Polskie organizacje „ideologicznie” odżegnują się od działalności odpłatnej czy zatrudniania płatnego personelu. Pojawia się więc pytanie, czy mamy szanse na rozwój przedsiębiorstw społecznych?
O organizacjach społecznych mawia się ostatnio „ekonomia
społeczna”. Jest to związane zarówno z podejmowaniem przez coraz
większą liczbę organizacji działalności odpłatnej lub gospodarczej,
jak i – przede wszystkim – z nadziejami, jakie pokłada się w nich
jako instytucjach mogących odciążyć państwo w niektórych funkcjach
socjalnych. Szczególną rolę w tym zadaniu miałyby pełnić tzw.
„przedsiębiorstwa społeczne” – nowy typ podmiotów realizujących
cele społeczne poprzez działania bliskie zwykłym firmom.
Czy polskie organizacje są gotowe zmierzyć się z tymi nadziejami?
Zastanówmy się najpierw, jakie cechy mają wyróżniać organizacje,
aspirujące do miana przedsiębiorstwa społecznego? Wymienia się tu:
prowadzenie działalności gospodarczej, „rynkowe” podejście – a więc
reagowanie na sygnały rynku (tak, jak to czynią przedsiębiorstwa),
zatrudnianie płatnego personelu, demokratyczne i partycypacyjne
zarządzanie i – przede wszystkim –realizacja celu społecznego (np
pomocy określonej kategorii osób), nie zaś działanie dla zysku
ekonomicznego. Warunków jest niemało i przynajmniej część z nich
zupełnie nie przystaje do polskiej rzeczywistości.
Absolutnie-non-profit
W koncepcji ekonomii społecznej uwypukla się ekonomiczny charakter
działalności organizacji. Wiąże się z tym wiele nieporozumień.
Wspomnimy jedynie, że z perspektywy teorii ekonomi społecznej
organizacje non-profit postrzegane są nie tylko jako zrzeszenia o
charakterze społecznym, ale także jako podmioty ekonomiczne –
nawet, jeśli nie sprzedają wytwarzanych przez siebie dóbr lub
usług. Są ekonomiczne nie poprzez swoją działalność, ale poprzez
swoje ekonomiczne znaczenie. Mówi się również, że zasady, wedle
których działają (wzajemność, solidarność) są także swoistą
„ekonomią”, choć może trudno je opisać w języku ekonomii
neoklasycznej.
Uwaga propagatorów ekonomii społecznej skupia się na organizacjach
łączących działalność społeczną z aktywnością gospodarczą. W
polskim sektorze pozarządowym takich organizacji jest ok. 18%, przy
czym 15% prowadzi odpłatną działalności nie dla zysku, zaś 8% –
działalność gospodarczą (część organizacji korzysta z obu formuł).
Oznacza to, że formalnie ponad 80% nie działa na zasadzie
odpłatności za usługi. Mając na uwadze postulat stymulowania
rozwoju organizacji poprzez samofinansowanie, pociesza – skądinąd
kłopotliwy – fakt że rzeczywistość jest dość odległa od tego
obrazu. Prawie 40% organizacji deklaruje bowiem, że przyjmuje
opłaty za swoje usługi: 23% w formie składek płaconych przez
członków, ok. 18% (prowadzących oficjalnie działalność odpłatną) w
formie częściowych lub całkowitych opłat za usługi, 3% w postaci
kontraktów z administracją publiczną, a ok. 5% jako darowizny, w
praktyce stanowiące opłatę za usługi.
Nawet jednak biorąc to pod uwagę, trzeba stwierdzić, że polskie
organizacje niespecjalnie widzą się w roli instytucji łączących
społeczne cele z narzędziami ekonomicznymi. Wskazują na to
przytoczone statystyki, a także uogólnione stanowisko środowiska
pozarządowego w sprawie podejmowania przez jednostki non-profit
sprzedaży dóbr lub usług. Taka działalność pozostaje w sprzeczności
z etosem większości polskich organizacji pozarządowych. Dla wielu z
nich, stanowi ona coś wstydliwego, co nie przystoi organizacji
społecznej, a w każdym razie jest tak odbierane przez ludzi.
Nad Wisłą, działalność nie dla zysku oznacza działalność nie mającą
z zyskiem nic wspólnego – niezależnie od tego, jak byłby on
dystrybuowany czy czemu miałby się przysłużyć [wyróżnienie małe].
Znajduje to odzwierciedlenie w opiniach organizacji: ponad połowa z
nich (jeśli wyłączyć te, które oficjalnie prowadzą działalność
odpłatną) skłonna jest zgodzić się, że organizacje społeczne
powinny świadczyć wszystkie swoje usługi za darmo, nie pobierając
żadnych opłat. Co druga uważa też, że „angażowanie się przez
organizacje pozarządowe w działalność gospodarczą jest zwykle źle
odbierane przez ludzi”. W świetle przeprowadzonych przez
Stowarzyszenie Klon/Jawor badań opinii publicznej, przekonanie to
wydaje się przynajmniej częściowo usprawiedliwione.
Praca bez płacy
Zatrudnianie płatnego personelu jest drugą cechą określającą
przynależność organizacji do rodziny „przedsiębiorstw społecznych”.
Nawet pobieżne spojrzenie na polski sektor pozarządowy nie
pozostawia wątpliwości, że nie tworzy on środowiska sprzyjającego
rozwojowi takich instytucji. Według najnowszych danych, płatny
personel zatrudnia w Polsce jedna na cztery organizacje
pozarządowe, zaś niespełna 20% zatrudnia „na etat”. Brak płatnego
personelu rekompensuje się społecznym zaangażowaniem wolontariuszy,
członków lub przedstawicieli swoich władz. Czasami przybiera ono
formę regularnej, nieodpłatnej pracy członków na rzecz organizacji.
Ma to ogromne znaczenie nie tylko dla poszczególnych organizacji,
ale także dla ogólnej oceny potencjału sektora pozarządowego.
Zwykle nie uwzględnia się go w opracowaniach dotyczących „zasobów
ludzkich” organizacji, odnosząc się jedynie do danych na temat
liczby pracowników lub współpracujących wolontariuszy.
Jeśli jednak spróbować uchwycić jego skalę, okazuje się, że dwie na
trzy polskie organizacje opierają się w swoich działaniach na
regularnej, społecznej pracy więcej niż pięciu osób (nie mylić z
pracą wolontarystyczną, podejmowaną przez osoby niebędące członkami
organizacji ani niezasiadające w ich władzach). W skali całego
sektora oznacza to ok. 1 mln dodatkowych pracowników organizacji.
Jak widać, polski sektor pozarządowy działa przede wszystkim
poprzez pracę społeczną. Wydaje się to zdrowe i naturalne, choć z
punktu widzenia profesjonalizowania się organizacji i zwiększania
ich znaczenia na rynku pracy, trudno uznawać to za dobry
prognostyk. Niewiele wskazuje, by w najbliższym czasie pozarządowy
rynek pracy w Polsce miał się rozwijać. Mniej więcej trzy na cztery
organizacje twierdzą, że w ciągu nadchodzących 12 miesięcy nie
zamierzają zwiększać zatrudnienia, czy też w ogóle zatrudniać
ludzi. Najczęściej uzasadniają to tym, że nie byłoby ich stać na
utrzymanie nowych pracowników lub po prostu nie widzą takiej
potrzeby, ponieważ nie zamierzają rozwijać działalności tak, aby
wymagało to nowych pracowników. Poza tym organizacje podzielają
przekonane, że sektor pozarządowy powinien w możliwie dużym stopniu
opierać się na aktywności społecznej (twierdzi tak prawie 30%
organizacji). Powracamy tutaj do „etosu” sektora, czy też jego
obrazu własnego, który – z punktu widzenia promowania
przedsiębiorczości społecznej – może okazać się problemem numer
jeden.
Społeczne, czyli słabe
Lektura tych danych uświadamia, jak niewielkie jest na razie w
polskim trzecim sektorze pole do przedsiębiorczości społecznej. Nie
chodzi o to, że tworzące go podmioty rzadko zatrudniają ludzi czy
nie chcą „sprzedawać” swoich usług. W przypadku znacznej większości
z nich nie należy oczekiwać, że kiedykolwiek będzie inaczej (należy
raczej mieć nadzieję, że tak się nie stanie). Prawdziwą barierą w
promowaniu w polskim sektorze idei przedsiębiorczości społecznej
wydaje się raczej specyficzny wizerunek działalności społecznej –
przekonanie, że „społeczny” oznacza tyle co „działający
społecznie”. Analizując opinie organizacji na temat działalności
gospodarczej lub zatrudniania personelu, można odnieść wrażenie, że
znaczna część z nich uznaje tego typu działania za nielicujące z
ich społecznym charakterem. Organizacje mają dawać, nie sprzedawać,
a ich aktywność ma polegać na dystrybuowaniu, nie na zarabianiu.
Aby zwiększyć szanse rozwoju przedsiębiorstw społecznych w sektorze
pozarządowym, trzeba pokonać te opozycje.
W tekście wykorzystano wyniki najnowszego badania „Kondycja
sektora organizacji pozarządowych w Polsce 2006”, zrealizowanego w
okresie kwiecień – sierpień 2006 przez Stowarzyszenie Klon/Jawor
oraz CBOS na ponad tysiącu losowo wybranych organizacji.