'Zarabiają miliony na niepełnosprawnych artystach' i 'Malowane współczucie' - artykuły pod takimi tytułami ukazały się w marcu w 'Gazecie Wyborczej'. Autor próbował wykazać, że pieniądze, jakie wielu Polaków płaci za kartki rozprowadzane przez wydawnictwo AMUN Sp. z o.o., działające na rzecz artystów malujących ustami i nogami, zasilają prywatne konta za granicą, a w minimalnej części trafiają do kieszeni niepełnosprawnych. Artykuł wywołał duże poruszenie, zwłaszcza na dyskusyjnych stronach internetowych, gdzie wielu ludzi deklarowało, że przestaje kupować kartki niepełnosprawnych artystów.
Największym zaskoczeniem dla samych artystów było to, że w opisywanej sprawie, mimo że
bezpośrednio dotyczyła twórców niepełnosprawnych, nie zapytano ich o zdanie ani nie zwrócono się do
nich po komentarz. "Integracja" umożliwiła im wypowiedzenie się w sprawie, która ich
dotyczy.
Ireneusz Betlewicz: - Jeśli dziennikarz staje w obronie jakichś ludzi, to najpierw powinien ich
zapytać, czy faktycznie czują się pokrzywdzeni i wykorzystywani. A on tego podstawowego
dziennikarskiego obowiązku nie dopełnił - w ogóle nie zapytał nas o zdanie. Potraktował nas jak
ludzi upośledzonych umysłowo, których nie trzeba o nic pytać, bo gdzieś tam sobie siedzą w jakiejś
manufakturze, a AMUN robi na nich kasę i daje im lizaki.
Jolanta Borek-Unikowska: - Światowy Związek Artystów Malujących Ustami i Nogami zatroszczył się
o nas jak nikt wcześniej, płaci za reprodukcje, udziela stypendiów, organizuje wystawy i plenery.
Jeśli ktoś nas w tej sprawie wykorzystał, to ten pan, który w ogóle nie zapytał o nasze zdanie ani
o zgodę, czy może nas w tej sprawie reprezentować. Byłam tym artykułem bardzo zdenerwowana,
pomyślałam, że to niemożliwe, aby nic w Polsce się nie zmieniło i wciąż pisano w starym stylu:
niech niepełnosprawni przymierają głodem, byle tylko nie oddać kapitaliście z Zachodu jednego
euro.
Stanisław Kmiecik: - Wydawnictwo od początku jest firmą międzynarodową. Wiemy, że pieniądze
wędrują najpierw do Liechtensteinu, a tam później są rozdzielane jako stypendia dla wszystkich
artystów, bo w Liechtensteinie jest centrala firmy, a w poszczególnych krajach jego oddziały. I
jaka tu jest afera? My pieniądze dostajemy i nie są to żadne grosze.
Ireneusz Betlewicz: - Rozmawiałem z autorem artykułu kilka dni po publikacji i powiedział mi, że
tak naprawdę to nie występował w mojej obronie i w obronie niepełnosprawnych, ale w obronie ludzi,
którzy kupują nasze kartki. Czyli, że ludzie którzy je kupują są oszukiwani. Z jego argumentacji
wynikało, że ludzie za otrzymane kartki dają po prostu jakieś datki dla niepełnosprawnych, a nie,
że płacą nam za towar, który im dostarczamy. AMUN przecież nie wysyła pustych kopert, lecz kartki,
które są towarem. A za towar bierze się pieniądze. Przy kartkach zawsze jest podana cena. Jeśli
ludziom towar się podoba, to biorą go i za niego płacą. Taka jest kolejność. Przy wysyłanych
kartkach jest także napisane, że ich zakup nie jest obowiązkowy.
Krzysztof Kosowski: - Nasze kartki z Polski są również sprzedawane w innych krajach, a u nas
kartki twórców z tamtych krajów. Tak to działa. Autor nie zadał sobie trudu, aby poznać schemat
organizacyjny światowego AMUN, tylko zrobił sensację. I, niestety, nam zaszkodził.
Jadwiga Markur: - My nie prosimy o jałmużnę i nie mówimy: "Dajcie nam pieniądze". My
na nie pracujemy. I to ciężko. Żeby namalować obraz nogą albo ustami, trzeba naprawdę dobrze się
napracować. Dajemy więc swoją pracę, swoje obrazy, z których są reprodukowane kartki. Poza tym
dajemy nie tylko towar, ale także radość, bo wiemy, że nasze kartki wielu ludziom bardzo się
podobają. Nie płacą więc, jak to zasugerował autor artykułu, z litości, na kalectwo.
Jeśli będę chciała litości, to przestanę malować, zacznę płakać i pójdę do opieki społecznej. Poza
tym są osoby, które otrzymują nasze kartki, lecz ich nie kupują. Nikt ich za to do sądu nie ciągnie
ani nie nakazuje im zwrócić kartek.
Ireneusz Betlewicz: - Współpracujemy z wydawnictwem z własnej woli, na ustalonych od początku
zasadach, które wszystkim odpowiadają. Mało tego, dzięki współpracy możemy mieć godziwe życie i
nadal poświęcać się twórczości. Gdy siedzieliśmy bezczynnie w domach, to było źle, gdy sami
próbujemy brać życie w swoje ręce, to okazuje się, że też jest źle. Komuś najwidoczniej coś się
pomyliło.
Jolanta Borek-Unikowska: - Ja dzięki temu, że zostałam członkiem światowego związku artystów
niepełnosprawnych po raz pierwszy po dwunastu latach siedzenia w domu nawiązałam kontakty z ludźmi
i wyjechałam z mojej miejscowości.
Malowanie dało mi nie tylko przyjemność i pieniądze na życie, ale także satysfakcję, że jestem
komuś potrzebna. Poczułam, że jestem pełnowartościowym człowiekiem. A teraz obawiam się, że wrócę
do tego, co miałam przedtem - czyli do wegetacji.
Katarzyna Warachim: - Autor artykułu powinien się cieszyć, że 24 osoby nie obciążają dodatkowo
państwa, tylko radzą sobie same. A zysk mają dwie strony - my i wydawnictwo. Nam nie przeszkadza,
że AMUN zarabia. Przecież każda firma, zatrudniając pracownika, czerpie zyski z jego pracy. Ważne
jest to, czy pracownik jest zadowolony z pracy i z zapłaty. A my jesteśmy.
Krzysztof Kosowski: - Nie rozumiem, jak ogólnopolski dziennik mógł dopuścić do publikacji tak
nierzetelnego materiału? Rozumiem, że małej lokalnej gazecie może się coś takiego przytrafić, ale
nie największemu dziennikowi? Dziennikarz nie sprawdził wielu informacji.
Katarzyna Warachim: - To, że artykuł pojawił się tuż przed Świętami Wielkanocnymi, kiedy
wysyłane są nasze kartki, nie jest przypadkowe. Straty są nieodwracalne, nawet jeśli pojawią się
sprostowania. Dziennikarz zrobił nam niedźwiedzią przysługę.
Stanisław Kmiecik: - Malujący niepełnosprawni artyści ze swoimi kartkami są konkurencją dla
innych wydawnictw. Biznes to biznes, a wtedy bez skrupułów stosuje się chwyty poniżej pasa.
Wysłuchał: Piotr Stanisławski
Stawiam na aktywność
Reprezentowane przeze mnie Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji popiera aktywność osób
niepełnosprawnych. Dlatego też w grudniu 2003 roku; została zorganizowana Międzynarodowa Wystawa
"Sztuka bez barier" w Muzeum Narodowym w Warszawie. Jej celem było pokazanie innego - niż
obecny w mediach - wizerunku osób niepełnosprawnych, które pomimo różnych ograniczeń potrafią
pokonać bariery i dzięki swojemu uporowi oraz ciężkiej pracy być ludźmi aktywni i samodzielnie
funkcjonować.
Poza pracami artystów polskich prezentowane były obrazy twórców z całego świata. Byli wśród nich
artyści zrzeszeni w Światowym Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami z Lichtensteinu oraz
prace niezrzeszonego nigdzie niepełnosprawnego artysty z Japonii - Tomihiro Hoshino. Prace
japońskiego artysty osiągają w jego kraju bardzo wysokie ceny, a jego autorska galeria odwiedzana
jest przez ok. 1 mln osób rocznie.
Wystawę zaprezentowaną w Muzeum Narodowym odwiedziło blisko 26 tys. osób i cieszyła się ona
dobrymi opiniami zwiedzających.
Pragnę jako osoba niepełnosprawna prowadząca od 10 lat organizację pozarządową - Stowarzyszenie
Przyjaciół Integracji - oraz malujący ustami prosić o spojrzenie na pracę osób niepełnosprawnych w
sposób normalny, czyli przyzwalający m.in. na korzystanie z płynących z niej korzyści materialnych.
Uważam, że należy skończyć w naszym kraju z postrzeganiem aktywności niepełnosprawnych jako
wyciągania przez nich ręki po jałmużnę.
Piotr Pawłowski, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, redaktor
naczelny magazynu Integracja"
Światowy Związek AMUN
Mój dziadek, Erich Stegmann, który jako 2-letnie dziecko zachorował na chorobę Heine-Medina i od
tego czasu stracił władzę w rękach, założył w 1956 roku ten Związek. Nie chciał żadnej litości i
nie chciał być traktowany jako outsider. W 1956 roku 17 artystów malujących ustami i nogami
założyło spółkę z siedzibą w Liechtensteinie. Pierwszym dożywotnim prezesem był Erich Stegmann.
Dzisiaj, prawie 50 lat później, na całym świecie działa ponad 600 artystów. Ponieważ twórcy ci z
powodu swojej niepełnosprawności nie są w stanie zająć się sprzedażą swoich prac, zostały utworzone
wydawnictwa, które się tym zajęły.
W Polsce jest to wydawnictwo AMUN z siedzibą w Raciborzu. Ma ono prawa do wykonywania
reprodukcji dzieł artystów. Wydawnictwo sprzedaje kartki świąteczne i kalendarze. Na podstawie
wieloletniego badania rynku dystrybucja odbywa się wyłącznie drogą pocztową. Polskie ydawnictwo ma
rokrocznie 25-procentowy udział w dochodach całego Związku (w Liechtensteinie). Z tych pieniędzy
każdemu artyście, na podstawie zawartej z nim umowy, przekazywane są ustalone środki.
Florian Stegmann, dyrektor wydawnictw AMUN w Niemczech i we
Francji
Źródło: www.niepelnosprawni.info