Global Sumud Flotilla. Jak przekształcić globalne oburzenie w zorganizowany opór?
31 sierpnia wystartowała Global Sumud Flotilla (GSF) – największa międzynarodowa mobilizacja w historii prób przełamania nielegalnej blokady Strefy Gazy. Prawie sto statków, delegacje z 44 krajów i jeden wspólny cel: otwarcie korytarza humanitarnego dla głodzonych Palestyńczyków, doświadczających na oczach świata ludobójstwa. Płyną także Polacy – jak doszło do tego, że Polska stała się częścią tej misji?
Z perspektywy Aliny Palichleb, polskiej koordynatorki, budowanie tak szerokiej mobilizacji nie wygląda jak klasyczna rekrutacja do projektu.
– Wiele osób zaangażowanych w misję zna się od lat. Jedni przyciągają drugich – ktoś wchodzi w ruch dzięki dawnym kontaktom, a tam poznaje kolejnych aktywistów, którzy mają już doświadczenie w podobnych misjach. Nie było jednej centralnej rekrutacji, tylko oddolna mobilizacja, która z czasem się skumulowała. W obliczu eskalacji przemocy w Gazie te wszystkie rozproszone osoby połączyły się w ogromną flotyllę – tłumaczy Alina.
Co jest potrzebne, by połączyć aktywistów z 44 krajów?
Według Omara Farisa, szefa polskiej delegacji, dla organizowania skutecznych międzynarodowych mobilizacji istotne jest nie tylko tworzenie sieci kontaktów, ale równocześnie dbanie o te relacje. Nie chodzi wyłącznie o to, żeby dostać się na międzynarodową konferencję, posłuchać paneli i dodać się na Linkedlnie.
Global Sumud Flotilla wyrosła z długoletnich relacji i zaufania.
Historia GSF pokazuje też, że międzynarodowa mobilizacja nie oznacza z góry sukcesu. Nie jest to pierwszy rejs do Gazy, ani pierwsze łączone akcje działaczy. To właśnie na tych doświadczeniach budowano fundamenty pod akcję, jakiej do tej pory nie było – prawie stu statków płynących burta w burtę do Gazy.
Wiele wcześniejszych prób mobilizacji było brutalnie przerywanych. Marsz do Gazy w czerwcu – w którym uczestniczyli również Polacy – także został zatrzymany: Egipt nie wpuścił uczestników, a dodatkowo sytuację skomplikował konflikt z Iranem.Z tego niepowodzenia narodził się przełom. Marsz, którego nie udało się przeprowadzić, stał się inspiracją do stworzenia jeszcze silniejszej, bardziej skutecznej inicjatywy.
Znaczna większość osób zaangażowanych w Global Sumud Flotilla działa w ramach niezarejestrowanych organizacji. Polska delegacja pozyskała fundusze na swoje działania z fundraisingu indywidualnego.
– Zbieranie pieniędzy przez internetowe zrzutki nie jest prostą sprawą, ale wydaje mi się, że znaleźliśmy się w tak krytycznym momencie w kontekście ludobójstwa w Gazie, że wiele osób chciało dołożyć od siebie cokolwiek, co mogłoby sprawić, że nasza misja osiągnie sukces – zauważa Christian Kobluk, rzecznik prasowy polskiej delegacji.
Z perspektywy Christiana najważniejsze w planowaniu jakościowego działania było ustalenie sposobu komunikacji, tak żeby była przejrzysta w związku z ilością zaangażowanych państw i osób. Jednak wbrew pozorom praca w globalnym zespole w dużej mierze przypomina mu pracę w lokalnej organizacji:
– Oczywiście jest wiele nietypowych wyzwań związanych ze skalą przedsięwzięcia, ale podstawy współpracy są takie same.
Co w takim razie jest największym wyzwaniem w tego typu zaangażowaniu?
– Różne mechanizmy mogłyby działać lepiej, poruszamy się w chaosie. Jednak nie było wcześniej takiej misji. Nie możemy odwzorować cudzego działania. To my aktualnie budujemy standardy dla kolejnych działaczy. Nie jest to proste zadanie, bo naprawdę ciężko zachować porządek w tak ogromnym i oddolnym ruchu, złożonym głównie z entuzjastów, a nie profesjonalistów. Wydaje mi się, że nasz dotychczasowy sukces – to, że statki są już w drodze do Gazy i że akcja cieszy się tak sporym zainteresowaniem medialnym – wynika z tego, że każdy daje od siebie tyle, ile może.
Naszą zaletą nie jest perfekcjonizm, a siła wynikająca z ilości zaangażowanych osób.
Jak w takim razie być częścią tego typu międzynarodowej mobilizacji? Według Aliny, żeby zaangażować się w inicjatywy pokroju Global Sumud Flotilla, trzeba przede wszystkim być bardzo wytrwałym:
– Większość grup nie miała działów HR, ani nikogo, kto zajmowałby się rekrutacją. To nie działa tak, że ktoś cię zaprasza i przeprowadza formalny proces naboru. To oczywiście ma swoje minusy i wymaga poprawy. Często wygląda to tak, że ktoś podchodzi do organizatorów w trakcie akcji, czy przygotowań. Rozmowy odbywają się w biegu, w chaosie, kontakty zapisuje się na szybko, czasem giną i potem trzeba się na nowo odnajdywać. W praktyce więc zostają najbardziej wytrwali – i sama ta wytrwałość staje się pierwszym sprawdzianem, czy ktoś faktycznie nadaje się do ruchu.
Zrzutki, determinacja i chaos, czyli praca w globalnym zespole
12 czerwca 2025 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję, w której zażądało od Izraela natychmiastowego zakończenia blokady Gazy, otwarcia wszystkich przejść granicznych i zapewnienia, że pomoc humanitarna dotrze do palestyńskiej ludności cywilnej. Polska zagłosowała za tą rezolucją. Mimo to blokada wciąż trwa, a rządy i instytucje międzynarodowe nie podejmują wystarczających działań, by wprowadzić w życie postanowienia wspólnoty międzynarodowej. Dlatego zwykli ludzie wzięli sprawy we własne ręce i ryzykując swoim bezpieczeństwem przekształcają globalne oburzenie w zorganizowany opór.
– To działanie, to moralne wezwanie naszego pokolenia i punkt zwrotny w historii. Jednak nie powinniśmy musieć tego robić. Nie powinniśmy gromadzić dziesiątek łodzi i ludzi z całego świata, żeby zajmować się tym, co stoi po stronie rządu. Jestem rozczarowana, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji – przyznaje Hannah Smith z globalnego komitetu organizacyjnego.
Global Sumud Flotilla to misja pokojowa, a przechwytywanie statków humanitarnych na wodach międzynarodowych jest nielegalne w świetle prawa morskiego. Chociaż w sieci przewijają się komentarze z propagandową narracją o tym, że działacze robią sobie „wakacyjny rejs po Morzu Śródziemnym”, to w rzeczywistości jest to bardzo niebezpieczna wyprawa. 8 i 9 września zaatakowano dronami dwa statki należące do flotylli, które znajdowały się w porcie w Tunisie. Do załogi jednej z nich należy trzech Polaków.
W dodatku nie jest to pierwsza próba przełamania nielegalnej blokady Strefy Gazy, a w przeszłości mordowano działaczy. Dla Ewy Jasiewicz, polskiej delegatki, jest to czwarty rejs humanitarny.
– Moja rodzina przeszła piekło podczas nazistowskiej okupacji Niemiec. Robię to przede wszystkim dla rodziców i dziadków, a także dlatego, by być takim przodkiem, którego będą pamiętać moje siostrzenice i siostrzeńcy, kiedy dorosną. Wiemy, jak wielkie jest to ryzyko. Byłam na flotylli w 2010 roku. Widzieliśmy wtedy ostrzał Mavi Marmara – dziesięć osób zostało zamordowanych, pięćdziesiąt rannych. Jeśli zostaniemy niedługo zatrzymani, będzie to już kolejny raz, kiedy trafię do izraelskiego więzienia – przyznaje Ewa.
Według niedawno wydanego raportu IPC, z powodu zbrodniczych działań Izraela, do końca września co trzeci mieszkaniec Strefy Gazy zmierzy się z najwyższą, piątą fazą klęski głodu. Ponad 600 tysięcy osób będzie na skraju śmierci głodowej, a ponad milion znajdzie się w fazie czwartej, krytycznej. Izrael odrzucił raport IPC jako „sfabrykowany na zamówienie” i stwierdził, że „w Gazie nie ma głodu”.
– W najbliższym czasie izraelska propaganda będzie rosnąć w siłę, dlatego że to nasz oddolny ruch też rośnie w siłę – podsumowuje Christian Kobluk.
Czy można zmienić świat, działając w warunkach chaosu?
Przygotowania do startu tej największej międzynarodowej mobilizacji dla Gazy trwały zaledwie dwa miesiące. Alina, która na początku sierpnia uczestniczyła w stacjonarnym szkoleniu w Tunezji, wspomina to spotkanie tak:
– W takich inicjatywach zawsze istnieje widoczny front i ukryte, ale równie ważne zaplecze. Warto o tym pamiętać, budując struktury w NGO – nie każdy musi być na pierwszej linii, ale każdy element jest niezbędny. Sama bardzo chciałam płynąć, ale praca na lądzie jest bardzo ważną częścią tej misji.
Podczas pobytu w Tunezji towarzyszyła nam świadomość, że czasu zostało mało, a pracy jest ogrom. Byliśmy w sytuacji: „zróbmy, co się da, i zobaczymy, czy uda się to dopiąć i przeprowadzić misję w bezpieczny sposób”. To z kolei pokazuje jeszcze jedną prawdę: trzeba nauczyć się pracować z niepewnością. Plan nigdy nie będzie idealny, zasoby nigdy nie będą wystarczające, a czasu zawsze będzie za mało. Ale to nie powód, by stać w miejscu – to powód, by działać.
Solidarność z Palestyną ma taką specyfikę, że wciąga ludzi, którzy osobiście tam pojechali. Kto raz był w Palestynie, mieszkał w tamtejszych wioskach, spał w domach Palestyńczyków, siedział pod drzewami oliwnymi i na własne oczy widział, co oni przeżywają – ten nie potrafi o tym zapomnieć. Nie da się tego wyłączyć w głowie, nie da się powiedzieć „nic z tym nie zrobię”.
Global Sumud Flotilla pokazuje, że wielkie, międzynarodowe ruchy nie rodzą się z niczego – są efektem wytrwałości, sieci relacji i gotowości do działania w chaosie.
Jeśli ktoś chce być częścią takich inicjatyw albo samemu je mobilizować, powinien pamiętać o kilku lekcjach: budować długofalowe więzi zamiast liczyć na szybki sukces, być cierpliwym wobec niedoskonałości i nauczyć się działać w warunkach permanentnej niepewności. Zaletą tego typu zaangażowania jest realny wpływ – nawet jeśli nie zmienia on od razu globalnej polityki, potrafi przesunąć granice dyskusji i nadać nową energię ruchom społecznym.
Źródło: informacja własna ngo.pl