Mówią, że jest chodzącą encyklopedią, że o energii odnawialnej wie niemal wszystko i że zaraża nią innych. Grzegorz Wiśniewski, założyciel i prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej, został Człowiekiem Roku Polskiej Ekologii 2014. Właśnie za to zarażanie.
Kiedy pani ze spożywczaka pyta go, czym się zajmuje, ma kłopot – nie bardzo wie, co odpowiedzieć. Zajmuje się energią odnawialną, a więc: wiatrakami, elektrowniami wodnymi, kolektorami słonecznymi na dachach. Ale ani tych urządzeń nie produkuje, ani nie montuje. – No więc co pan robi? – dopytuje ekspedientka. – Jestem wolnomyślicielem. Próbuję formułować kierunki rozwoju energetyki odnawialnej w Polsce i myśleć o przyszłości – wyjaśnia.
Pani ze sklepu myśli więc, że jest nierobem. Ale to niesprawiedliwa ocena, bo ze świecą szukać bardziej pracowitego człowieka. Współpracownicy mówią o nim: „nadczłowiek polskiej energii odnawialnej”. To dlatego, że angażuje się w nieludzki sposób. – Nigdy w życiu nie znałam człowieka, który do tego stopnia poświęcałby się temu, co robi zawodowo – przekonuje Katarzyna Michałowska-Knap, wieloletnia współpracowniczka.
Ekspert pierwszej wody
Grzegorz Wiśniewski jest założycielem i prezesem Instytutu Energetyki Odnawialnej. To niezależny think-tank, wspierający rozwój zrównoważonej i rozproszonej energetyki. Kiedy w 2001 roku Wiśniewski zakładał IEO, długo zastanawiał się, jaką formę prawną mu nadać. Myślał o organizacji pozarządowej, ale ostatecznie powołał spółkę prawa handlowego, w której udziałowcami są w większości pracownicy i współpracownicy Instytutu. W rzeczywistości to przedsiębiorstwo społeczne. Jeśli uda im się wypracować zysk, nie idzie do kieszeni udziałowców, tylko na działalność statutową. Początkowo Instytut liczył kilkoro osób, z czasem rozrósł się do kilkunastu.
IEO współpracuje z rządem, samorządami, organizacjami pozarządowymi, inwestorami oraz producentami urządzeń. Firma X chce wdrożyć nowy typ absorbera (część kolektora słonecznego), idzie po konsultacje do Wiśniewskiego. Gmina Y szykuje się do budowy fermy wiatrowej, potrzebuje know-how, zaprasza do siebie Wiśniewskiego.
Tak było w przypadku gminy Kisielice (woj. warmińsko-mazurskie), ale to jeszcze lata 90. – czasy, kiedy Wiśniewski kierował powołanym przez Komisję Europejską Europejskim Centrum Energetyki Odnawialnej. – To był 1998 rok. Zarząd naszej gminy podjął decyzję, że zainwestujemy w energetykę wiatrową – opowiada Tomasz Koprowiak, były burmistrz Kisielic. Natknął się na artykuł, w którym przeczytał o ECEO i o Grzegorzu Wiśniewskim. – Chwyciłem za telefon, zadzwoniłem i umówiliśmy się na spotkanie. Tak zaczęła się nasza przygoda z energetyką odnawialną – opowiada Koprowiak.
Dziś w gminie Kisielice stoją 52 wiatraki. Produkują energię o łącznej mocy 94,5 MW – starczy, by zasilić 80 tys. gospodarstw domowych. Gmina zainwestowała również w biogazownię, instalację fotowoltaiczną oraz kotłownię na biomasę, dzięki której udało się zmniejszyć emisję dwutlenku węgla o 12 tys. ton rocznie. Paliwem odnawialnym jest słoma, skupowana od okolicznych rolników. Nie trzeba importować ani węgla, ani gazu. Jest taniej, a zaoszczędzone pieniądze zostają w gminie.
Gmina Kisielice to polski lider w produkcji energii odnawialnej. Wielki sukces burmistrza, ale zasługa leży też po stronie Grzegorza Wiśniewskiego. – Konsultowałem z nim wszystkie inwestycje – mówi burmistrz Koprowiak. – Jego przewidywania oraz sugestie sprawdzały się za każdym razem. Wiśniewski to chodząca encyklopedia, pasjonat i ekspert pierwszej wody – przekonuje.
Grechuta, golizna i smrodki
Wiśniewski energetyką odnawialną zajmuje się zawodowo od niemal trzydziestu lat. Ale raczej z niego teoretyk niż praktyk. Mieszka w starym, przedwojennym domu otoczonym drzewami. – Niestety, trudno nazwać go ekologicznym. Nie ma tam warunków, by zainstalować mikrowiatrak czy dachową elektrownię słoneczną – przyznaje. Rodzina narzeka na niego, że zużywa za dużo wody i gazu. – Lubię pośpiewać pod prysznicem – tłumaczy. – A ponieważ nie bardzo mi to wychodzi, prysznic to jedno z niewielu miejsc, gdzie mogę sobie na to pozwolić – śmieje się. Najczęściej śpiewa piosenki Marka Grechuty.
Niewiele osób wie również, że Grzegorz Wiśniewski to dyslektyk i dysgrafik. – Odręczne pismo pana prezesa jest nie do odczytania nawet przez doświadczonego aptekarza – śmieje się Katarzyna Michałowska-Knap. Ale najzabawniejsze są jego literówki. – Hitem było to, kiedy napisał maila do prezesa Urzędu Regulacji Energetyki z prośbą o potwierdzenie golizny spotkania. Miał oczywiście na myśli godzinę – opowiada Michałowska-Knap. Innym razem do szacownej instytucji finansowej napisał, że ma smrodki finansowe. Miało być: środki.
Polak – PROSUMENT
Niezwykle elektryzuje go wizja Polaka – PROSUMENTA, a więc PROducenta i konSUMENTA energii odnawialnej. Chciałby namówić rodaków, by inwestowali w przydomowe urządzenia do produkcji energii elektrycznej i by stawali się w ten sposób energetycznie samowystarczalni. Ale ma świadomość, że nie będzie łatwo. – Polacy nie zaczną kupować tych urządzeń, dopóki ceny nie spadną (obecnie taka instalacja to koszt małego samochodu), a ceny nie spadną, jeśli nie zaczniemy ich kupować. Błędne koło – mówi Wiśniewski.
Nadzieję daje uchwalona na początku roku ustawa o OZE z tzw. poprawką prosumencką, o którą toczył długi bój. Ustawa zapewni wsparcie tym, którzy od przyszłego roku zdecydują się na produkcję zielonej energii.
Zawirusowane umysły Polaków
– Chciałbym doczekać czasów, w których Polacy będą mieszkali w domach wyposażonych w urządzenia do produkcji energii, będą tworzyli lokalne sieci i będą wymieniali się energią. Ci, którzy wyprodukują jej za dużo, będą przekazywali energię tym, którzy mają jej za mało – mówi Wiśniewski.
Aby marzenie mogło stać się rzeczywistością, niezbędna jest technologia, którą już udało się rozwinąć, oraz zmiana społeczna, nad którą trzeba jeszcze popracować. – Umysły Polaków, karmione zbyt długo nieprawdziwymi informacjami o sytuacji w energetyce, zostały zawirusowane – diagnozuje. – Od lat wmawia nam się, że energetyka odnawialna jest droga. Jednocześnie inwestuje się bajońskie środki publiczne w rozwój konwencjonalnych źródeł energii – mówi Grzegorz Wiśniewski.
Irytuje go również to, kiedy politycy przekonują społeczeństwo, że małe, rozproszone źródła odnawialnej energii są niestabilne. – Mówi się nam, że gwarancją bezpieczeństwa energetycznego jest większa liczba rurociągów gazowych albo importowanie węgla czy rudy uranowej. A przecież realnym bezpieczeństwem jest rozproszony system energii odnawialnej, który funkcjonuje w oparciu o te zasoby, które mamy na własnym terytorium. Wiatru, słońca, rzek i energii geotermalnej nigdy nie będziemy musieli importować – mówi Wiśniewski.
Zmianie powinno ulec również tempo, w jakim wdraża się energetykę odnawialną. Wiśniewski pamięta numer Przeglądu Technicznego, w którym czytał, że już za kilka lat energia odnawialna zaleje polski rynek. To było 30 lat temu, kiedy kończył politechnikę.
Współpracownicy mówią o nim: „nadczłowiek polskiej energii odnawialnej”. To dlatego, że angażuje się w nieludzki sposób.