W dniach 8-10 listopada w Bydgoszczy odbyły się IV Ogólnopolskie Forum Spółdzielczości Socjalnej oraz Regionalne Forum Spółdzielczości Socjalnej.
Rozmawiano m.in. o nowych kierunkach rozwoju spółdzielczości socjalnej w kontekście
Krajowego Programu Rozwoju Ekonomii Społecznej, propozycjach zmian w ustawie o spółdzielniach socjalnych, współpracy ekonomii społecznej z biznesem i samorządem terytorialnym, możliwości pozyskiwania środków z PFRON, prowadzeniu działalności w sferze pożytku publicznego oraz demokratycznym zarządzaniu spółdzielnią. Wydarzenia były okazją do wręczenia Nagród Przyjaciela Spółdzielczości Socjalnej oraz certyfikatów dla Trenerów Spółdzielni Socjalnej.
Prezentację nowych kierunków rozwoju spółdzielczości socjalnej 2020 w kontekście Krajowego Programu Rozwoju Ekonomii Społecznej przedstawił Cezary Miżejewski, prezes Ogólnopolskiego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Socjalnych. Cel główny zakłada, że do 2020 r. przedsiębiorstwa społeczne mają stać się dostrzegalnym podmiotem życia społeczno-gospodarczego w wymiarze lokalnym i regionalnym. By osiągnąć zamierzenia sformułowano cele operacyjne. Pierwszym z nich jest przywództwo, czyli uczynienie z ekonomii społecznej trwałego elementu polityk publicznych – sektorowych i regionalnych, dotyczących zatrudnienia, integracji społecznej i kapitału społecznego oraz stworzenie silnej reprezentacji ekonomii społecznej.
Drugim celem operacyjnym jest przyjazne
otoczenie, wspierające rozwój przedsiębiorstw społecznych. Rezultatem tego działania ma być m.in. system zwrotnego i bezzwrotnego finansowania. Trzecim celem jest stworzenie
odpowiedzialnej wspólnoty, oznaczające mocne osadzenie przedsiębiorstw społecznych w społecznościach lokalnych i ponadlokalnych. Ostatnim z celów jest przyznanie obszaru
kompetencji dla ekonomii społecznej, trwale funkcjonującychj w świadomości społecznej. Prelegent przedstawił szczegółowe rozwinięcie każdego z punktów, uwzględniając w nim szanse dla spółdzielczości socjalnej. Sam program można pobrać ze strony
www.pozytek.gov.pl.
Panel „Czy zmiany w ustawie o spółdzielczości socjalnej są konieczne?” poprowadzili Cezary Miżejewski i Zbigniew Prałat ze Stowarzyszenia na rzecz Spółdzielni Socjalnych. Przedstawili propozycje zmian w ustawie. Pierwszą propozycją była zmiana nazwy „spółdzielnia socjalna” na „spółdzielnia społeczna”. Propozycja ta pojawiła się już podczas poprzedniego Forum w Łodzi. Nie spotkała wówczas się z krytyką, a nawet wydawało się, że panuje wokół niej konsensus. W tym roku zdania były podzielone zarówno wśród samych spółdzielców, jaki i osób z ich otoczenia.
Głosy krytyczne wobec obecnej nazwy od lat są takie same i stały się przyczyną propozycji zmiany nazewnictwa. Dotyczą one głównie odbioru społecznego i biznesowego. Przykład podał wiceprezydent Konina, Dariusz Wilczewski, który zamiast likwidować szkoły, wolałby je przekształcić w spółdzielnie. Przekonanie grona pedagogicznego i polityków byłoby łatwiejsze do „spółdzielni społecznej”, niż „socjalnej”. Także potencjalni kontrahenci obawiają się współpracy ze spółdzielniami socjalnymi, gdyż kojarzą im się z osobami z marginesu społecznego lub z PRL, co jest częstą przyczyną problemów w pierwszym okresie ich funkcjonowania.
Głosy krytyczne wobec zmian były liczne. Adam Polak z Wielobranżowej Spółdzielni Socjalnej "Gorliczanin" zauważył, że nazwa na tyle się upowszechniła, że nie wywiera już tak „rażącego wpływu na potencjalnych partnerów”. Z kolei Jerzy Lamprecht ze Spółdzielni Socjalnej WwwPromotion zaakcentował, że pierwsze spółdzielnie socjalne działają od 7 lat pod tą nazwą i nie ma sensu jej teraz zmieniać, kiedy udało się ją dobrze wypromować. Elżbieta Sokołowska ze Spółdzielni Socjalnej Bydgoszczanka zwróciła uwagę, że nazwa funkcjonuje w przestrzeni medialnej, a nawet znalazła miejsce w popkulturze – w jednym z seriali telewizyjnych. Jerzy Lamprecht dodał, że zmiana nazwy to duże koszty, poczynając od pieczątek, po wydatki poniesione na marketing. W jego przypadku to też siedem lat działań promocyjnych. Kamil Zieliński, prezes Spółdzielni Socjalnej KGB zauważył, że w kontaktach z partnerami nie trzeba się posługiwać określeniem spółdzielnia socjalna, lecz samą nazwą. Poza tym osoby biorące dotacje na otworzenie kooperatywy nie wstydziły się ich brać na „socjalną”, a później się wstydzą pod takim szyldem funkcjonować. Konrad Wielgoszewski ze Spółdzielni Socjalnej Studio Doozo, wyszedł z propozycją kompromisową, by prawnie były dopuszczalne obie formy. Jemu byłoby łatwiej pod szyldem „społeczna”, ale rozumie tych, którzy wypracowali markę „socjalne”.
Kolejnym tematem, o wiele mniej kontrowersyjnym, było poszerzenie katalogu osób, które mogłyby tworzyć spółdzielnie socjalne. Arnika Kinder-Kubiak z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego zauważyła, że od dwóch lat rolnicy są zainteresowani zakładaniem spółdzielni socjalnych. Zaproponowała, by spółdzielnie mogli zakładać rolnicy o gospodarstwach mniejszych niż 15 hektarów i domownicy. Wsparł ją Marcin Juszczak ze Spółdzielni Socjalnej Usługowo-Handlowo-Produkcyjnej, który dodał, że obecnie wystarczy 1,4 hektara, by zostać uznanym za rolnika. W związku z tym taka osoba i jej bliscy, którzy z nią zamieszkują, nie mogą być wpisani do rejestru bezrobotnych. Tymczasem nikt z tak mikroskopijnego gospodarstwa nie będzie się w stanie utrzymać. Dodał, że zna osoby, które mają traktor, łopaty i inne sprzęty używane w gospodarstwie, chciałyby założyć spółdzielnię budowlaną, uzyskać dopłaty, uzupełnić „park maszynowy” o zagęszczarkę czy betoniarkę i normalnie pracować. Propozycja ta spotkała się z życzliwym przyjęciem zgromadzonych.
Cezary Miżejewski zaproponował, aby spółdzielnię socjalną mogły założyć osoby na „umowach śmieciowych”. Posłużył się przykładem Spółdzielni Socjalnej LAS VEGAS założonej przez pracujących „na czarno”. Z drugiej strony nie mogą takiej spółdzielni założyć osoby, które otrzymują np. na zleceniu 250 zł. Propozycja ta spotkała się również poparciem zgromadzonych. Mariola Pankał, ze Spółdzielni Socjalnej 50+, zauważyła, że wiele osób „ze śmieciówek” jest bardzo przedsiębiorczych i mogliby wiele zrobić dla środowiska spółdzielczego. Jedynie Dariusz Wilczewski zaproponował, by nie wprowadzać zapisu, że kooperatywę w tej formule mogą zakładać osoby bez umowy o pracę, lecz wprowadzić kryterium dochodowe. Na poparcie swoich argumentów wskazał na mediatorów sądowych, którzy co prawda pracują na umowy zlecenie, ale otrzymują 140 zł za godzinę, w związku z czym trudno mówić o wykluczeniu.
Janusz Sulczewski zaproponował, by spółdzielnie socjalne mogli zakładać rodzice dzieci niepełnosprawnych. Ta formuła mogłaby się sprawdzić zwłaszcza w działach związanych z telepracą, ponieważ pozwoliłaby na pozostanie w domu i zajmowanie się pracą z doskoku. Tymczasem ludzie ci nie mogą zawiązać kooperatywy, ponieważ pobierają zasiłek pielęgnacyjny.
Wiceprezydent Wilczewski, prezes Żarskiej Spółdzielni Socjalnej zauważył, że człowiek wychodzący z urzędu pracy do spółdzielni socjalnej traci uzysk w postaci zasiłku, podczas gdy przed nim niepewna przyszłość. Wilczewski uważa, że te pieniądze przez jakiś czas powinny wędrować za taką osobą, właśnie by wesprzeć spółdzielnię. Jednocześnie osoby, które odważyły się rozpocząć działalność w formie kooperatywy nazwał bohaterami. Poparł go Cezary Miżejewski, zwracając uwagę, że polskie „pośredniaki” wyliczają skrupulatnie i przedstawiają, ile co roku przeznaczyły pieniędzy na wsparcie spółdzielni socjalnej. Ale nikt nie liczy ile funduszy udało się dzięki temu zaoszczędzić i zarobić za sprawą mniejszej liczby zasiłków oraz zarobków wspierających lokalny samorząd w postaci 1/3 podatku dochodowego, który zostaje w gminie.
Bardzo ciekawie przedstawiała się debata „Perspektywy rozwoju spółdzielczości socjalnej w kontekście zadań jednostek samorządu terytorialnego”, poprowadzona przez Jarosława Wypyszyńskiego ze Stowarzyszenia Na Rzecz Spółdzielni Socjalnych, w której udział wzięli Dariusz Wilczewski i Ryszard Grűner, burmistrz Byczyny.
Rozpoczął wiceprezydent Konina, który opowiedział o swoich planach powołania na początku przyszłego roku spółdzielni wspólnie z władzami Nowego Miasta. Gmina planuje część zadań przenieść na kooperatystów, co
zapewni miejsca pracy dla osób z regionu i pozwoli znaleźć oszczędności samorządom, które mają coraz więcej kłopotów finansowych, związanych z przenoszeniem coraz większej ilości zadań (i odpowiedzialności) na gminy, bez jednoczesnego zapewnienia środków na ich wykonanie z budżetu centralnego. Co istotne, wiele zadań w Koninie wykonują firmy spoza regionu, co powoduje ucieczkę środków do innych gmin. Przykładowo na same doręczenia przesyłek Konin wydaje 120 tys. zł rocznie. Obecnie realizuje je Poczta Polska i firma kurierska spoza miasta.
Wykonanie tego zlecenia przez spółdzielnię pozwoli nie tylko na zapewnienie miejsc pracy w regionie, ale przyniesie zysk z podatków do gminy. Innymi pomysłami na pracę dla przyszłych kooperatystów jest utrzymanie zieleni na orlikach i gospodarka odpadami (niebawem w mieście ma powstać duża spalarnia śmieci). Wśród osób rekrutowanych do spółdzielni mają być uwzględnione
osoby z zadłużonych mieszkań komunalnych, co pozwoli rozwiązać inny problem społeczny – prezydent zadeklarował umorzenie części długów osobom, które podejmą i utrzymają pracę. Pozwoli to wyciągnąć osoby czerpiące środki na życie z pomocy społecznej, co przełoży się na kolejne oszczędności. Istotne jest to, że nie będzie to „praca niewolnicza” – jak to ma miejsce często w firmach prywatnych i co stało się przyczyną kampanii społecznych, prowadzonych przez związki zawodowe, np. Sy(zy)f(owa) praca w wykonaniu NSZZ „Solidarność”, lecz
praca godna, za odpowiednią pensję (godna praca i płaca często przewijała się w dyskusjach towarzyszących Forum – ten wątek od zawsze towarzyszył istocie spółdzielczości, np. w pismach
Edwarda Abramowskiego).
Burmistrz Grűner zauważył, że często ludzie myślą, że zatrudnienie w spółdzielni socjalnej to gorsza praca. W takich sytuacjach przywołuje przykłady spółdzielni zakładanych np. przez nauczycieli akademickich czy lekarzy. Wilczewski zaznaczył, że przyniesie to korzyści dla całych rodzin osób zatrudnionych, co, jak określił, jest „myśleniem pro-ludzkim”. Ten model wiceprezydent chce przenosić również na tereny administrowane przez spółdzielnie mieszkaniowe – ze wstępnych rozmów widać zainteresowanie po stronie „mieszkaniówki”. Spółdzielnia ma wystartować 1 kwietnia 2013 r., a obecnie jest dla niej kończony biznesplan, zakładający, że spółdzielcy będą do współpracy z samorządem dokładali własne moduły i pozyskiwali zlecenia, np. przy okazji doręczeń listów od władz miejskich mogą roznosić ulotki.
Z kolei Ryszard Grűner mógł się oprzeć o już istniejące na jego terenie spółdzielnie socjalne. Zauważył, że osoby trafiające do spółdzielni muszą umieć w niej funkcjonować. Zaznaczył, że o ile pomoc samorządu na początku często jest nieodzowna, zwłaszcza jeśli to dotyczy realizacji zadań gminy, o tyle z czasem spółdzielcy muszą dywersyfikować źródła dochodów, również poza zleceniami od gminy. Dlaczego? Ponieważ wystarczy zmiana władzy (możliwa co cztery lata) i może się okazać, że jego następca będzie miał inne pomysły, które nie będą korzystne dla spółdzielców. Obecne spółdzielnie działają m.in. na polu turystycznym czy przemyśle drzewnym, ale to nie koniec działań na prospółdzielczym froncie. W najbliższym czasie w Byczynie rusza sortownia odpadów. Burmistrz chce jej obsługę powierzyć nowej spółdzielni, która będzie zatrudniała 50% osób niepełnosprawnych (w tym celu ma zamiar zastosować klauzule społeczne – wykonawca usługi będzie wyłoniony w przetargu). Spółdzielnię mają powołać osoby prawne – 3 gminy, które wspólnie wprowadzają program recyklingu.
Dalsze plany na przyszłe spółdzielnie socjalne ma też Dariusz Wilczewski. W związku z problemami z finansowaniem oświaty i zamykaniem kolejnych szkół wiele z nich jest przejmowanych przez stowarzyszenia czy fundacje, których celem jest podtrzymanie placówek. Wiceprezydent chce, by w ramach przekształceń powołać spółdzielnię socjalną, złożoną z nauczycieli i pozostałych pracowników szkoły, którzy przejmą własną placówkę i ją poprowadzą.
Obaj samorządowcy zwrócili uwagę na problemy przy tworzeniu spółdzielni osób prawnych przez gminy i powiaty. Utworzenie spółdzielni poprzedzają spory o to, gdzie spółdzielnia będzie miała siedzibę, z której jednostki samorządowej jaki będzie procent zatrudnionych itp. To poważne problemy, przed którymi stają osoby o prospołecznym nastawieniu, pragnące rozwiązać lokalne problemy przez zastosowanie mechanizmów ekonomii społecznej. Z rozmów, jakie paneliści odbywają ze swymi kolegami po fachu z innych części Polski wynika, że to jedna z poważniejszych przyczyn, dla których rzadko powstają spółdzielnie osób prawnych zakładane przez gminy. Łatwiej powołać taki twór we współpracy np. z lokalną organizacją pozarządową.
Wśród głosów publiczności najciekawszy problem współpracy z jednostkami podległymi samorządom został podniesiony przez Ewę Jakubowską z Wielobranżowej Spółdzielni Socjalnej Arkadia ze Żmigrodu, która przytoczyła próbę nawiązania współpracy z Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej, mającej na celu wejście w usługi opiekuńcze. GOPS odmówił, uzasadniając swoją decyzję obawą o utratę własnych posad...
Forum kończyło wystąpienie Michała Sobczyka ze spółdzielni Socjalnej ISSA z Łodzi, pt. „Demokratyczne zarządzanie spółdzielnią socjalną”. Zaczął od oczywistości – demokracja jest wartością samą w sobie, ale może też poprawić funkcje zarządzania przedsiębiorstwem. Najczęściej mamy do czynienia z modelem, w którym spółdzielcy wybierają zarząd prowadzący spółdzielnię, rozliczający się ze swych decyzji przed walnym zgromadzeniem członków, zaś sami kooperatyści nie biorą udziału w bieżącym kierowaniem własną firmą. Rzadziej spotyka się odmienne modele, a szkoda, gdyż udział wszystkich członków zwiększa ich zaangażowanie, poprawia jakość kierowania spółdzielnią, zwiększa identyfikację z firmą, a w razie konieczności osoby z „dalszych szeregów” bronią racji spółdzielni. Tak przynajmniej wynika z doświadczenia. Jednak wdrożenie takiego modelu wymaga wiele pracy. Przykładowo zebrania muszą się odbywać w miarę często, a w ich trakcie trzeba dokładnie omawiać sytuację kooperatywy, zaczynając od sprawozdania finansowego, przedstawionego w sposób zrozumiały dla osób, które nie kończyły kursów księgowości. Wysiłek przynosi efekty, gdy spółdzielnia ma kłopoty. Pozwala to zwiększyć zaangażowanie członków w przetrwanie wspólnego przedsięwzięcia i zapobiega odpływowi członków.
Innym problemem często spotykanym w przedsiębiorstwach, a szczególnie niewskazanym w kooperatywach, jest podział my (pracownicy) – oni (zarząd). Decyzje szefów często są kontestowane na „froncie robót”. Jeśli decyzja została wypracowana wspólnie, to nawet osoby sprzeciwiające się jej, w mniejszym stopniu ją kontestują. Pozwala też uniknąć sytuacji, gdy ktoś wykonuje jedną rzecz bez zainteresowania innymi sprawami kooperatywy. Jako przykład Sobczyk podał sytuację, gdy w hostelu LaGranda, prowadzonym przez ISSĘ, pojawił się dziennikarz. Obecny był akurat chłopak, który w ogóle niechętnie się wypowiadał. Jednak w obliczu konieczności odpowiedział na wszystkie pytania dziennikarza, a efektem był pochlebny artykuł w prasie. Innym przykładem była konieczność złożenia wizyty księgowej pod nieobecność pani prezes. Podjął się tego spółdzielca, który na co dzień nie miał za wiele wspólnego z „papierami”.
Kolejną korzyścią jest rozwój osobisty członków. Mamy dziś wiele szkoleń, które rozwijają „kapitał ludzki”. Jeśli są to suche szkolenia, po których ktoś wraca na stanowisko, z którym się nie rozstaje, pozyskana wiedza ulatuje. Tymczasem zaangażowanie w całość życia spółdzielni ułatwia wzajemne zastępowanie się.
Skoro demokracja przynosi tak wiele korzyści, to czemu nie jest powszechnym zjawiskiem? Głównymi czynnikami są: brak aktywności członków, którzy nie chcą lub nie mają potrzeby uczestniczyć czynnie w życiu spółdzielni oraz brak narzędzi do demokratycznego zarządzania spółdzielnią. Członkowie ISSY wypracowali szereg rozwiązań (warto zaznaczyć, że większość jej twórców miała za sobą doświadczenia w działalności społecznej). Poniższe przykłady wyniknęły z problemów, jakie członkowie ISSY napotkali i mechanizmów, jakie zastosowali w celu ich przezwyciężenia.
Przykład 1 – do jednego z kooperatystów miano pretensje, że w czasie spotkań nie wnosi nic do dyskusji i nie zgłasza się do żadnych zadań. W końcu ów człowiek przyznał, że on nie potrafi się sam z siebie do niczego zgłosić i woli by mu zlecać zadania. Okazało się, że jeśli przedstawia mu się propozycje działań, to zgadza się np. skoordynować dość skomplikowane sprawy z dobrymi wynikami. Podsumowując: ludzie mają różne charaktery i trzeba je uwzględniać w podejmowaniu decyzji.
Przykład 2 – kiedy zastanawiano się nad rozwiązaniami problemów, wiele propozycji było chybionych. Niezależnie od wartości proponowanych rozwiązań osoby skrytykowane często wycofywały się z wnoszenia kolejnych propozycji. By temu zaradzić kooperatyści przyjęli zakaz krytyki pomysłów w czasie „burzy mózgów”. Dopiero po zakończeniu „burzy” wybiera się najlepszą propozycję.
Przykład 3 – prace są różnie wyceniane. W ISSIE docenia się tak samo złożenie wniosku o dofinansowanie jak sprzątnięcie pokoi gościnnych. Każda z tych czynności zapewnia dalsze funkcjonowanie hostelu. Co ważne, wniosek zapewnia dodatkowe środki, jednak podstawą funkcjonowania jest działalność gospodarcza, a ta nie może się obyć bez „zamiatania podłóg”.
Przykład 4 – opisana sytuacja miała miejsce nie w spółdzielni, lecz Stowarzyszeniu Obywatele Obywatelom, którego prezesem jest prelegent. Zarząd stowarzyszenia chciał docenić jedną z członkiń-pracownic, która wnosiła ponadprzeciętny wkład pracy we wspólne działania. Postanowił ją wynagrodzić niewielką premią. Zainteresowana zdecydowanie odmówiła. Postanowiono dziewczynę wysłać na szkolenie, na które bardzo chciała się wybrać. W efekcie jej związek ze stowarzyszeniem jeszcze bardziej się pogłębił, a dodatkowa wiedza przyniosła efekty w codziennej pracy stowarzyszenia.
Przykład 5 – włączenie się przedstawicieli zarządu w „proste prace”, jak np. wspólne mycie okien, podnosi morale pracowników. Prowadzi też do zrównania stosunków w pracy i koleżeńskiej atmosfery. Równość ma też inne aspekty, zarówno w kooperatywach, jak i stowarzyszeniach. Prace są różnie wyceniane, jednak wziąwszy pod uwagę społeczny charakter tych przedsięwzięć, wskazane jest, by rozdźwięk był niewielki.
Powyższe przykłady równości i demokracji działają dzięki narzędziom/instytucjom. Pierwszym z nich są zebrania. O ile w początkowej fazie, kooperatyści na ogół są chętni do dyskusji, o tyle z czasem zapał obumiera, a ludzie zajmują się swoimi zadaniami, nie interesując się pracą pozostałych członków. Brak zebrań uniemożliwia wspólne zarządzanie, utrudnia wymianę informacji i niszczy wspólnotę. Tymczasem podczas zebrań kooperatyści nie tylko dzielą się doświadczeniami, ale wzajemnie dowartościowują, a to buduje dobre relacje. Rotacyjna funkcja prowadzącego i protokolanta buduje poczucie równości, np. kiedy osoba odpowiedzialna za kuchnię prowadzi, a prezes protokołuje. By zbytecznie nie rozciągać spotkania i nie powtarzać się, wprowadzono szereg mechanizmów, np. gestów. Przykładowo kiedy ktoś coś proponuje, to inne osoby zgadzające się z nim, wykonują „gest sprężyny”. Pozwala to uniknąć wytaczania po raz kolejny tego samego argumentu, a często dalszej dyskusji, gdyż jeśli wszyscy są zgodni, od razu widać konsensus. Ważne jest też protokołowanie zebrań, ponieważ zwykle każdy pamięta coś innego, a w przy różnicy zdań zawsze można sięgnąć do archiwum.
Nawet w grupie dobrych znajomych, często dochodzi do konfliktów, szczególnie gdy jakiś temat dotyka wartości ważnych dla części grupy (tak właśnie jest w ISSIE, która jak wspomniano wywodzi się z działaczy społecznych, ale o różnym światopoglądzie). Warto mieć wówczas mechanizmy, które szybko rozwiążą problem. Do takich mogą należeć grupy mediatorów, sądy koleżeńskie czy komisje rewizyjne.
Nie może być mowy o demokracji bez informacji. W tym celu warto stworzyć płaszczyznę ich wymiany. Może być to system mailowy, internetowa grupa dyskusyjna czy zwykła tablica. Nie koniecznie trzeba od razu wysyłać/wywieszać pełne, drobiazgowe sprawozdanie. Przykładowo jeśli rzecz dotyczy sprawozdania finansowego, można w nim zawrzeć najważniejsze informacje, a bardziej zainteresowani mogą dopytać. Wysłanie od razu bardzo szczegółowych danych najpewniej doprowadzi do tego, że niewiele osób je przeczyta czy zrozumie.
W spółdzielniach często pracują osoby nie będące członkami, a w przypadku działań mocno ideowych, z jakimi mamy do czynienia w ISSIE, pracują wolontariusze. Nie wszyscy członkowie są pracownikami, ale większość jest zaangażowana w działania prowadzone przez spółdzielnię. Warto jasno określić regulamin, wyjaśniający kto jakie ma prawa i obowiązki. Jeśli zasady są czytelne pozwala to uniknąć sytuacji konfliktowych. Przykładowo w grupach podobnych do ISSY często na początku przyświeca idea, że prezes będzie na papierze, a decyzje będą podejmowane wspólne. Szybko się okazuje, że kiedy pojawiają się pewne zobowiązania, to prezes odpowiada np. przed sądem czy urzędem skarbowym, wówczas wspólne decydowanie nie zawsze odpowiada prezesowi. Tu właśnie okazuje się, jak ważne są czytelne zasady zawarte w statucie i uzupełnione regulaminem.
Ostatnim narzędziem wypracowanym przez kooperatystów z ISSY jest kontrakt pracy. Zawarte są w nim zasady obowiązujące na co dzień, w czasie zebrań i w innych sytuacjach. Większość z nich jest przedstawiona powyżej. Inne są ważne dla koleżeńskiej atmosfery. Przykładowo we wspólnie wypracowanym kontrakcie widnieją następujące paragrafy: zakładamy, że koleżanki i koledzy zawsze mają dobre intencje (np. kiedy zwracają nam uwagę); decyzje staramy się podejmować jednogłośnie, jeśli to niemożliwe, przechodzimy do glosowania; nie wykorzystujemy swojej charyzmy, by zwiększyć swój wpływ na wspólne decyzje; krytyczne uwagi dotyczące pracy członków przekazujemy im samym, dopiero później podnosimy je na forum; za sprawy kluczowe dla spółdzielni bierzemy się dopiero po ich omówieniu na forum.