Skoro wszystko wskazuje na to, że ekonomia społeczna będzie się rozwijać, to w jakich branżach przedsiębiorstwa społeczne stworzą najwięcej nowych miejsc pracy? Czy będą to tylko niskopłatne zawody, czy także praca dla wysoko wyspecjalizowanych fachowców?
O tym, jak trudne jest prognozowanie dotyczące przyszłościowych zawodów można przekonać się, nawet pobieżnie przeglądając artykuły, które odwołują się do tej tematyki. Co prawda istnieje sporo opracowań, które ją podejmują, jednak większość z nich ma charakter anegdotyczny. Spora część odwołuje się do badań, które zostały przeprowadzone na zagranicznych rynkach pracy. To powoduje, że bardzo często mamy do czynienia z niejasnymi, obarczonymi dużym marginesem błędu, domysłami.
Dr Łukasz Arendt z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych wyjaśnia, że prognozowanie popytu na zawody przyszłości nie jest proste. Zwłaszcza, jeżeli chce się wyjść poza intuicyjne domysły. – Trudności w przewidywaniu zawodów przyszłości polegają między innymi na tym, że nie dysponujemy twardymi danymi statystycznymi na ten temat. Musimy opierać się na danych jakościowych, a nie ilościowych – stwierdza.
Łukasz Arendt podkreśla jednak, że warto jest robić tego typu przewidywania. Jednym z instrumentów wiarygodnych i pomocnych w ustaleniu zawodów oraz nisz, które zostaną zagospodarowane, są tak zwane foresighty. Jest to metoda przewidywania, polegająca na prowadzeniu dyskusji w gronie naukowców, przedstawicieli władzy, biznesu, mediów oraz organizacji pozarządowych. W Polsce próby stworzenia takich dokumentów pojawiły się dopiero kilka lat temu. W kontekście rynku pracy warto zwrócić uwagę chociażby na „Foresight kadr nowoczesnej gospodarki” stworzony w 2009 roku przez Państwową Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości.
Jak zwraca uwagę Arendt, w podmiotach ekonomii społecznej zatrudnienie znajdować mogą osoby, które często nie dysponują wyższym wykształceniem. Patrząc więc na to, co będzie pożądanym zawodem przyszłości należy „odsiać” te, które efektywnie wchłonie tradycyjny biznes. Nadal jednak pozostanie sporo przestrzeni, w których mogą operować osoby bez dużego doświadczenia zawodowego, czy wykształcenia. W dalszym ciągu będą też zwiększały się możliwości pracy dla tych, którzy szukają innych niż jedynie finansowe benefitów z pracy.
Wiele badań skazuje na to, że w Polsce będą rozwijać się „zielone miejsca pracy”. Doskonałą niszą dla ekonomii społecznej będzie na pewno gospodarowanie odpadami i zwiększenie znaczenia recyklingu. Według raportu „Tworzywa sztuczne – Fakty 2013” przygotowanego na zlecenie Stowarzyszenia Producentów Tworzyw Sztucznych Plastics Europe w 2012 roku, w krajach Unii Europejskiej oraz w Norwegii i Szwajcarii recyklingowi poddano 6,6 mln ton tworzyw sztucznych, czyli 23,6% odpadów wyprodukowanych w tym czasie na kontynencie. W tym samym czasie 35,6% odpadów zostało wykorzystanych jako źródła energii, a nieco ponad 38% było składowanych. W sumie recykling i odzysk energii z tworzyw sztucznych osiągnął w 2012 roku poziom prawie 62%.
Proekologiczny trend pozyskiwania energii z odpadów i wzrost znaczenia recyklingu tworzyw sztucznych utrzymuje się przynajmniej od 2006 roku. Produkcja tworzyw sztucznych w Europie nie osiągnęła jeszcze wartości sprzed kryzysu, ale wciąż wzrasta. Warto przy tym zwrócić uwagę również na trudno mierzalny, ale istotny komponent świadomości społecznej oraz mody na proekologiczny tryb życia. Można przytoczyć przykłady choćby takich akcji społecznych jak targi „Przetwory”, podczas których prezentowany jest „design z odzysku”. Nie należy bagatelizować tego typu inicjatyw, ponieważ mają one bardzo silną funkcję kulturotwórczą.
Przykładem tego, w jaki sposób ekonomia społeczna może wkraczać w takie obszary, jak gospodarowanie odpadami, jest stowarzyszenie EKON. Jego działania koncentrują się na aktywizacji zawodowej i tworzeniu miejsc pracy dla osób najbardziej zmarginalizowanych na rynku pracy, czyli chorych psychicznie. W 2013 roku ok. 200 osób znalazło zatrudnienie w „zielonych miejscach pracy”. Kolejne 1200 osób zostało zatrudnionych w firmach na terenie całego kraju.
Na rozwój ekonomii społecznej w branży ochrony środowiska zdaniem Marty Jabłońskiej, prezeski stowarzyszenia, wskazują dwa zjawiska. – Po pierwsze, śmieci nie są zbyt dochodowym biznesem – mówi Jabłońska. Tradycyjny biznes będzie więc raczej stronił od tego typu działalności. Prezeska stowarzyszenia zwraca również uwagę na wymogi prawa unijnego, które nakłada i będzie nakładać coraz bardziej restrykcyjne limity dotyczące recyklingu.
Gmina Bałtów leży w województwie świętokrzyskim w powiecie ostrowieckim. Dzisiaj, jak mówi Jarosław Kuba ze Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Gminy Bałtów „Bałt”, w gminie nie pracują jedynie ci, których sposobem na życie jest niepracowanie, a poziom bezrobocia w gminie porównuje do poziomu bezrobocia w Holandii. Sytuacja w tym miejscu wyglądała o wiele gorzej w 2001 roku. Wtedy bezrobocie znacznie przekraczało 30%. – Generalnie sytuacja była dramatyczna. Mieliśmy do czynienia z bardzo wysokim bezrobociem, ale też samorząd, nie był przygotowany na sprostanie wyzwaniom – stwierdza Jarosław Kuba. Dzisiaj w gminie jest już zupełnie inaczej (o historii działalności Stowarzyszenia „Bałt” czytaj w Atlasie Dobrych Praktyk Ekonomii Społecznej).
Dzisiaj w gminie Bałtów działa sieć podmiotów ekonomii społecznej. Praca stowarzyszenia stworzyła środowisko, które przyciągnęło tradycyjny biznes. Jak podkreśla Kuba, taki sukces był możliwy dzięki zaangażowaniu lokalnych mieszkańców, którzy są ekspertami w dziedzinie swojego regionu. Projekty podobne do działań stowarzyszenia „Bałt” mogą być receptą na problemy społeczności lokalnych, które borykają się z dużym bezrobociem. – Ekonomia społeczna jest jednym z dobrych pomysłów na to, żeby prowadzić przemyślaną politykę rewitalizacji społeczności – stwierdza. – Myślę, że jest o tyle ważna, że tworzy swoją pozycję w oparciu o szeroko pojęte partnerstwa: samorządów, sektora gospodarczego i społeczny. Możliwość skuteczniejszego działania jest o wiele, wiele większa niż w przypadku działania zamkniętego w jednej instytucji, sektorze, czy regionie – dodaje.
Trudno jest jednoznacznie zdefiniować przyszłość lokalnej ekonomii społecznej w odniesieniu do konkretnej branży. Jak zauważył Jarosław Kuba, gospodarczy i społeczny potencjał niewielkich regionów mogą dostrzec sami mieszkańcy znający najlepiej miejscowe zasoby. To od ich decyzji może zależeć kierunek rozwoju. – Obszary, które mogą się rozwijać to na przykład praca związana z dziedzictwem obyczajowo-kulturowym i historycznym. Do tego wymieniłbym gospodarstwa agroturystyczne, farmy ekologiczne. Wszystkie te nisze mogą być świetnie zagospodarowane przez sektor gospodarki społecznej – wymienia. I dodaje, że w branży turystycznej może pracować niemal każdy.
Jarosław Kuba zwraca również uwagę na inną, mniej związaną z lokalną działalnością niszę, która w przyszłości będzie generować miejsca pracy w ekonomii społecznej. – Przyszłość widzę również w szeroko rozumianej działalności twórczo-artystycznej. Dzisiaj wciąż jest to w Polsce mało wyzyskany obszar. Ma na myśli na przykład sztukę użytkową, przedsięwzięcia, które dzięki recyklingowi już wytwarzają i będą wytwarzać designerskie przedmioty.
Jedną z gałęzi ekonomii społecznej, do której literatura fachowa wciąż przywiązuje niewielką wagę, są społeczne formy wymiany doświadczeń i czasu (czasem nazywane ekonomią współdzieloną). Powodów pomijania przez fachowe opracowania tych często nieformalnych przejawów ekonomii społecznej może być kilka. Po pierwsze bardzo trudno jest postawić jasną granicę, gdzie kończy się koleżeńska/sąsiedzka uprzejmość, a gdzie zaczyna się ekonomia społeczna. Po drugie istotny może być częsty brak formy prawno-instytucjonalnej tego typu wymiany. Trzecia kwestia, to problem badawczy: trudno jest zmierzyć przepływ usług, które są niemal z definicji niemierzalne.
Za jedną z form takiej ekonomii społecznej można uznać coachsurfing, czyli możliwość przenocowania kogoś w swoim mieszkaniu w zasadzie bez oczekiwania zapłaty. Z tej formy wymiany korzystają głównie ludzie młodzi, którym zależy na oszczędzeniu podczas wakacji. Coachsurfing ma również walor społecznej i międzykulturowej integracji – często nocuje się u osób z innych krajów, czy regionów kraju. Pośredniczeniem w coachsurfingu trudnią się specjalne portale internetowe.
Kolejną ciekawą formą ekonomii współdzielnia może być forma wymiany doświadczeń. W internecie i na portalach społecznościowych bez trudu można znaleźć oferty „nauka za naukę”. W ten sposób jedna osoba może nauczyć inną grać na instrumencie, a ta z kolei odwdzięcza się nauczeniem gotowania. Samopomocowe instytucje tego typu mogą przybierać różne formy od skill-trade, czyli właśnie wymiany uczeń-nauczyciel, przez banki czasu, gdzie „zarobkiem” są godziny, które można wymieniać z innymi członkami nieformalnej instytucji.
Wydaje się, że takie formy działalności ekonomii społecznej, choć rachityczne i trudne do zbadania, będą się upowszechniać wraz z prekaryzacją społeczeństw, czyli w tym przypadku, funkcjonowania osób na rynku pracy w oparciu o elastyczne formy zatrudnienia. Czy jednak ekonomia wymiany może tworzyć miejsca pracy? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie. Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej zagadnieniu, okaże się, że bardzo wiele spośród przedsięwzięć związanych z ekonomią wymiany opiera się na nowych technologiach. Musi bowiem istnieć pośrednik łączący osoby, chętne do wymiany. Tym pośrednikiem są nowoczesne kanały komunikacyjne takie jak portale, czy aplikacje na smartfony. W Polsce istnieją organizacje, które prowadzą platformy e-lerningowe, czy banki czasu. Tego rodzaju usługi wymagają programistów, którzy stworzą odpowiednie aplikacje, ale również osoby zarządzające treściami na stronach, administratorzy danych etc. Można się więc spodziewać, że ekonomia wymiany, ta prowadzona przez podmioty ekonomii społecznej, stworzy również miejsca pracy dla specjalistów z branży IT.
Kamil Fejfer, ekonomiaspoleczna.pl
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl