Działalność gospodarcza w organizacjach pozarządowych – czy wiemy na czym polega?
Dyskusja o ekonomii społecznej w dużej mierze dotyczy rozumienia działalności gospodarczej. Dopóki nie wyjaśnimy sobie, o co nam chodzi, czego tak naprawdę chcemy, co jest – z punktu widzenia ekonomii społecznej – pożyteczne, a co ją tylko osłabia, nie pójdziemy do przodu – pisze Piotr Frączak w kolejnym felietonie dla portalu ekonomiaspoleczna.pl
Prawne wątpliwości
Nie od dziś wiadomo, że nie wiadomo, czym jest działalność gospodarcza. W polskim prawie jest co najmniej kilka definicji.
Mamy wiec definicję z Ustawy o swobodzie gospodarczej: Działalność gospodarcza to zarobkowa działalność wytwórcza, budowlana, handlowa, usługowa oraz poszukiwanie, rozpoznawanie i wydobywanie kopalin ze złóż, a także działalność zawodowa, wykonywana w sposób zorganizowany i ciągły.
Mamy też z Ustawy o VAT:
Działalność gospodarcza obejmuje wszelką działalność producentów, handlowców lub usługodawców, w tym podmiotów pozyskujących zasoby naturalne oraz rolników, a także działalność osób wykonujących wolne zawody, również wówczas, gdy czynność została wykonana jednorazowo w okolicznościach wskazujących na zamiar wykonywania czynności w sposób częstotliwy. Działalność gospodarcza obejmuje również czynności polegające na wykorzystywaniu towarów lub wartości niematerialnych i prawnych w sposób ciągły dla celów zarobkowych.
Warto przy tym dodać, że zgodnie z ustawą podatnikami są osoby prawne, jednostki organizacyjne niemające osobowości prawnej oraz osoby fizyczne, wykonujące samodzielnie działalność gospodarczą bez względu na cel lub rezultat takiej działalności.
Dodatkowo organizacje pozarządowe nie prowadzące działalności gospodarczej (w ich mniemaniu)mogą zostać pozbawione spokojnego snu przez różne interpretacje sądów.
Jest wreszcie jeszcze jedna definicja, wynikająca z orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, sformułowanego w odniesieniu do prawa konkurencji:
Okazuje się więc, że Komisja Europejska wcale nie musi zgodzić się z przekonaniem polskich władz o tym, jakoby działalność odpłatna pożytku publicznego, czy świadczenie usług na podstawie zlecenia otrzymanego w ramach Ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie nie była działalnością gospodarczą.
No właśnie, ciekawe co by się stało, gdyby jakaś spółdzielnia pracy zaskarżyła zapisy wykluczające ją z ubiegania się o realizację usług związanych np. działalnością kulturalną, którą gmina zleciła w konkursie dla organizacji pozarządowych?
A na chłopski rozum?
Ale zostawmy Europejski Trybunał Sprawiedliwości i Komisję Europejską a zastanówmy się, co w istocie oznacza wyłączenie usług świadczonych przez organizacje i spółdzielnie socjalne spod dyrektywy usługowej.
Organizacje cieszą się, bo – skoro nie prowadzą działalności gospodarczej (w każdym razie tak wszyscy myślimy) – mają ograniczoną konkurencję. Przecież żadna dochodowa spółka czy nawet spółdzielnia pracy nie poprowadzi świetlicy socjoterapeutycznej. Dlaczego? Bo nie może startować w konkursie grantowym. Proste i jasne.
Pytanie jest jednak, czy organizacje na pewno nic nie tracą, prowadząc quasigospodarczą działalność pożytku publicznego (np. z pieniędzy miasta kształcąc młodzież z biednych rodzin).
Otóż tak! Organizacja traci i to traci niezależnie, czy zadanie publiczne jest powierzane, czy tylko dofinansowane. Jeżeli bowiem zadanie publiczne (a należałoby to rozumieć jako usługę dla mieszkańców, którą powinien zrealizować samorząd, ale realizuje wyznaczona przez niego organizacja) jest tylko dofinansowane, to oznacza, że wykonawca zadania publicznego musi zdobyć od społeczeństwa (lub z innych źródeł) dodatkowe pieniądze. To trochę taki dodatkowy podatek, który musimy zapłacić, aby zadanie publiczne było zrealizowane.
Jednak organizacja traci nawet wówczas, gdy samorząd – co zdarza się niezmiernie rzadko i przez to dowodzi, że cały ten system jest źle pomyślany – powierza organizacji zadanie publiczne i w całości pokrywa poniesione przez nią koszty. W takim przypadku organizacja realizuje zadanie publiczne, wkłada w to czas i energię, a na końcu pozostaje tak samo biedna, jak była. Gorzej! Jest stratna o to, co mogłaby zrobić, gdyby nie podjęła się realizować zadania publicznego.
Pomocniczość państwa rozumiana jest wyraźnie jako pomoc jaką organizacja świadczy państwu.
Działalność gospodarcza to nie grzech
Ani poprzez propagandę w Equalu, ani w promocji obecnych funduszy, nie udało się zmienić powszechnego przekonania, jakoby działalność gospodarcza w organizacji pozarządowej była „be”. Organizacje, opinia publiczna, wielu przedstawicieli administracji – wszyscy uważają, że działalność gospodarcza jest dla organizacji czymś dodatkowym, wstydliwym i broń Boże nie może mieć nic wspólnego z pieniędzmi publicznymi. Lepiej samemu dopłacić, lepiej kombinować (na granicy legalności) wkład własny niż po prostu powiedzieć: jeżeli państwo (samorząd) chce sfinansować usługę dla swoich obywateli, to musi zapłacić.
Więcej. Nie tylko musi zwrócić koszty, ale też przeznaczyć środki na rozwój organizacji, na to, że będzie ona mogła w przyszłym roku lepiej przygotować się do realizacji kolejnego zadania. Ta działalność powinna być oparta na ekonomicznych zasadach.
Oczywiście rolę pierwszoplanową musi grać nie cena, , lecz jakość usług. Usługi zlecane przez samorząd powinny być… właśnie zlecane.
Organizacje zaś powinny w większym stopniu realizować swoje działania w oparciu o odpłatną działalność pożytku publicznego. Powinna to być forma racjonalnego współfinansowania działań organizacji (w tym jej rozwoju), a nie swoisty rodzaj zbiórki publicznej.
Na takim uekonomicznieniu zadań własnych samorządu zyskałyby też spółdzielnie socjalne, bo rynek tych usług rozszerzyłby się znacznie (właśnie realizacja zadań publicznych jest teraz domeną spółdzielni w Szwecji czy we Włoszech).
Prawdziwa pomocniczość
Gdy koncept ekonomii społecznej zaczynał cieszyć się popularnością, liczyłem, że spowoduje on przekształcenie się wielu organizacji zajmujących się głównie świadczeniem usług w przedsiębiorstwa społeczne. Wtedy, miałem nadzieję, będzie można skupić się na działaniu na rzecz organizacji obywatelskich, opartych o zaangażowanie społeczne, czytelną ideę i składki członkowskie.
Niestety moje marzenie nie tylko nie spełniło się, ale też całe wsparcie państwa idzie w kierunku, który jeszcze bardziej uzależnia i osłabia organizacje.
Być może jedyny ratunek jest w ekonomizacji sektora, haśle, które było efektem Equala, choć dziś nie przywiązuje się do niego wielkiej wagi… I niech mi nikt nie mówi, że nie można ekonomizować się na pieniądzach publicznych. Tysiące spółek bierze zlecenia od samorządu i rządu. Czas, aby te pieniądze wsparły też organizacje pozarządowe.
Państwo ma, zgodnie z zasadą pomocniczości, wspierać niezależność obywateli, a nie uzależniać ich, każąc im jeszcze za pół ceny realizować swoje zadania.
Piotr Frączak, ekonomiaspoleczna.pl
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl