GAŁĄZKA: Można działać nieformalnie. I wiele osób z sukcesem tak robi. Jednak te prowadzone w strefie pozalegalnej działania, zwłaszcza jeśli są trwałe i odnoszą sukces, są ograniczające.
Zgadzam się z opinią, że form stowarzyszania się jest zbyt mało. Zresztą zauważył to nawet Prezydent tego kraju, opiekując się tematem nowelizacji odpowiednich przepisów. Nie dziwi mnie też, że nowych ruchom miejskim, obywatelskim forma stowarzyszenia wydaje się za ciasna, zbyt sztywna i przeregulowana. Mnie też się tak wydaje! Prowadzenie stowarzyszenia jest obecnie ciężką i odpowiedzialną – prawnie – pracą. Z ustawowej definicji bezpłatną, bez względu na to, czy osobiście odpowiada się za budżet kilkuzłotowy czy wielomilionowy.
Przypomnę tu tylko, że każde, nawet bardzo małe stowarzyszenie, które działa tylko za pieniądze pochodzące ze składek, ma szereg poważnych obowiązków zewnętrznych, takich jak: zarejestrowanie listy wolontariuszy w GIODO, prowadzenie kasy, pełnej księgowości, sporządzenie sprawozdania finansowego czy deklaracji podatkowej. Do tego dochodzą obowiązki wewnętrzne, takie jak organizowanie walnych zebrań, prowadzenie dokumentacji prac zarządu, zbieranie składek, kontrolowanie działań przez wewnętrzny organ nadzoru… Oczywiście każdy następny krok rozwojowy małego stowarzyszenia rodzi kolejne formalne obowiązki.
Urzędnik decyduje
Samo zarejestrowanie stowarzyszenia jest mocno sformalizowane i moim zdaniem trudne: trzeba pokonać formularze Krajowego Rejestru Sądowego i zazwyczaj dość długo poczekać na rozpatrzenie statutu przez sędziego, który bada jego zgodność z prawem, co jest jakoś zrozumiałe. To jednak nie wystarcza: statut stowarzyszenia jest też oceniany przez organ nadzoru, czyli urzędnika starostwa. Który ma często dużo do powiedzenia na temat tego, co może robić stowarzyszenie, choć mamy zagwarantowaną konstytucyjnie wolność zrzeszania się. I tak: a to nie można zapisać w statucie prowadzenia działalności odpłatnej (choć to sprzeczne z ustawą o pożytku), a to robienia specjalistycznych ekspertyz z dziedziny kultury, a to form samopomocy – kasy zapomogowo-pożyczkowej (przykłady autentyczne). Niestety zdarza się, że KRS akceptuje takie urzędnicze zakazy. Czyli o kształcie statutu niezależnej organizacji w rezultacie decyduje urzędnik… Na tym jednak nie koniec: po uzyskaniu wpisu w sądzie trzeba jeszcze zgłosić się do GUS-u – po numer REGON i do urzędu skarbowego – po numer NIP.
Czy można się zatem dziwić, że aktywiści, aktywistki pięć razy zastanowią się, zanim powołają do życia zbiurokratyzowaną maszynę, zwaną stowarzyszeniem? Jeśli planują, że mogą podziałać przez dwa lata, a potem jadą gdzie indziej na studia, czy zechcą czekać pół roku na decyzję sądu? Czy będą chcieli szukać miłosiernej księgowej, która w trzyczęściowym bilansie rozliczy im składkowe tysiąc złotych (to roczny budżet 20% organizacji pozarządowych)?
Działania nieformalne są ograniczane
Można się nie rejestrować, ktoś powie. Tak, można działać nieformalnie. I wiele osób z sukcesem tak robi, omija formalności, zrzuca się „w środowisku” na działania, zbiera do kapelusza pieniądze, korzysta z uprzejmości innych podmiotów, czy też zasobów zamożniejszych aktywistów. Jednak te prowadzone w strefie pozalegalnej działania, zwłaszcza jeśli są trwałe i odnoszą sukces, są ograniczające. Można by „na legalu” wynająć od miasta lokal, grunt za złotówkę, ale trzeba mieć osobowość prawną. Można by otrzymać od lokalnej firmy darowiznę czy mały grant od fundacji, ale oprócz osobowości trzeba mieć konto w banku. Przychodzi zatem moment, że trzeba się zarejestrować. I ma się do wyboru stowarzyszenie, stowarzyszenie zwykłe lub fundację. Ewentualnie spółkę non-profit.
Wielcy niewidoczni
O stowarzyszeniu już było. Stowarzyszenia zwykłe mają bardzo ograniczone możliwości, a obowiązków niemalże tyle co stowarzyszenia zarejestrowane w sądzie. Fundacja jest przede wszystkim dla tych, którym nie zależy na grupie i współdecydowaniu – może ją założyć nawet jedna osoba (stowarzyszenie musi co najmniej 15 osób), jeśli tylko może wyłożyć środki na fundusz założycielski. Tradycyjnie z fundacją jest związane oczekiwanie, że będzie prowadzić działania ekonomiczne, po to by „fundować”, czyli wspierać innych. Spółka non-profit jest dla tych, którzy chcą funkcjonować na rynku komercyjnym i zarabiać, a zyski przeznaczać na cele społeczne. Nie ma zatem formy pośredniej. Dla aktywistów w mniejszej grupie, którzy działają od czasu do czasu, jednak nie dla siebie, w domu, a na zewnątrz, publicznie, którzy coś tworzą, coś robią dla innych lub kogoś angażują.
Widzę to niezwykle wyraźnie w dziedzinie szeroko pojmowanej kultury, gdzie funkcjonują „grupy twórcze”, „kolektywy”. Byty płynne, o zmieniającej się strukturze, mające jednak pewien stały rdzeń. Liderskie, wieloliderskie, demokratyczne. Skupiające zazwyczaj zbyt mało „stałych” osób, by założyć stowarzyszenie. Działające od czasu do czasu, czyli od projektu do projektu, co bardzo utrudnia dźwiganie obowiązku stałego formalnego prowadzenia organizacji (które nie znikają, nawet jeśli działania ulegają zawieszeniu). Mające niekiedy imponujące osiągnięcia. Z punktu widzenia prawa, w więc i administracji publicznej – jako grupy są niemalże niewidoczne.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)