Wiliam Dunham zauważa, że jeśli prześledzić nazwiska pojawiające się w jego książce „Matematyczny wszechświat”, bez trudu można stwierdzić znaczną przewagę mężczyzn. Przyznaje on, że ta nierównowaga odzwierciedla historyczną dominację mężczyzn w matematyce. Alarmujące współcześnie sygnały o niedostatecznym zainteresowaniu młodych ludzi - w tym kobiet - naukami ścisłymi oraz pojawiające się na bilbordach młode dziewczyny informujące: jestem inżynierem, mające zachęcać inne do rozważenia takiej kariery zawodowej, skłaniają także do refleksji nad rolą kobiet w rozwoju np. matematyki.
Jak pisze sam
Dunham „kobiety musiały pokonywać nie tylko normalne przeszkody,
piętrzące się przed każdym z aspiracjami matematycznymi (…) lecz
także wiele wzniesionych przez wieki barier kulturowych”. Wśród
tych przeszkód Dunham wymienia trzy, jego zdaniem
najważniejsze:
po
pierwsze stosunek mężczyzn-matematyków do kobiet
zainteresowanych poważnym uprawianiem matematyki; stosunek
bezwzględnie negatywny. U jego podstaw, jak twierdzi Dunham, leżało
przekonanie, że matematyka jest dla kobiet po prostu za trudna.
Dobrze znany filozof Immanuel Kant miał nawet powiedzieć, że
kobiety równie dobrze mogłyby „trudzić swoje śliczne główki
geometrią”, jak mieć zarost na twarzy. A zatem sugerowano im –
jeśli już bardzo chciały liczyć - zajęcie się, znacznie lepiej
dopasowanych do kobiecego sposobu myślenia, kursami z zakresu
budżetów domowych. Pojawiały się także argumenty, że nawet jeśli
umiałyby zająć się matematyką, to nie powinny tego robić. Uważano –
jak pisze Dunham – że w najlepszym razie tracą niepotrzebnie czas,
a w najgorszym zdaje się im to szkodzić. Doradzano kobietom, by nie
studiowały matematyki, gdyż może się to przyczynić do ich
społecznej degradacji. Kolejne kobiety, pracujące w czasach nam
bliższych: Grace Chisholm Young, odgrywająca w pierwszych latach
dwudziestego wieku główną rolę w udoskonalaniu zaawansowanego
rachunku całkowego czy Emmy Noether – algebraiczna, musiały więc
wykazać się rzeczywistym hartem ducha i … sprytem. Germain na
przykład wydawała swoje prace pod męskim pseudonimem.
drugą
przeszkodą, którą musiały pokonać kobiety był brak
wykształcenia formalnego. Mężczyźni zainteresowani matematyką mogli
skorzystać z prywatnych nauczycieli lub pobierać naukę bezpośrednio
u mistrzów, a po odpowiednim przygotowaniu wstąpić na uniwersytet.
Dla kobiet taka droga była praktycznie zamknięta. Sophie Germain,
kiedy ze względu na płeć zakazano jej pokazywać się na sali
wykładowej, uciekała się podsłuchiwania pod drzwiami a Somerville
podsłuchiwała, gdy udzielano lekcji jej bratu. Sofja Kowalewska
otrzymała zgodę na udział w lekcjach dawanych jej kuzynowi pod
pozorem dopingowania go do cięższej pracy. Przytłaczająca większość
kobiet – jak pisze Dunham - nie miała żadnego kontaktu ze światem
wyższej matematyki. Wspomniane wyżej, będąc kobietami z tzw.
dobrych domów, i tak były w lepszej sytuacji, gdyż mogły korzystać
z domowych bibliotek lub podsłuchanych lekcji przeznaczonych dla
rodzeństwa. Fakt, że wiele dziewcząt pobierało naukę elementarnego
rachowania niewiele zmieniał. Do osiągnięcia rzeczywistych sukcesów
i postępu niezbędne jest bowiem ciągłe poszerzanie wiedzy i
ćwiczenia. Zamknięcie takich możliwości praktycznie uniemożliwiało
mniej zdesperowanym niż wyżej wymienione, poważne zajmowanie się tą
dziedziną.
po
trzecie wreszcie, jako barierę w osiągnięciu postępów, wskazuje
Dunham, niemożność całkowitego odizolowania się od wymogów życia
codziennego. Wychowywanie dzieci, prace domowe – należące do
obowiązków kobiet, zdecydowanie utrudniały znalezienie czasu
niezbędnego do poważnego oddania się nauce. Mężczyznom-naukowcom
było łatwiej. Sprzyjało im także społeczne przyzwolenie na
oddawanie się wyłącznie pracy naukowej.
Dzisiaj upadły
formalne bariery. Dane podawane przez Dunhama pokazują, że w 1991
roku na amerykańskich uczelniach przyznano 14661 podstawowych
stopni w dziedzinie matematyki, z czego 47% kobietom. Jeszcze wiek
temu takie proporcje były nie do wyobrażenia. Gorzej jednak
sytuacja wygląda w przypadku wyższych stopni naukowych: w tym samym
roku kobiety zdobyły 2/5 wszystkich stopni magisterskich, ale tylko
1/5 wszystkich stopni doktorskich. Przyczyn takiego stanu rzeczy
Dunham upatruje w ciągle wyznawanych (choć nie tak otwarcie)
poglądach przedstawionych wyżej. Brak zachęt ze strony środowiska w
całym procesie edukacji oraz trudności w znalezieniu mentora czy
opiekuna, skłonnego objąć swoją opieką kobietę zainteresowaną
wyższą matematyką, wciąż wydają się spore. Na wydziałach matematyki
z jakiegoś powodu kobiety – o ile się tam znajdą – wybierają
kierunek nauczycielski a nie matematykę teoretyczną.
Swoje
rozważania na temat roli kobiet w matematyce Dunham kończy
refleksją dotyczącą tego, czy w ogóle rozpatrywanie tej kwestii
jest zasadne. Przecież – stwierdza - gdy kobiety podejmują zawód
lekarza czy prawnika, zwykle przechodzi się nad tym do porządku.
Dlaczego więc z kobiet matematyczek robić raroga? Dunham podkreśla,
że nie jest to jego intencją. Przypomina słowa Julii Robinson,
która, kiedy jej sukcesy matematyczne ukazywano jako triumf kobiety
w dziedzinie typowo męskiej, powiedziała: „Wolę, aby pamiętano mnie
nie tyle jako pierwszą kobietę tu i tam, ile jako matematyka – z
powodu twierdzeń, które udowodniłam, i problemów, które
rozwiązałam”. Intencją Dunhama wydaje się więc nie tyle robienie
szumu wokół kobiet zajmujących się matematyką, ile zwrócenie uwagi
na bariery, które pomimo likwidacji wcześniejszych uprzedzeń, wciąż
mogą wpływać na swobodny wybór takiej drogi zawodowej.
Po co jednak
zaprzątać sobie głowę takimi – niszowymi wydawałoby się –
problemami? W diagnozie społeczno-ekonomicznej towarzyszącej
Programowi Operacyjnemu Kapitał Ludzki stwierdza się wprost mała
popularność kierunków inżynieryjno-technicznych (5,7%). W analizie
SWOT wskazuje się jako mocną stronę wysoki współczynnik
skolaryzacji, ale słabą stroną jest niski poziom innowacyjności
gospodarki i niskie nakłady na B+R oraz niski udział absolwentów
matematyki, nauk przyrodniczych i technicznych w ogólnej liczbie
absolwentów szkół wyższych. Aby rozwiązać te problemy w ramach
priorytetu III – Wysoka jakość edukacji, planuje się realizację
ogólnokrajowych programów rozwijania zainteresowań naukami
ścisłymi, co ma przyczynić się do wzrostu konkurencyjności
gospodarki. Oczywiście dotyczy to w równym stopniu kobiet i
mężczyzn. A jednak, jeśli przyjrzeć się proporcjom dziewcząt i
chłopców w klasach o profilu matematyczno-fizycznym czy innym, w
którym wiodąca jest matematyka, to wciąż widać przewagę młodych
mężczyzn. Choć nie ma formalnych barier, zakazów czy obiektywnych
utrudnień z jakichś powodów dziewczyny rzadziej (choć częściej niż
w przeszłości) wybierają kierunki ścisłe. Dlatego dobrze, że
dzisiaj z bilbordów uśmiechają się do nich rówieśniczki – kobiety
inżynierowie. Może przykłady tych, którym udało się zrealizować
swoje pasje w niesprzyjających warunkach dodadzą kolejnym
odwagi?