Festiwal Azyl: ...Na gwiaździstym firmamencie bliska radość błyszczy nam
W niedzielę wieczorem (14 września 2002 roku o godzinie 20.00) w Teatrze Studio, w ramach festiwalu Azyl 2002, odbyła się premiera spektaklu sopockiej grupy Stajnia Pegaza. Inspirowani do tej pory literaturą światową artyści postanowili zmierzyć się ze współczesnością.
„Mam wrażenie, że żyjemy w świecie paradoksu” - powiedziała reżyser Ewa Ignaczak - „przedstawienie mówi o paradoksie, o pewnej dziwnej sytuacji, w której żyjemy”.
Oda do radości jest odpowiedzią artystów na położenie współczesnego człowieka. Sam w sobie pełny jest sprzeczności, a w obliczu nieuchronnych zmian jego niepokój wewnętrzny narasta ze zdwojoną siłą. Tym razem rozterki budzi przystąpienie do Unii Europejskiej.
W Unii respektuje się tożsamość narodową państw członkowskich, ich historię, tradycję i kulturę, nie zmienia to jednak faktu, że wielu odczuwa ją jest równocześnie jako szansa i zagrożenie.
Podczas spektaklu właściwie nie wspomina się o tym wydarzeniu, ale tę drogę interpretacji sugeruje tytuł spektaklu, będący równocześnie nazwą oficjalnego hymnu UE. Oda do radości z IX Symfonii Ludwika van Beethovena rozbrzmiewa w przedstawieniu obok polskich piosenek i pieśni ludowej.
Stereotypy, lęki, niepokoje, potrzeba kontaktu i samotność, świętość i banał, śmieszność i głupota - wszystko to ukazane jest w trwającym niecałą godzinę przedstawieniu. Trudno opisać wymowę niektórych scen.
Piątka znajomych, sprawiających wrażenie znudzonych, ożywia się, gdy jedno z nich wyraża prośbę w języku angielskim. Ku ogólnemu rozbawieniu widowni nasycenie rozmowy zwrotem „Could you…?” sprawia im niesamowitą przyjemność. Efekt komiczny wzmacnia przekształcenie konwersacji w wymianę impertynencji w języku ojczystym. Początkowo mało zrozumiałe, ale śmieszne. Jacy chcielibyśmy być, a kim jesteśmy naprawdę? Kogo gramy? Motyw gry przewija się w tym przedstawieniu niejednokrotnie. Obok uczucia rozbawienia nagle pojawia się pytanie: „o co chodzi?”. Nie wszyscy potrafią grać w mafię (biedny Kristof nie chce się włączyć do gry, nie znalazł alibi, społeczeństwo go usunie), ale zasady gry „ciepło - zimno” znają nawet dzieci. Problem polega na tym, że w tej grze, podobnie jak w mafii, zabrakło prowadzącego.
Bohaterom przedstawienia nie udało się odnaleźć właściwej drogi. Wciąż jest im „zimno” i wbrew wezwaniu „CHEER UP!” nie wydają się być całkowicie szczęśliwi. Prawie czuć przymus dążenia do bycia radosnym. Coś ich ogranicza. Nie odczuwają przyjemności z przebywania ze sobą, ale nie chcą (boją się?) zostać sami. Kiedyś ludzie odnajdywali oparcie w wierze. Tutaj świętość przechodzi w banał. (Kristof klęczący z rozdziawionymi ustami gotowymi przyjąć opłatek i pobrzmiewające w tyle głosy znajomych: „może byś coś zjadł?”, „może rybę w galarecie?”). Nasuwa się łatwe skojarzenie ze sloganem o społeczeństwie konsumpcyjnym, ale w tej scenie dopatrzyć się można również innych znaczeń, więc zostawiam to indywidualnej interpretacji.
Spektakl nie ma spójnej fabuły, składa się z luźno ze sobą powiązanych scen, tworzących typową dla naszych czasów kompozycję kolażu. Aktorzy śpiewają, modlą się, rozmawiają - akcja śmieszy i zastanawia zarazem. Nie tłumaczy, po prostu inteligentnie i dowcipnie ukazuje wrażenia, jakich doznają bohaterowie spektaklu (przy okazji możemy wysłuchać prognozy pogody w dość oryginalnym wykonaniu). Chęć życia bez granic przeplata się z obawami o utratę własnej indywidualności i odrębności.
Trzy ławki, dwie czerwone suknie, garnitury dla obsady męskiej - tyle wystarczyło (jeżeli chodzi kostiumy i scenografię), żeby stworzyć oryginalne przedstawienie. Powstało ono na zamówienie we Francji i początkowo odgrywane było na ulicach. Spodobało się, więc aktorzy zaczęli się spotykać i na bieżąco tworzyli kolejne sceny. Oda do radości nie ma optymistycznego zakończenia. Być może twórcy chcą pokazać odczucia jednostki w obliczu „połączenia tego, co rozdzielił los”. A może po prostu jest to próba ukazania nękającego człowieka od stuleci problemu - samotności człowieka i targających nim sprzeczności.
Artyści nie mieli ochoty rozwodzić się nad wymową przedstawienia, wiec ja też nie będę. Własną interpretację zachowam dla siebie, a innym polecam obejrzenie spektaklu.
Źródło: inf. własna