Czy działania niekoniecznie zgodne z prawem mogą wynikać z troski o publiczne dobro? Co więcej – czy może przy okazji być tworzona jakaś wartość, również o rynkowej wycenie, choć niekoniecznie możliwa do nabycia? Krzysztof Herbst w kolejnym odcinku cyklu „Inna ekonomia społeczna” pokazuje, jak wiele z ideą ekonomii społecznej może mieć squatting i działania aktywistów miejskich oraz czego ekonomia społeczna może się z tego nauczyć.
Punktem wyjścia do rozważań na temat tego, jak „inna ekonomia społeczna” może realizować się w związku z przestrzenią miejską, niech będą dwa założenia, może dla wielu banalne, choć mimo to często niedostrzegane:
- konieczną cechą dobrego miasta czy osady, jest otwartość na zachowania spontaniczne i umiejętność adoptowania ich dobrych skutków;
- obowiązkiem miasta jest przeciwdziałanie (na ile to wykonalne) powstawaniu martwych obszarów i pustych, zaniedbanych budynków.
Skłoty – mieszkanie i bunt
Co jakiś czas prasa karmi nas wiadomościami o (młodych) ludziach, którzy wdarli się do nieużywanych pomieszczeń i mieszkają tam albo prowadzą różne działania artystyczne, urządzają imprezy towarzyskie czy organizują spotkania towarzyskie. Zwykle dowiadujemy się wtedy o „bezprawnym zachowaniu”, o „braku pozwoleń” albo o ryzykownych zachowaniach i licznych zagrożeniach „patologiami”.
Zbiorowe zamieszkiwanie nazywa się „komuna”, bezprawne używanie budynku czy innego obiektu to „sqatting” spolszczone na „skłot”.
Legendą squattingu – dziś już mocno przebrzmiałą – była zaniedbana prze wojsko dzielnica Christiania w Kopenhadze. Na tym przypadku przetestowano wszystkie tematy do debat, wszystkie niepokoje i wszystkie warianty reakcji władz; od siłowych przez tolerowanie, aż po specjalnie uchwalone prawo adaptujące Christianię do duńskiego systemu prawnego.
Kiedy patrzymy na skłoty, trudno nie myśleć o możliwych zagrożeniach. Niemniej warto pamiętać, że reakcje lękowe utrudniają spokojny ogląd sytuacji. A ten może doprowadzić nas do refleksji, która pokaże, jak wielowątkowy okazuje się fenomen skłotu.
Zaskłotowanie budynków czy obszaru to bowiem nie tylko efekt naglącej potrzeby zaspokojenia potrzeb (zarówno mieszkaniowych, których z powodów ekonomicznych albo z braku dostępnych lokali, zaspokoić się nie udaje, jak i potrzeby wspólnej aktywności, przeżycia, przygody, charakterystyczna przede wszystkim dla młodych). To także reakcja na pustki i zaniedbania w mieście, które samo jest synonimem aktywności i „dziania się”, sprzeciw wobec celowego „zamrażania” terenów i obiektów w celach spekulacyjnych, czy wobec niesprawności w gospodarowaniu obiektami publicznymi.
Procedury dla społeczeństwa a nie społeczeństwo dla procedur
Swoim działaniem skłotersi kwestionują oczywistość prawa i procedur administracyjnych. Pokazują dobitnie, że normy te muszą także spełniać wymogi społecznego poczucia sensu i sprawiedliwości.
Bardzo pouczającym przypadkiem jest w tym przypadku historia warszawskiego baru mlecznego „Prasowy”. Istniał on w tym samym miejscu od czasów socjalizmu. Cieszył się popularnością wśród mieszkańców i pracowników okolicznych instytucji. Panował tu tez miły duch solidarności. Stołujący się w nim często fundowali jakieś danie biedniejszym ludziom czekającym na okazję.
Po rezygnacji ajenta baru, miasto (dzielnica) zawiesiło kłódkę na drzwiach i zaczęło przygotowania do konkursu na nowego najemcę. Było oczywiste, że dojdzie do zmiany charakteru a może i funkcji lokalu położonego w atrakcyjnym miejscu.
Reakcja aktywistów miejskich była zaskakująca: zerwali kłódkę i zaczęli gotować dawne dania „mleczne”. Po całej batalii prasowej (i siłowej) doszło do przekonania władz dzielnicy, że na prominentnej ulicy może istnieć ubogi bar. Ogłoszono nowy konkurs, którego warunki – zapewniające niskobudżetowy profil lokalu – zostały wypracowane w debacie z aktywistami.
Ekonomia społeczna w pustostanie
Inny, znany przykład to skłot Elba przy ulicy Elbląskiej w Warszawie. Łatwo znaleźć w internecie i w gazetach, opisy działań jakie tam realizowano. I tutaj po próbie siłowej interwencji nastąpiły protesty młodzieży, mieszkańców miasta i przedstawicieli elit. Udało się znaleźć bardziej cywilizowany niż pałka, model likwidacji konfliktu.
Koniec z pałką
Obecnie nawet deweloperzy uznali oddziaływanie tego czynnika i udostępniają lokale w nowobudowanych obiektach, zmniejszając efekt pustki – martwoty nowych inwestycji. Tak działają także deweloperzy warszawscy: na przykład na Mińskiej 25 (Soho Factory – „awangardowa przestrzeń dla kultury i biznesu”) czy w „Wytwórni Koneser”.
Pani senator uważa, że zmiana zasad powinna dotyczyć także władz miejskich. Władza bowiem jest realizatorem usług publicznych i potrzebuje do tego zasobów (występują tu znaczące braki); jest – tak jak inni, właścicielem nieruchomości, w tym zaniedbanych i tracących wartość z powodu degradacji otoczenia; jest także zainteresowana rozwojem i powinna wspierać aktywność, która się do tego rozwoju przyczynia.
Porządek, który jest przeciw najsłabszym
Niektórzy uczestnicy dyskusji wskazują, że konflikty wokół skłotów są elementem walki o demokratyzację przestrzeni publicznej. Uważają, że opozycja „mieszkańcy – administracja” nie jest główną czy jedyną osią konfliktu. Wskazują na problem prywatyzacji przestrzeni publicznych.
Podczas dyskusji o handlu ulicznym w Polsce usłyszałem argument, że ci „idylliczni sprzedawcy” są w istocie zatrudniani przez sieć lub dużego przedsiębiorcę, działającego w szarej strefie. Nawet gdyby tak było, nadal nie widzę powodu do karania ludzi, którzy pracują żeby zarobić na swoje utrzymanie. Trzeba raczej podjąć działania zachęcające do przejścia owych przedsiębiorcom do sfery legalnej. Zagadnienie to należy do elementarza polityki rozwoju małego biznesu.
Dynamika, której możemy się uczyć
Skłotersi to tylko jeden z elementów dużej układanki zjawisk związanych z nawrotem zainteresowania ludzi swoimi miastami. Mieszkańcy coraz częściej chcą się wypowiadać, żądają żeby ich pytano i słuchano. Chcemy żeby miasta dawały możliwości działania, głoszenia poglądów i zaspokajania potrzeb. Potrzeba spontaniczności obejmuje działania artystyczne, demonstracje światopoglądowe i aktywność nastawioną na zaspokojenie potrzeb czy rozwiązanie problemów podstawowych (mieszkanie, dostępność różnych usług i świadczeń). David Harvey nazwał to „buntem miast”. Rośnie stopień komplikacji spraw; rosną i trudności porozumienia czy znalezienia rozwiązania. Dotykamy bowiem problemów strukturalnych.
Ruch samoorganizacji przybrał taka skalę, że utrwaliły się co najmniej dwa terminy określające: „miejscy aktywiści” i „ruchy miejskie”. Zjawisko to jest powszechne w Europie i nie tylko. Jedną z jego cech specyficznych jest nieufność wobec ustalonych form organizacyjnych. Obejmuje to także tzw. instytucje społeczeństwa obywatelskiego, które również postrzegane są jako struktury systemu, z którym trzeba się zmagać.
My, uczestnicy i uczestniczki Kongresu Ruchów Miejskich apelujemy do opinii publicznej, do świata polityki i mediów o zwrócenie uwagi na sytuację i problemy polskich miast. To one są motorem nowoczesnego rozwoju, to w nich jest skupiony główny potencjał cywilizacyjny i kulturalny. Miasta potrzebują mądrej, dalekowzrocznej polityki miejskiej i dobrego prawa, wspierającego ich zrównoważony i sprawiedliwy rozwój, demokrację miejską i społeczeństwo obywatelskie.
1. Mieszkańcy mają niezbywalne prawo do miasta.
2. Budżet partycypacyjny to tworzenie przez mieszkańców całego budżetu miasta. To nie tylko procedury, ale szeroki ruch społeczny.
3. Zagwarantowanie sprawiedliwości społecznej i przeciwdziałanie ubóstwu i wykluczeniu jest obowiązkiem wspólnoty miejskiej.
4. Rewitalizacja historycznych obszarów podtrzymuje tożsamość miast i jest warunkiem ich rozwoju. Nie może ograniczać się do remontów, musi być zintegrowanym działaniem wypracowanym wraz z mieszkańcami.
5. Dość chaosu! Kultura przestrzeni zagwarantowana ładem prawnym pozwoli na podniesienie jakości życia w mieście.
6. Demokracja to nie tylko wybory. Mieszkańcy mają prawo do realnego, opartego na wzajemnym szacunku, udziału w podejmowaniu decyzji o mieście.
7. Miasta i obszary metropolitalne powinny być zarządzane zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju i przeciwdziałania procesom suburbanizacji.
8. Lokalizowanie instytucji krajowych w różnych miastach sprzyja rozwojowi całego kraju. 9. Polskie miasta i obszary metropolitalne potrzebują wsparcia w integracji systemów transportu: kolejowego, drogowego, publicznego transportu zbiorowego, rowerowego i pieszego dla osiągnięcia celów Białej Księgi o transporcie i Karty Lipskiej.
Idee, programy, poszczególne działania ruchów miejskich mogą (i powinny) być dyskutowane czy kwestionowane. Rzeczą niepodważalną jest natomiast dynamiczny rozwój tych ruchów i inicjatyw. Charakteryzują się one ostrym formułowaniem potrzeb i opinii. Zrzeszają aktywistów i inicjatorów innowacyjnych projektów i przedsięwzięć. Jednoczy ich nieufność do istniejących form organizacyjnych. Nie dowierzają żadnemu establishmentowi – także temu spod znaku organizacji pozarządowych. Bardzo wiele zasad organizowania się odwołuje się do tych samych korzeni, z których wyrosła ekonomia społeczna. Wiele działań to klasyczne projekty ekonomii społecznej.
Mimo to wydaje się, że „mainstream ekonomii społecznej” nie umie się w tej dynamice odnaleźć. Nie obserwuje zjawisk, nie pomaga w dojrzewaniu, nie uczy się od nich.
Krzysztof Herbst dla Ekonomiaspoleczna.pl
Annals of the Association of American Geographers, Vol. 85, No. 1. (Mar., 1995), pp. 108-133. JSTOR. Hekman Library, Calvin College.
http://links.jstor.org/sici?sici=0004-5608%28199503%2985%3A1%3C108%3ATEOPSP%3E2.0.CO%3B2-M
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl