Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Jeden ze sponsorów ucieszył autorów projektu dotyczącego FAIR Trade informacją o dotacji na projekt FREE Trade. Pozostaje mieć nadzieję, że ten lapsus językowy nie każe zmieniać o 180 stopni przesłania projektu. Czy jednak faktycznie free i fair stoją w sprzeczności? Zaprzeczeniem wolności jest zniewolenie, którego przecież nie chcemy, ale też zaprzeczeniem wolności jest pełna dowolność, którą trudno poprzeć w sytuacji, kiedy nasze wybory konsumenckie mają wpływ np. na finansowanie niewolniczej pracy dzieci na plantacjach bananów.
Mimo niewątpliwych postępów w ocieplaniu klimatu, skutkujących
coraz lepszymi warunkami do uprawy winogron w Polsce, mimo
eksperymentów prof. Pieniążka z uprawą cytrusów i kawy w PRL-u, nie
mamy co marzyć o masowej uprawie roślin egzotycznych w Polsce.
Możemy więc albo z nich zrezygnować, albo szukać tradycyjnych lub
nowych alternatyw, albo korzystać ze Sprawiedliwego Handlu (SH, z
ang. Fair Trade – FT) albo… po prostu nie przejmować się zasadami
świadomej konsumpcji.
Pożywna czekolada warzywna
Na Festiwalu Lokalnej Żywności w Krakowie w 2005 r. pewien rolnik ekologiczny spod Krakowa otrzymał propozycję sprzedawania swych płodów rolnych do krakowskiej przetwórni produkującej „produkt lokalny”… na eksport do Niemiec. Zdecydowanie odmówił, twierdząc, że dla niego zagranica to zdecydowanie za daleko jak na „lokalność”. Zauważyłem, że wraz ze swoimi znajomymi żartobliwie nazywa potrawę z uprawianego przez siebie żyta „ryżem”. Faktycznie nasze zboża i powstałe z nich kasze mogą z powodzeniem ryż zastępować, zresztą przez wieki obywaliśmy się bez niego. Przypominający małą śliwkę rokitnik nazywany jest rosyjskim ananasem. Rośnie także u nas, można go ponoć kisić w zalewie solankowej i bywa nazywany „słowiańską oliwką”. A pieprz – może być ziołowy. Herbata tym bardziej. Z kawą gorzej. Figowa? Nie, u nas figi nie rosną. Może więc kawa zbożowa, z cykorii, „Inka”? W sklepach ekologicznych pojawiła się nawet kawa z żołędzi. Znany działacz ekologiczny opowiada, że jeszcze w czasach jego babki pito takową kawę i obywano się bez „małej czarnej”, lecz on sam jednak nie wygląda na takiego, który by potrafił poprowadzić panel dyskusyjny czy warsztat bez „zastrzyku” kofeiny. Mnie siostra wciąż wypomina w żartach, że nie rozsmakowałem się w przygotowanym przez nią „smakołyku” w postaci „czekolady” na bazie mąki grochowej. Chyba nawet PRL-owskie wyroby czekoladopodobne były smaczniejsze. Nie jest łatwo. I nie ma się co czarować – ludzie od setek lat pożądają egzotycznych przypraw i potraw. Popyt na nie był motorem wypraw, które w końcu doprowadziły do „odkrycia” Ameryki.
Sprawiedliwość kontra lokalność?
Trudno odwrócić ugruntowane trendy. Kawa, kakao, herbata zaistniały w naszej rzeczywistości, a handel nimi opanowany jest przez korporacje. Tu Sprawiedliwy Handel jest „zbawieniem”. Jeśli jednak w internetowym sklepie SH widzę pietruszkę czy czosnek z drugiego końca świata, to zastanawiam się, czemu nie ziemniaki, kapusta, mleko… Bo się łatwo psują? Ale to tylko kwestia popytu i logistyki. Skoro w środku zimy można u nas kupić truskawki, które przyleciały samolotem, to czemu nie mają one być „sprawiedliwe”? Tylko czy na pewno potrzebujemy to wszystko importować?
Powiem szczerze, nie jestem bezkrytycznym zwolennikiem SH, nawet pomijając mezalians z hipermarketami(1). Oczywiście SH to lepszy pomysł na pomoc rozwojową niż dawanie jałmużny, ale…
Jest OK ,jeśli poprzez SH wyciąga się ze szponów korporacji rolników w krajach Południa. Jednak nie jest OK, jeśli tradycyjni rolnicy przestawiają się ze zróżnicowanych upraw prowadzonych na własne potrzeby na wyspecjalizowane „fertrendowe” uprawy na eksport(2), po czym za zarobione pieniądze kupują żywność, którą dotychczas sami uprawiali. Trochę to przypomina kawał o pijakach, którzy sprzedali znalezioną beczkę wódki, a następnie upili się za to, co zarobili.
Pietruszka zza siedmiu mórz
W czasach PRL-u Jan Pietrzak zaśmiewał się z ministra zdrowia, który rumianek kazał sprowadzać z Egiptu, bo „podobno lepiej naciągał”. Nasze konopie i indyjskie też bardzo się różnią. Może faktycznie rosnąca za siedmioma górami, za siedmioma morzami pietruszka i czosnek mają z naszymi przaśnymi polskimi jarzynami wspólną tylko nazwę i sprowadzanie ich z innego kontynentu jest konieczne? Poza tym nie samym chlebem człowiek żyje – pieniądze zarobione przez południowych rolników na kawie idą nie tylko na zakup jedzenia, ale i na niezbędną edukację, infrastrukturę. OK, pod warunkiem, że nie jest to dyktowane wyłączenie kompleksem, by dogonić „lepszą” Północ. Mieszkańcy Południa mają prawo wybrać własną drogę. Tak zrobili mieszkańcy Andhra Pradesh(3) , wybierając program rosnącej niezależności społeczności rolniczych, niskiego wkładu energii, lokalnej produkcji i konsumpcji żywności. A mieli do wyboru jeszcze dwie drogi: farmeryzację na modłę zachodnią lub ekologiczną produkcję FT… Ekologiczna agroturystyka wymaga, aby rolnik był naprawdę rolnikiem, a nie hotelarzem uprawiającym dla pozoru rabatkę. Podobnie „sprawiedliwa turystyka” oczekuje, że turystyka stanowić będzie tylko część dochodów lokalnej społeczności. Turyści mogą bowiem pod wpływem mody czy spadku koniunktury przestać przyjeżdżać i zostawić „na lodzie” tych, którzy wszystko postawili na jedną kartę. SH powinien się starać, aby uprawy eksportowe nie wyparły upraw na potrzeby lokalne.
Czy fair to zawsze sprawiedliwy?
Nie można tu pominąć faktu, że ruch SH nie jest jednolity i kryształowy. Problemem jest wspomniane dostarczanie produktów do hipermarketów, ale i ceny certyfikatów. Niektórych na to nie stać, inni programowo tego unikają. Tak zdaje się być np. w przypadku Zapatystów, których kawie trudno odmówić „sprawiedliwości”. Być może w tym wypadku zamiast o sprawiedliwym handlu należy mówić o handlu solidarnym? Zadaję sobie pytanie, jak bez certyfikacji Zapatyści zamierzają zabezpieczyć się przed zawłaszczeniem ich renomy przez meksykański rząd czy biznes, który może zacząć promować jakąś swoją „kawę z Chiapas”, która nie miałaby nic wspólnego z Fair Trade, lecz byłaby atrakcyjna dla kupujących, tak jak koszulki i kubki z Che Guevarą?
Nie do końca przekonuje mnie też polskie tłumaczenie Fair Trade jako „Sprawiedliwy Handel”. „Sprawiedliwość” łączy się ze słowem „prawo”, a przecież grabieżczy korporacyjny handel też działa w świetle prawa. FT jest raczej handlem uczciwym, pozwala uczciwie, czyli solidnie zarobić także rolnikom z krajów Południa.
Sprawiedliwe ciasto z jaj od szczęśliwych kur
Produkty SH, nawet jeśli nie mają certyfikatu rolnictwa ekologicznego, to zwykle spełniają wymogi ochrony środowiska. Nie jest jednak dla mnie jasne stanowisko SH wobec traktowania zwierząt. Owocowe żelki SH zawierają żelatynę wieprzową. Czy zwierzęta te zaznały sprawiedliwego traktowania za życia i „humanitarnego” uboju? Wątpię, skoro według etykiety nie pochodzi ona nawet z „ekologicznej” hodowli, choć cały produkt ma certyfikat „bio”. Czekolady zawierają mleko – jak często pochodzi ono od „szczęśliwych krów”? Jeśliby jakiś produkt SH zawierał jaja, to czy będą one oznaczone „0” lub „1”, czy raczej pochodzić będą z hodowli klatkowej, w której kury zadziobują się z powodu stresu wywołanego warunkami wegetacji?
Niemniej zastanawiają mnie „fertrejdowe” chipsy zawierające wzmacniacz smaku – glutaminian sodu czyli „E-ileś”. Czy naprawdę w ramach pomocy dla Globalnego Południa warto się truć i promować u nich i u nas „śmieciowe jedzenie”? Podobne wątpliwości mam np. w sprawie ekologicznych „kaszek na szybko” pewnej korporacji – produkty zapewne faktycznie pochodzą z upraw ekologicznych, lecz zostały poddane zaawansowanej obróbce, niszczącej wiele walorów.
Ciekawa jest też sprawa rękodzieła sprzedawanego jako SH. Bębny z Ghany sprowadzane do Polski przez polską organizację sprzedawane były znacznie taniej niż identyczne instrumenty sprowadzone do Wielkiej Brytanii przez firmę brytyjską. Szokuje? Mnie nie, dopóki nie wiem, czy Brytyjczycy kupowali je w Ghanie w podobnej cenie jak Polacy, jednak mieli większy narzut, czy może płacili więcej, skoro sprzedawali drożej w bogatszym kraju? Nie bez znaczenia jest fakt, że mój znajomy zdecydowanie odmówił zajmowania się sprzedażą tanich bębnów z Madagaskaru, gdyż zniszczyłoby to rynek jego znajomym, produkującym znacznie droższe bębny w jednej z polskich ekowiosek…
Jeśli z Rumunii, to czemu nie z Polski?
W internetowym sklepie SH zauważyłem pochodzącą z Rumunii herbatę owocową z adnotacją „Produkt spełnia kryteria Sprawiedliwego Handlu”. Pomijając zawiłości certyfikacji FT wyjaśnię, że produkty z Rumunii, jakkolwiek dla przeciętnego Polaka kraj ten to synonim biedy, nie zaliczają się do Globalnego Południa (w odróżnieniu od np. Białorusi) i jej produkty nie mogą być certyfikowane w ramach SH. A może szkoda? Wszak potrzeba nam całościowego, „globalnego” systemu sprawiedliwości, uczciwości i solidarności. Oczywiście nie ma u nas niewolnictwa i nie umiera się z głodu, ale czy w krajach Globalnej Północy robotnicy też nie bywają wykorzystywani? Czy nasi rolnicy nie zarabiają często tylko niewielkiej części tego, co pośrednicy?
FT dla Północy
Pewne pismo alterglobalistyczne w swej rubryce „Fair Trade” promowało poznański punkt kserograficzny. Gdy zapytałem o certyfikat FT, dowiedziałem się, że po prostu właściciel tego punktu jest bardzo fair dla pracowników oraz za darmo powiela owe pismo. Zaiste dobra intuicja, choć można by się przyczepić, czy nadawanie certyfikatu FT swemu sponsorowi świadczy o obiektywności. Nie namawiam jednak do nadużywania nazwy FT, tak jak nie można nazywać ekologicznym produktu, który nie posiada odpowiedniego certyfikatu! Jednak mamy ISO, EMAS, istnieje w Polsce system certyfikacji Przedsiębiorstw Fair Play – z pewnością jakiś „FT dla Północny” da się opracować.
**********
(1) /wiadomosci/333989.html, http://www.ekonsument.pl/articles-show-225.php
(2) Sprawiedliwy handel /…/ może pomóc w zapewnieniu producentom z krajów Południa uczciwego zarobku za pracę zorientowaną na eksport, którą i tak już wykonują. Jednak w niektórych wypadkach wprowadzany bywa na terenach, gdzie producenci jeszcze nie zaangażowali się w produkcję proeksportową. Jakkolwiek „sprawiedliwy” byłby handel, produkcja skierowana na eksport powoduje zależność producentów od globalnego rynku i od obcych walut narodowych, a obie te rzeczy są zmienne i niestabilne. Koncepcja „sprawiedliwego handlu” nie zadaje więc podstawowego pytania: ile handlu „ponadlokalnego” jest w najlepszym interesie tak strony eksportującej jak i importującej.w: Lokalna żywność, globalna pomyślność. Pakiet kampanijny, Wydawnictwo „Zielone Brygady”, Kraków 2005, http://www.zb.eco.pl/article/byCategory/48,1
(3) James Bruges, Mała książeczka o Ziemi, Wydawnictwo „Zielone Brygady”, Kraków 2005.
Pożywna czekolada warzywna
Na Festiwalu Lokalnej Żywności w Krakowie w 2005 r. pewien rolnik ekologiczny spod Krakowa otrzymał propozycję sprzedawania swych płodów rolnych do krakowskiej przetwórni produkującej „produkt lokalny”… na eksport do Niemiec. Zdecydowanie odmówił, twierdząc, że dla niego zagranica to zdecydowanie za daleko jak na „lokalność”. Zauważyłem, że wraz ze swoimi znajomymi żartobliwie nazywa potrawę z uprawianego przez siebie żyta „ryżem”. Faktycznie nasze zboża i powstałe z nich kasze mogą z powodzeniem ryż zastępować, zresztą przez wieki obywaliśmy się bez niego. Przypominający małą śliwkę rokitnik nazywany jest rosyjskim ananasem. Rośnie także u nas, można go ponoć kisić w zalewie solankowej i bywa nazywany „słowiańską oliwką”. A pieprz – może być ziołowy. Herbata tym bardziej. Z kawą gorzej. Figowa? Nie, u nas figi nie rosną. Może więc kawa zbożowa, z cykorii, „Inka”? W sklepach ekologicznych pojawiła się nawet kawa z żołędzi. Znany działacz ekologiczny opowiada, że jeszcze w czasach jego babki pito takową kawę i obywano się bez „małej czarnej”, lecz on sam jednak nie wygląda na takiego, który by potrafił poprowadzić panel dyskusyjny czy warsztat bez „zastrzyku” kofeiny. Mnie siostra wciąż wypomina w żartach, że nie rozsmakowałem się w przygotowanym przez nią „smakołyku” w postaci „czekolady” na bazie mąki grochowej. Chyba nawet PRL-owskie wyroby czekoladopodobne były smaczniejsze. Nie jest łatwo. I nie ma się co czarować – ludzie od setek lat pożądają egzotycznych przypraw i potraw. Popyt na nie był motorem wypraw, które w końcu doprowadziły do „odkrycia” Ameryki.
Sprawiedliwość kontra lokalność?
Trudno odwrócić ugruntowane trendy. Kawa, kakao, herbata zaistniały w naszej rzeczywistości, a handel nimi opanowany jest przez korporacje. Tu Sprawiedliwy Handel jest „zbawieniem”. Jeśli jednak w internetowym sklepie SH widzę pietruszkę czy czosnek z drugiego końca świata, to zastanawiam się, czemu nie ziemniaki, kapusta, mleko… Bo się łatwo psują? Ale to tylko kwestia popytu i logistyki. Skoro w środku zimy można u nas kupić truskawki, które przyleciały samolotem, to czemu nie mają one być „sprawiedliwe”? Tylko czy na pewno potrzebujemy to wszystko importować?
Powiem szczerze, nie jestem bezkrytycznym zwolennikiem SH, nawet pomijając mezalians z hipermarketami(1). Oczywiście SH to lepszy pomysł na pomoc rozwojową niż dawanie jałmużny, ale…
Jest OK ,jeśli poprzez SH wyciąga się ze szponów korporacji rolników w krajach Południa. Jednak nie jest OK, jeśli tradycyjni rolnicy przestawiają się ze zróżnicowanych upraw prowadzonych na własne potrzeby na wyspecjalizowane „fertrendowe” uprawy na eksport(2), po czym za zarobione pieniądze kupują żywność, którą dotychczas sami uprawiali. Trochę to przypomina kawał o pijakach, którzy sprzedali znalezioną beczkę wódki, a następnie upili się za to, co zarobili.
Pietruszka zza siedmiu mórz
W czasach PRL-u Jan Pietrzak zaśmiewał się z ministra zdrowia, który rumianek kazał sprowadzać z Egiptu, bo „podobno lepiej naciągał”. Nasze konopie i indyjskie też bardzo się różnią. Może faktycznie rosnąca za siedmioma górami, za siedmioma morzami pietruszka i czosnek mają z naszymi przaśnymi polskimi jarzynami wspólną tylko nazwę i sprowadzanie ich z innego kontynentu jest konieczne? Poza tym nie samym chlebem człowiek żyje – pieniądze zarobione przez południowych rolników na kawie idą nie tylko na zakup jedzenia, ale i na niezbędną edukację, infrastrukturę. OK, pod warunkiem, że nie jest to dyktowane wyłączenie kompleksem, by dogonić „lepszą” Północ. Mieszkańcy Południa mają prawo wybrać własną drogę. Tak zrobili mieszkańcy Andhra Pradesh(3) , wybierając program rosnącej niezależności społeczności rolniczych, niskiego wkładu energii, lokalnej produkcji i konsumpcji żywności. A mieli do wyboru jeszcze dwie drogi: farmeryzację na modłę zachodnią lub ekologiczną produkcję FT… Ekologiczna agroturystyka wymaga, aby rolnik był naprawdę rolnikiem, a nie hotelarzem uprawiającym dla pozoru rabatkę. Podobnie „sprawiedliwa turystyka” oczekuje, że turystyka stanowić będzie tylko część dochodów lokalnej społeczności. Turyści mogą bowiem pod wpływem mody czy spadku koniunktury przestać przyjeżdżać i zostawić „na lodzie” tych, którzy wszystko postawili na jedną kartę. SH powinien się starać, aby uprawy eksportowe nie wyparły upraw na potrzeby lokalne.
Czy fair to zawsze sprawiedliwy?
Nie można tu pominąć faktu, że ruch SH nie jest jednolity i kryształowy. Problemem jest wspomniane dostarczanie produktów do hipermarketów, ale i ceny certyfikatów. Niektórych na to nie stać, inni programowo tego unikają. Tak zdaje się być np. w przypadku Zapatystów, których kawie trudno odmówić „sprawiedliwości”. Być może w tym wypadku zamiast o sprawiedliwym handlu należy mówić o handlu solidarnym? Zadaję sobie pytanie, jak bez certyfikacji Zapatyści zamierzają zabezpieczyć się przed zawłaszczeniem ich renomy przez meksykański rząd czy biznes, który może zacząć promować jakąś swoją „kawę z Chiapas”, która nie miałaby nic wspólnego z Fair Trade, lecz byłaby atrakcyjna dla kupujących, tak jak koszulki i kubki z Che Guevarą?
Nie do końca przekonuje mnie też polskie tłumaczenie Fair Trade jako „Sprawiedliwy Handel”. „Sprawiedliwość” łączy się ze słowem „prawo”, a przecież grabieżczy korporacyjny handel też działa w świetle prawa. FT jest raczej handlem uczciwym, pozwala uczciwie, czyli solidnie zarobić także rolnikom z krajów Południa.
Sprawiedliwe ciasto z jaj od szczęśliwych kur
Produkty SH, nawet jeśli nie mają certyfikatu rolnictwa ekologicznego, to zwykle spełniają wymogi ochrony środowiska. Nie jest jednak dla mnie jasne stanowisko SH wobec traktowania zwierząt. Owocowe żelki SH zawierają żelatynę wieprzową. Czy zwierzęta te zaznały sprawiedliwego traktowania za życia i „humanitarnego” uboju? Wątpię, skoro według etykiety nie pochodzi ona nawet z „ekologicznej” hodowli, choć cały produkt ma certyfikat „bio”. Czekolady zawierają mleko – jak często pochodzi ono od „szczęśliwych krów”? Jeśliby jakiś produkt SH zawierał jaja, to czy będą one oznaczone „0” lub „1”, czy raczej pochodzić będą z hodowli klatkowej, w której kury zadziobują się z powodu stresu wywołanego warunkami wegetacji?
Niemniej zastanawiają mnie „fertrejdowe” chipsy zawierające wzmacniacz smaku – glutaminian sodu czyli „E-ileś”. Czy naprawdę w ramach pomocy dla Globalnego Południa warto się truć i promować u nich i u nas „śmieciowe jedzenie”? Podobne wątpliwości mam np. w sprawie ekologicznych „kaszek na szybko” pewnej korporacji – produkty zapewne faktycznie pochodzą z upraw ekologicznych, lecz zostały poddane zaawansowanej obróbce, niszczącej wiele walorów.
Ciekawa jest też sprawa rękodzieła sprzedawanego jako SH. Bębny z Ghany sprowadzane do Polski przez polską organizację sprzedawane były znacznie taniej niż identyczne instrumenty sprowadzone do Wielkiej Brytanii przez firmę brytyjską. Szokuje? Mnie nie, dopóki nie wiem, czy Brytyjczycy kupowali je w Ghanie w podobnej cenie jak Polacy, jednak mieli większy narzut, czy może płacili więcej, skoro sprzedawali drożej w bogatszym kraju? Nie bez znaczenia jest fakt, że mój znajomy zdecydowanie odmówił zajmowania się sprzedażą tanich bębnów z Madagaskaru, gdyż zniszczyłoby to rynek jego znajomym, produkującym znacznie droższe bębny w jednej z polskich ekowiosek…
Jeśli z Rumunii, to czemu nie z Polski?
W internetowym sklepie SH zauważyłem pochodzącą z Rumunii herbatę owocową z adnotacją „Produkt spełnia kryteria Sprawiedliwego Handlu”. Pomijając zawiłości certyfikacji FT wyjaśnię, że produkty z Rumunii, jakkolwiek dla przeciętnego Polaka kraj ten to synonim biedy, nie zaliczają się do Globalnego Południa (w odróżnieniu od np. Białorusi) i jej produkty nie mogą być certyfikowane w ramach SH. A może szkoda? Wszak potrzeba nam całościowego, „globalnego” systemu sprawiedliwości, uczciwości i solidarności. Oczywiście nie ma u nas niewolnictwa i nie umiera się z głodu, ale czy w krajach Globalnej Północy robotnicy też nie bywają wykorzystywani? Czy nasi rolnicy nie zarabiają często tylko niewielkiej części tego, co pośrednicy?
FT dla Północy
Pewne pismo alterglobalistyczne w swej rubryce „Fair Trade” promowało poznański punkt kserograficzny. Gdy zapytałem o certyfikat FT, dowiedziałem się, że po prostu właściciel tego punktu jest bardzo fair dla pracowników oraz za darmo powiela owe pismo. Zaiste dobra intuicja, choć można by się przyczepić, czy nadawanie certyfikatu FT swemu sponsorowi świadczy o obiektywności. Nie namawiam jednak do nadużywania nazwy FT, tak jak nie można nazywać ekologicznym produktu, który nie posiada odpowiedniego certyfikatu! Jednak mamy ISO, EMAS, istnieje w Polsce system certyfikacji Przedsiębiorstw Fair Play – z pewnością jakiś „FT dla Północny” da się opracować.
**********
(1) /wiadomosci/333989.html, http://www.ekonsument.pl/articles-show-225.php
(2) Sprawiedliwy handel /…/ może pomóc w zapewnieniu producentom z krajów Południa uczciwego zarobku za pracę zorientowaną na eksport, którą i tak już wykonują. Jednak w niektórych wypadkach wprowadzany bywa na terenach, gdzie producenci jeszcze nie zaangażowali się w produkcję proeksportową. Jakkolwiek „sprawiedliwy” byłby handel, produkcja skierowana na eksport powoduje zależność producentów od globalnego rynku i od obcych walut narodowych, a obie te rzeczy są zmienne i niestabilne. Koncepcja „sprawiedliwego handlu” nie zadaje więc podstawowego pytania: ile handlu „ponadlokalnego” jest w najlepszym interesie tak strony eksportującej jak i importującej.w: Lokalna żywność, globalna pomyślność. Pakiet kampanijny, Wydawnictwo „Zielone Brygady”, Kraków 2005, http://www.zb.eco.pl/article/byCategory/48,1
(3) James Bruges, Mała książeczka o Ziemi, Wydawnictwo „Zielone Brygady”, Kraków 2005.
Źródło: inf. własna
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.