- Mówiąc PAH, myślę o dziesiątkach tysięcy ludzi, którzy nam pomagali przez te 10 lat - mówiła Janina Ochojska podczas otwarcia wystawy pt. 'Ktoś wyjdzie im naprzeciw' w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Uroczystość ta rozpoczęła obchody 10-lecia działalności Fundacji Polska Akcja Humanitarna.
Magdalena Grodzka
"Janka cały czas przypomina nam o jendej rzeczy – o miłości bliźniego. I właściwie więcej o tym nie można powiedzieć, bo skąd się biorą te pieniądze, skąd się biorą Ci dobrzy ludzie – to tylko Bóg jeden wie. Inaczej tego nie można wytłumaczyć. Nam to do głowy nie przyszło, że to się kiedyś tak rozwinie. Myśmy po prostu wiedzieli, że ten konwój ma iść i wobec tego idzie. Dzwoniłam do wszystkich znajomych i nieznajomych. Pomagała nam młodzież z I Liceum Społecznego przy ul. Bednarskiej. Młodzi ludzie przyszli i robili jak woły. Później wychowawca do mnie telefonuje i pyta “Jak było?”. Mówię: “wspaniale”. Byli uśmiechnięci, pracowali bardzo ciężko. A on to: “Sukces wychowawczy”. Mój mąż czyścił buty, żeby były eleganckie. We dwójkę przerzuciliśmy osiem ton. Zapakowaliśmy wszystko elegancko, guziczki w ubraniach przyszyte, wszystko odprasowane. Oboje byliśmy kalekalmi, więc to było jeszcze zabawniejsze. Cały czas pękaliśmy ze śmiechu, kto to robi. I może dlatego, to wszystko dobrze poszło."
Dariusz Płatek
"Od samego początku Polska Akcja Humanitarna bardzo na mnie wpływała. Miałem do spłacenia wewnętrzny dług. Może zbyt późno dojrzałem do tego, żeby jednak coś dać z siebie innym. Janka nas wszystkich zaraziła dobrem i pokazała, że jednak wypada dać coś innym. Te pierwsze konwoje płonęły jak pożar wśród ludzi, z którymi współpracowałem i współpracuję i w “Locie” i poza LOT-em. To pokazuje, że takie działania nie muszą być obłudne i nie musi z nich płynąć jakaś korzyść materialna. Nie jest też tak, że ludzie coś robią tylko po to, aby się pokazać. Nie. Naprawdę dajemy coś innym, a przez to stajemy się lepsi. Ci ludzie, wolontariusze, gdy przychodzą i widzą, że ta para nie idzie w gwizdek, ale komuś służy – to się do tego przekonują. Ja w zasadzie nie musiałem namawiać kierowców z LOT-u za bardzo do tego, aby wzięli udział w konwoju. Byliśmy może bardziej przygotowani profesjonalnie do prowadzenia konwojów, ale muszę powiedzieć, że mieliśmy też dużo szczęścia. Myślę, że to jest orgomny sukces, że przez te 10 lat ludzie dalej chcą w tym uczestniczyć. To głównie sukces Janki - osoby niewielkiego zdrowia, która zaraża nas swoim entuzjazem i może góry przenosić."
Dorota Wiśniewska
"Do Fundacji trafiłam przez przypadek. Najpierw w EquiLibre przez trzy lata byłam wolontariuszką. To się stało dzęki mojemu mężowi. On zaczął pracować, a ja zostałam w Fundacji najpierw jako wolontariusz, a potem od razu po studiach zostałam zatrudniona. I tak się jakoś stało, że najpierw kilka, potem osiem, a potem już kilkunaście godzin dziennie tam spędzałam. Nawet razem z dzieckiem. Fundacja jest moim życiem. To była moja pasja od początku. Gdy Janka powiedziała nam, że chce zorganizować konwój, to mój mąż, powiedział jej, że kaktus mu wyrośnie na ręce jak to się uda. Gdy wróciła, zadzowniła z pytaniem, czy mu wyrósł. Wtedy mieliśmy wątpliwości. Jednak jest tylu pasjonatów, którzy z nami pracują, że myślę, że za następne 10 lat nie zmieścimy się w Pałacu Kultury."
Źródło: inf. własna