Facebook jest niezwykle wygodnym narzędziem służącym do komunikacji ze światem, ale dla niektórych koszty z tym związane są zbyt duże. Dlatego próbują tworzyć nowe rozwiązania, które z góry skazane są na porażkę, bo nic nie zastąpi Twarzoksiążki.
Może to brzmi, jak jakaś religijna mantra, ale to prawda. Portal stworzony przez Marka Zuckerberga jest niezastąpiony pod wieloma względami, ale przede wszystkim, jesteśmy do niego przyzwyczajeni. Przeciwnicy Facebooka rzucają hasłami w stylu „nie jesteśmy produktami”, ale bądźmy szczerzy – w cyfrowym świecie wszyscy są produktami. Ucieczka z błękitnego portalu jest dzisiaj niemożliwa, bo wszyscy nasi znajomi, obserwowane przez nas strony, magazyny czy organizacje również musiałyby z niego uciec. A migracja na taką skalę jest po prostu niemożliwa.
Próbowało przekonać do tego Google, ponosząc srogą porażkę. Próbowało wielu innych, żeby wspomnieć chociażby portal Path, którego naturalna śmierć dosięgnęła w kilka tygodni. Teraz pojawił się nowy „anty-Facebook” - designerski serwis Ello.co. Chociaż póki co dostępny jest jedynie na zaproszenie, działając w wersji beta, rzuciliśmy okiem na oferowaną przez twórców alternatywę. Cóż…
„Designerskie” Ello jest tylko z opisu, bo sam portal wygląda, jak napisana w windowsowskim notatniku strona zaliczeniowa na informatyce w liceum. Jest po prostu brzydki. W dodatku zupełnie nieintuicyjny i nudny. Nic się na Ello nie dzieje, nie za bardzo wiadomo nawet, do czego właściwie ma służyć ta platforma. Po wstępnej ocenie, działaniem przypomina skrzyżowanie Facebooka z Twitterem, co jest absurdalną hybrydą. Jest tutaj garstka ludzi (sądząc po zdjęciach, sami hipsterscy artyści niezależni), co nieszczególnie zachęca do opuszczania Facebooka, gdzie mamy wszystkich znajomych z jednym miejscu, dostępnych na każde kliknięcie myszką.
Twórcy Ello.co popełnili ten sam błąd, który popełniają wszyscy twórcy niezależnych platform mających być kolejną alternatywą dla Facebooka – nie zadbali o to, aby coś działo się już w momencie pozyskiwania nowych użytkowników. Przez to trafiamy w próżnię, na dodatek wyglądającą, jak słaby skrypt forum z początków XXI wieku. Do dyspozycji otrzymujemy, co prawda, możliwość zaproszenia znajomych (w liczbie 5), ale nikt jakoś strasznie nie pali się do migracji z niebieskiej społecznościówki.
Zastanawiające są również deklaracje twórców Ello. Ich głównym zarzutem wobec Facebooka jest to, że portal Zuckerberga wyświetla reklamy i targetuje je tak, by pasowały do naszych zainteresowań. A więc gromadzi dane o użytkownikach, czego teoretycznie robić nie powinien. Oczywiście nikt nie zadaje sobie pytania, z czego tenże Facebook, obsługujący ponad miliard ludzi, miałby się utrzymywać, jeśli nie z reklam. Chętnie zobaczę, jak Ello radzi sobie finansowo za kilka miesięcy, kiedy ludzi być może zacznie przybywać, portal trzeba będzie rozwijać i usprawniać, aby przyciągnąć uwagę tak Internautów, jak i mediów. Bo jeśli w grę nie wchodzą reklamy, sami twórcy będą musieli opłacać serwery, konserwację, etc. Albo Ello stanie się płatne, co automatycznie przesądzi o jego końcu. Bo nikt nie zamieni darmowego Facebooka na płatny portal-widmo.
Ello.co jest niewątpliwie ciekawym pomysłem, ale sprawiającym wrażenie, jakby zrobiony był w pośpiechu, bez pomysłu i przygotowania. Dajmy mu kilka miesięcy na przekształcenie się z wersji beta w pełnoprawny serwis, a sytuacja stanie się jasna. Aczkolwiek nie jestem w stanie sobie wyobrazić, żeby Facebook mógł zostać dzisiaj zagrożony przez cokolwiek innego.
Źródło: Technologie.ngo.pl