Ośrodków akademickich, w których można szlifować wiedzę z zakresu ekonomii społecznej przybywa z każdym rokiem. Do wyboru mamy studia podyplomowe na uczelniach państwowych i prywatnych, płatne i te w całości refundowane. I można się tylko zastanawiać, skąd w naszym kraju w tak krótkim czasie znalazło się tak wielu specjalistów mogących nauczać ES, skoro jeszcze kilka lat temu mało kto wiedział, o co w przedsiębiorczości społecznej chodzi.
Pierwsze studia podyplomowe związane z ekonomią społeczną zaczęły pojawiać się u nas kilka lat temu, gdy jasnym stało się, że duże środki publiczne (krajowe, jak i fundusze strukturalne) skierowane zostaną na finansowanie i wspieranie przedsięwzięć wpisujących się w tematykę przedsiębiorczości społecznej. Taki rozwój sytuacji wymagał w miarę szybkiego zbudowania kompetentnej kadry wśród pracowników wszystkich sektorów, którzy w najbliższym czasie mieli podjąć się działań w obrębie ekonomii społecznej.
Jedną z pierwszych uczelni w Polsce, która utworzyła studia podyplomowe dotyczące ES był Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie, a będąc bardziej precyzyjnym, jego pozawydziałowa jednostka – Małopolska Szkoła Administracji Publicznej (MSAP). Miało to miejsce w roku 2006, a studia były jednym z elementów partnerstwa „W poszukiwaniu polskiego modelu ekonomii społecznej”, w skład którego wchodził właśnie Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie. Pracownicy naukowi MSAP pod przewodnictwem prof. Jerzego Hausnera opracowali trzy skrypty akademickie („Ekonomia społeczna a rozwój”, „Zarządzanie podmiotami ekonomii społecznej” oraz „Finansowanie i otoczenie prawne podmiotów ekonomii społecznej”), które miały stanowić podstawę programową do nowo stworzonego kierunku studiów, jednocześnie będąc także narzędziem do upowszechniania wiedzy na temat ekonomii społecznej na innych uczelniach wyższych w naszym kraju. Zdaniem prof. Hausnera, kluczem do sukcesu i powodzenia jakichkolwiek studiów tyczących ekonomii społecznej było nadanie prowadzonym przedmiotom odpowiedniego kontekstu społecznego. Nazwy poszczególnych przedmiotów czy modułów w ramach studiów mogły przypominać tradycyjne dziedziny wiedzy wykładane na studiach ekonomicznych, jednak ich treść powinna być podporządkowana potrzebom ekonomii społecznej.
Takie podejście do sprawy wydaje się dość logiczne, jednak zastosowanie znajduje tylko w teorii. Praktyka pokazuje, iż istnieje poważna obawa, że wspomniany brak wprowadzenia kontekstu społecznego do przedmiotów wykładanych na studiach podyplomowych dotyczących ekonomii społecznej to bolączka większości polskich uczelni. Uniwersytet Wrocławski, gdzie na Wydziale Nauk Społecznych prowadzony jest odpłatny kierunek studiów podyplomowych Zarządzanie Podmiotami Ekonomii Społecznej, adresuje swoje zajęcia w pierwszej kolejności do pracowników pomocy społecznej, instytucji rynku pracy, organizacji pozarządowych i instytucji ekonomii społecznejm zajmujących się statutowo problematyką pomocy i integracji społecznej oraz pracowników administracji publicznej działających bezpośrednio w obszarze pomocy i integracji społecznej. Niemniej, choć docelowa grupa, której opis można znaleźć na stronie kierunku, wydaje się być dokładnie sprecyzowana, z relacji studentów można odnieść wrażenie, że uczelnia nie przygotowała programu studiów w pełni odpowiadającego oczekiwaniom potencjalnych studentów.
– Nie mogę jednoznacznie stwierdzić, że program studiów całościowo był niedostosowany do kontekstu ekonomii społecznej. Niektórzy spośród prowadzących posiadali naprawdę szeroką wiedzę na temat kierunku zmian gospodarczych w UE, w które wpisuje się ekonomia społeczna – mówi Sandra Tomaszewska, absolwentka studiów podyplomowych z Zarządzania Podmiotami Ekonomii Społecznej na UWr, pracownica Regionalnego Centrum Wspierania Inicjatyw Pozarządowych. – Na pewno jednak wśród wykładowców brakowało praktyków (z tego powodu poniekąd my, duża grupa przedstawicieli NGO wśród studentów, spełnialiśmy taką rolę), a jeśli już tacy się trafiali, brakowało im kontekstu ES. Jeśli miałabym wskazać jeszcze inne mankamenty tych studiów, na pewno było nim podejście wykładowców, którzy nie potrafili wykorzystać potencjału drzemiącego w grupie.
Brak praktyków wśród kadry akademickiej to jeden najczęściej rzucanych zarzutów pod adresem studiów podyplomowych dotyczących ekonomii społecznej. Rzecz jasna nie odnosi się on tylko do studiów realizowanych na Uniwersytecie Wrocławskim, zawierzając relacjom studentów ta sama bolączka trapi sporą część z pozostałych uczelni, które o otwarcie takich studiów się pokusiły.
Przed rozpowszechnianiem obiegowej opinii na temat niskiego poziomu studiów podyplomowych tyczących ekonomii społecznej przestrzega Szymon Surmacz, wykładowca-praktyk w Instytucie Polityki Społecznej na Uniwersytecie Warszawskim oraz w Małopolskiej Szkole Administracji Publicznej przy Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie, od lat zajmujący się marketingiem i komunikacją w NGO oraz zarządzaniem organizacją prowadzącą działalność odpłatną i gospodarczą: – Patrząc na program studiów w IPS, mogę z całą odpowiedzialnością polecić je osobom pracującym w NGO, zwłaszcza członkom zarządów, którzy powinni mieć pojęcie (a często nie mają) na temat przedmiotów z zakresu polityki społecznej (ekonomia, finanse państwa, rozwój lokalny czy koncepcja trzeciego sektora).
A co z zarzutami, jakoby przedmioty wykładane na takich studiach były pozbawione kontekstu ES?
– Czy krzywa popytu i podaży różni się w ekonomii klasycznej i ekonomii społecznej? Albo czy pojęcia: monopol, monopson, CIT czy PIT mają inne znaczenie na studiach tyczących ES niż tych z administracji lub zarządzania? – tłumaczy Szymon Surmacz. – Prowadząc w Instytucie Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego „Zarządzanie przedsiębiorstwem społecznym”, często pokazuję studentom model biznesowy Skype (freemium) bądź mówię o marketingu Apple czy Coca Coli, gdyż pewne uniwersalne zasady rządzące ludzką psychiką (marketing) bądź przedsiębiorstwem (zarządzanie) można przełożyć na działalność spółdzielni socjalnej bądź NGO. Model to model. Studia dotyczące ES to studia interdyscyplinarne, „kolekcja” przedmiotów z różnych tradycyjnych dziedzin wiedzy jest w tym wypadku niezbędna.
Bardzo różne doświadczenia osób mających styczność ze studiami podyplomowymi ES jasno pokazują, że ewentualny wybór takich studiów to decyzja, którą z całą pewnością powinniśmy dokładnie przemyśleć. Tyczy się to zwłaszcza osób związanych z trzecim sektorem. W odróżnieniu od pracowników administracji (PUP czy OPS) nie są oni zazwyczaj odgórnie zobligowani do wzięcia udziału w takich studiach (przepisy niekiedy wymuszają posiadanie określonego dyplomu), a czynią to głównie, by podnieść swoje kompetencje oraz pozyskać wiedzę i umiejętności, które znajdą praktyczne zastosowanie w ich codziennej pracy. Jak się okazuje, nie każde studia to gwarantują. Pewnym ułatwieniem dla osób związanych z NGO może być fakt, że nie muszą oni decydować się na studia prowadzone w ich województwie, które zazwyczaj współfinansuje Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej (i znowu pracownicy administracji są często odgórnie na takie studia oddelegowywani wg miejsca zatrudnienia), mogą poszukać lepszej oferty nieco dalej, w innym województwie. Jest to pewne utrudnienie, ale warto się pomęczyć narażając się na długie podróże polskimi drogami czy koleją, jeśli w zamian mamy możliwość studiowania na dobrze przemyślanym i zaplanowanym kierunku studiów, gdzie wykłada kompetentną bogata w praktyków kadra akademicka.