KRÓL: Od społeczników i działaczy, po polityków i dziennikarzy słyszymy, że polskiemu państwu potrzebne są „innowacje”. Słowo to nabrało wagi Świętego Graala dla rozwoju naszego społeczeństwa. Na horyzoncie zarysowany jest cel, tylko czy ktoś ma wiedzę i pomysł, jak do niego dotrzeć?
„Trzeba stawiać na innowacje”, „twórzmy nowoczesną i innowacyjną gospodarkę”, „kluczem jest innowacyjność” – te i inne hasła od kilku lat przelewają się przez dyskusję publiczną na temat przyszłości edukacji i społeczeństwa w Polsce. Ostatnie lata charakteryzują się szczególnym nasileniem słowa „innowacja” odmienianym przez wszystkie przypadki, ale czy ktoś zastanawiał się, co to w ogóle znaczy w praktyce?
Mem krąży po orbicie
Od społeczników i działaczy, po polityków i dziennikarzy słyszymy, że polskiemu państwu potrzebne są „innowacje”. Właściwie słowo to obecnie nabrało wagi Świętego Graala dla rozwoju naszego społeczeństwa i przyszłości państwa. Szczególnie często występuje ono w kontekście edukacji, co ma swoje logiczne powiązanie, gdyż nie będzie innowacji bez lepszej edukacji. Na horyzoncie zarysowany jest cel, tylko czy ktoś ma wiedzę i pomysł, jak do niego dotrzeć? Bo co to za rejs, którego kapitan nie ma pojęcia, gdzie płynie, a jeśli nawet wie, gdzie zmierza, to nie wie jakim statkiem.
Obecnie jesteśmy w punkcie przełomowym dla całego świata nauki, szczególnie astronomii. Oto ziemska sonda New Horizons dotarła do ostatniej „planety” układu słonecznego, aby przesłać nam jej zdjęcia i dane naukowe. NASA publikuje zdjęcia Plutona na Twitterze, jak najszybciej tylko może, a wszystko po to, aby ludzie śledzący ich profil mogli je zobaczyć. Ktoś na Facebooku upublicznia zdjęcie tego ciała niebieskiego, zachwyca się, ktoś inny przerabia je na internetowy mem. Zabawny obrazek z informacją zaczyna krążyć po portalach satyrycznych i społecznościowych. Pod wiadomością rozpoczyna się dyskusja – padają pytania o to, jak szybko leci sonda, ile czasu będzie przesyłać dane, czy dużo jeszcze zostało do eksploracji itp.. Jakiś użytkownik z zaciekawieniem sprawdza, jaka była poprzednia wielkość tej karłowatej planety, ponieważ obecnie naukowcy mają dowody, że była błędna. Co jest w tym wszystkim najpiękniejsze? Ludzie śledzący Twittera, użytkownicy komentujący na Facebooku czy mój znajomy publikujący wiadomość to normalni, całkiem zwyczajni ludzi. Najczęściej młodzi, robiący w życiu rzeczy zupełnie niezwiązane z astronomią. Pracujący w bankach czy korporacjach lub studiujący kierunki, którym daleko do eksploracji kosmosu.
Pograjmy na lekcji
A teraz wróćmy do edukacji – lekcja fizyki w przeciętnym gimnazjum, nauczycielka z dwudziestoletnim stażem pokazuje uczniom planszę z układem słonecznym, każe wyuczyć się planet na pamięć i przeczytać definicje ciał niebieskich, później parę zadań i kilka ciekawostek o sondach kosmicznych. Gdzie tu jest innowacja?! Obecna rewolucja informatyczna przyspiesza w tempie niespotykanym w dziejach ludzkości. Tablety, smartphony, aplikacje, gadżety, kamery, drony, sieci społecznościowe – to są innowacje. Tyle tylko, że szkoła adaptuje się do nich bardzo powoli, młodzi ludzie na przerwach siedzą wpatrzeni w smartphony z dostępem do Internetu, grają w gry, słuchają muzyki albo nudzą się, przeglądając Facebooka. Wykorzystują więc innowacje w celach czysto rozrywkowych, a mogliby do celów edukacyjnych, rozwijających ich, pobudzających kreatywność, a w przyszłości może przyczyniających się do tworzenia przez nich nowych innowacyjnych rozwiązań – także w zakresie działalności społecznej.
Wyobraźmy sobie na chwilę, co by było, gdyby do polskich szkół wpuścić nieco świeżości. Jedną lekcję fizyki nauczyciel przenosi do sali informatycznej – „Dzisiaj pogramy w Kerbal Space Program” ogłasza. Zdziwienie, zaskoczenie? Zamiast się uczyć, młodzież będzie grać? Przecież mogą robić to po lekcjach. Tu właśnie tkwi sedno sprawy. To nie młodzi ludzie mają się dostosować do szkoły, tylko szkoła powinna się dostosować do nich. Oczywiście nie całkowicie, ale w takim stopniu, aby zachęcić ich do korzystania z darów „innowacji” do własnej edukacji. Te dwie strony z roku na rok się od siebie oddalają. Młodsi nauczyciele to widzą, niektórzy próbują wyjść wyzwaniu naprzeciw, inni pozostają przy tym, co niezmienne od lat. Podałem przykład Kerbalów nie bez powodu – to prosty symulator oparty na zabawie w fizykę i eksplorację kosmosu. Prowadzimy własny program kosmiczny, budujemy statki, wysyłamy sondy, możemy nawet powtórzyć misję New Horizons. Wszystko przy niezbyt mocnym komputerze, który większość społeczeństwa ma w swoich domach. Dodatkowo warto wspomnieć, że jest to jeden z fenomenów współczesnej formy finansowania projektów, poprzez tworzenie ich razem ze społecznością internetową. Swoje trzy grosze do jej rozwoju dorzucili nawet naukowcy z NASA i sam Elon Musk, twórca SpaceX.
Innowacja na co dzień
Kończąc wywód na temat postępującego świata i nienadążającej za nim szkoły, przypomnę fragment jednego z ulubionych filmów uczących się osób: „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”. Kiedy John Keating, ekstrawagancki nauczyciel, wskakuje na swoje biurko i pyta uczniów, czemu to zrobił, ktoś z sali mówi: „Chce się pan poczuć wyższy”. Keating odpowiada „Nie, stoję na biurku, ponieważ nie chcę zapomnieć, żeby wciąż patrzeć na świat z różnych punktów widzenia”. Przekaz tych słów jest uniwersalny. Edukujmy zatem, że Internet to nie tylko zabawne filmiki i rozmowy ze znajomymi, to również eksperymenty na Youtube, naukowe vlogi, przemówienia TED, pasjonujące gry i przede wszystkim sieci społecznościowe ludzi pasjonujących się daną tematyką. Innowacja jest potrzebna – także w powszechnym myśleniu.
Młodzi wykorzystują innowacje w celach rozrywkowych, a mogliby z ich pomocą rozwijać się i pobudzać kreatywność.