracą zdobywają środki do życia. Ich oczekiwania wiążą się z bardziej elementarnym czy „naturalnym” pojmowaniem ekonomii jako „gospodarowania”. Co nieopłacalne dla „kapitału” może wystarczyć na utrzymanie rodziny.
Dlatego dziedzictwo ekonomii społecznej obejmuje niechęć wobec wkładu wyrażanego w abstrakcyjnej wartości finansowej i nacisk na bezpośrednią demokrację pracowników. Ekonomia społeczna jest więc propozycją skierowaną do osób, które są zdolne i chętne do pracy, cechują się przedsiębiorczością i umiejętnościami. „Czyste” przedsięwzięcie ekonomii społecznej nie wymaga ani specjalnego traktowania, ani przywilejów. Jest to działalność gospodarcza i, jako taka, musi się sprawdzać w obrocie gospodarczym.
Wykorzystanie „algorytmu” ekonomii społecznej w programach integracji społecznej ma przywrócić godność: stawiamy na aktywność i samodzielność (podmiotowość), nie czynimy z człowieka „odbiorcy” czy „klienta” pomocy. Uzasadnia to wsparcie ze środków publicznych. Nie powinno jednak usprawiedliwiać zmiany charakteru działalności: z gospodarczej na budżetową.
Płynie stąd propozycja banalna i trudno-wykonalna, bo nieco samobójcza: niezależnie po której stronie pracujemy, opierajmy się wspieraniu pod hasłami ekonomii społecznej, przedsięwzięć, które nie mają ekonomicznego sensu. Przypomnijmy więc, że chodzi o powrót osób wykluczonych do życia a nie o sztuczne oddychanie. Tym bardziej nie powinno nam zależeć na finansowaniu organizacji wspierających czy pośredniczących, które same wymagają całościowego utrzymywania z funduszy publicznych.
Ekonomia społeczna jest gdzie indziej?
„Uporządkowana” ekonomia społeczna, ustrukturyzowana w organizacjach, sieciach współpracy i wsparcia, obejmuje zaledwie część zjawiska. Wiele działań polega na współpracy ludzi traktowanej jako oczywistość, bez potrzeby rejestrowania się czy informowania kogokolwiek. Bardzo mało wiemy o takich systemach współpracy, opartych bezpośrednio na kapitale społecznym. W ostatnich latach liczne inicjatywy, przedsięwzięcia czy projekty, rodzą się w ruchach, które wypada określić mianem „alternatywnych”. Czasem powiązane z ruchem lewicowym, anarchistycznym, czasem wynikające ze zwykłej wrażliwości ludzi, nie garną się pod znaki NGO-sowskiego establishmentu. Warto przyjrzeć się tym różnym działaniom i szukać w nich inspiracji.
Uważam, że obecnie warto wyróżnić pewne typy działań, wartych dyskusji, promocji, wsparcia i naśladowania. Spontaniczny, niejednokrotnie, charakter ruchów, które je podejmują, powoduje że trudno o uporządkowaną typologię. Inicjatorzy – aktywiści, którzy je podejmują, modelują każdy projekt czy działanie, wedle własnej wizji, inspirując się różnymi wzorami – zasłyszanymi czy podpatrzonymi. Trudno tu o czysty, rozłączny podział.
Krzysztof Herbst
Źródło: Ekonomiaspoleczna.pl