Wyjechał na wolontariat zagraniczny z ramienia Chrześcijańskiej Służby Charytatywnej (ChSCh). Poznajcie historię Dominika z Warszawy, który pracuje w Estonii.
Mam na imię Dominik i pochodzę z Warszawy. Jestem archeologiem z zamiłowania, a piekarzem z zawodu. Interesuję się historią, żeglarstwem, bieganiem długodystansowym oraz nałogowym czytaniem książek.
Szukałem nowej pracy i zaciekawił mnie projekt w Estonii realizowany w ramach Wolontariatu Europejskiego (EVS), a dotyczący pomocy w banku żywności w Tallinnie. W połowie stycznia bank żywności zmienił lokalizację i jest teraz znacznie większy. Obecnie znajduje się w dzielnicy Kristiine, w jednym z magazynów starego, komunistycznego szpitala psychiatrycznego. Moja praca w banku żywności polega na pomocy w przygotowywaniu paczek dla osób potrzebujących, w zależności od sytuacji wykonuję też trochę pracy biurowej czy przy współpracy z innymi bankami żywności w Estonii. Niestety nie znam jeszcze estońskiego, więc nie mogę komunikować się z firmami zewnętrznymi. W weekend 10–11 marca była organizowana zbiórka żywności w supermarketach jednej z dużych sieci. Uzbieraliśmy dużo żywności, którą ludzie chętnie się dzielili. Zdarzyło się, że niektórzy dali tylko batonika, ale większość dawała więcej rzeczy, niektórzy nawet ok. 10 produktów.
Miasto Tallinn, poza ścisłą starówką i centrum, nie różni się tak bardzo od Warszawy. Popularne są tutaj jednak drewniane domy z lat 20. i 30., jedyne w swoim rodzaju – podobno nie wolno ich remontować z zewnątrz (słyszałem to od wolontariuszki z Niemiec, która jest tu dłużej, więc informacja wymaga weryfikacji;) Starówka nie została zniszczona w czasie drugiej wojny światowej, a w centrum jest dużo współczesnych wieżowców. Poza tym obszarem znajduje się dużo bloków sowieckich tzw. Wielkiej Płyty. Jest też wiele zieleni, co w okresie wiosenno-letnim doda miastu uroku. Blisko stąd nad morze, gdzie w miesiącach ciepłych można miło spędzać czas wolny.
Do tej pory odniosłem wrażenie, że Estończycy nie pędzą tak bardzo jak ludzie w Warszawie. Pośpiech nie jest tu tak namacalny w powietrzu jak w stolicy Polski. Na ulicach często można usłyszeć rosyjski. Nie ma się jednak temu co dziwić, gdyż ok. 25% populacji Estonii to Rosjanie, np. populację miasta Narwa (przy granicy z Rosją) tworzą oni prawie wyłącznie. Niektórzy Rosjanie nie mówią po estońsku, nawet go nie rozumieją, bo całe życie spędzili w społeczności Rosjan i w wielu miejscach, jak sklepy i urzędy, porozumiewają się po rosyjsku. Z angielskim u Estończyków bywa różnie. Większość młodych ludzi mówi w tym języku, w sklepach też można się porozumieć łamaną angielszczyzną, ewentualnie podeprzeć łamanym polsko-rosyjskim.
Tradycyjne jedzenie estońskie jest podobne do polskiego, w dużej mierze oparte na ziemniakach i mięsie. Ale nie brakuje w Tallinnie kuchni z wielu innych miejsc świata. Jest restauracja afrykańska, irlandzka, włoska, a największa estońska restauracja – „Olde Hansa” – zajmuje trzy piętra kamienicy. W tym uroczym mieście znajduje się również apteka, która pracuje nieprzerwanie od XIV wieku, co daje jej miano najstarszej w Europie.