Czy wszystko, co nazywane jest eko, jest eko? Ależ infantylne pytanie. Może warto przyjrzeć się kilku ekościemom, które zakorzeniły się w naszych głowach, a co gorsza w sercach.
Wsadzę zatem kij w mrowisko.
Najpierw kij w silnik nowego motoryzacyjnego hitu - samochodu elektrycznego. Przecież nie spala ropy czy benzyny, nie ma zatem sadzy, tlenków, dwutlenków itp. Zatem jest o wiele lepszy niż ten spalinowy. Czyżby? W warunkach polskich ta sprawa wygląda następująco. 95% energii elektrycznej produkowanej jest z węgla, który jest większym źródłem emisji CO2 niż ropa. Samo wydobycie węgla to ekologiczny koszmar. Olbrzymie ilości potrzebnej energii, dewastacja środowiska, zasolenie i zanieczyszczenie wody, obniżenie jej poziomu, usychanie lasów, szkody górnicze … . Większość polskich elektrowni posiada przestarzałe bloki o efektywności 50-60%. Produkowana energia elektryczna dostaje się do gniazdek przestarzałą siecią przesyłową, z której w kosmos leci (czyli powstają straty) nawet do 20% energii. Następnie, namówieni przez dealera nowej elektrycznej marki, kupujemy sobie taki samochodzik na baterie i ładujemy i jeździmy, czując wyższość nad mniej uświadomionymi ekologicznie kierowcami. Ekologiczność takiego samochodziku powinna być jednak zweryfikowana poprzez sprawność silnika elektrycznego, potrzebę wydobywania i spalania węgla, aby ten silnik nakarmić, koszty środowiskowe produkcji baterii do samochodu, koszty eksploatacji i utylizacji. Summa summarum, w warunkach polskich, elektryczne cztery kółka są bardziej szkodliwe niż spalinowe. Można to jednak zmienić. Jeżeli w gniazdku pojawi się energia odnawialna (ale nie każda, np. nie biopaliwa), to nasz elektryczny samochodzik będzie przyjaźniejszy.
Teraz kij wsadzę w butelkę. Butelkę z wodą. Ależ to modne, lato jesień, zima, dziewczęta w torebkach noszą te buteleczki z wodą. Woda w butelce to hit. Popijamy ekologiczną wodę, bez cukru, nawadniamy organizm, czujemy się świetnie. A niektórzy producenci wody przekonują nas jeszcze, że kupując wodę w plastikowych butelkach sadzimy lasy w Beskidach lub budujemy studnie w Afryce. To przecież wspaniałe, pijemy i sadzimy, i wiercimy. To może zacznijmy od początku. Woda w butelkach, w większości przypadków niczym nie różni się od wody z kranu. Woda w butelkach to woda z mózgu. Naturalnie chodzi tylko i wyłącznie biznes. Osobiście nie mam niż przeciwko biznesowi, bo dzięki niemu się świat kręci. Ale czasami za szybko się kręci i od tego chce się zwyczajnie rzygać. Koszty środowiskowe produkowania wody w butelkach są gigantyczne. To nie tylko tysiące ton odpadów opakowaniowych, to wyczerpywanie na przemysłową skalę, praktycznie nieodnawialnych zasobów wody źródlanej. Wystarczy porozmawiać z mieszkańcami Żywiecczyzny, jak obniża się poziom wody w miejscach jej wydobywania.
Dla równowagi wsadzę teraz kij w butelkę szklaną. Niestety, jeżeli kogoś powyższy tekst zainspirował i postanowił zrezygnować z plastikowych butelek na rzecz szklanych, to powiem, że produkcja szkła jest kilka razy bardziej energochłonna niż produkcja tworzyw i butelek PET. Butelki wielokrotnego użycia, to też nie jest rozwiązanie, trzeba je zbierać, transportować, myć. Koszty całego procesu w tym także koszty ekologiczne są większe niż w przypadku opakowań lekkich i jednorazowych. Jak tu zatem żyć? I tak źle, i tak niedobrze. Nie dajmy zwyczajnie sobie robić z mózgu wody i napijmy się z kranu.
Teraz kij w oko (własne). Od prawie zawsze współpracuję, zarządzam, pomagam, wspieram organizacje społeczne, szczególnie ekongo. Tak mi się życie potoczyło. Zatem kamyk wrzucę do mojego ogródka. Organizacje bez misji – to wielka polska zmora. Organizacje, które są tylko po to, aby przerabiać granty. Po których pozostają sterty makulatury, broszur, tandety i pustki. Każde działania powinno być ocenione poprzez ich efektywność. A efektywność ngo jest … . Jaka? No właśnie, nikt nie wie. Jaka jest skuteczność akcji ekologicznych? Oprócz tego, że prezes i koordynator są zadowoleni, to jaki jest rezultat setek ekologicznych projektów? Szczególnie mnie odrzucają wszelkie konferencje, warsztaty i seminaria, gdzie kluczowym i najważniejszym elementem jest obiad i podbicie delegacji. Każde „eko działanie” to zaproszenia, teczki, długopisy firmowe, zawieszki, kolejna strona www, która przestaje działać natychmiast po otrzymaniu dofinansowania. Cytując bohaterów Sexmisji - „widzę ciemność”. A ja nic nie widzę, tylko ekościemę.
Źródło: Dominik Dobrowolski