Po tym, jak Google opublikowało Chrome w wersji 64-bitowej, poprzeczka dla konkurencji została podniesiona dosyć wysoko. Tak się złożyło, że premierowe wydania Firefoxa i Opery zbiegły się w czasie, spójrzmy zatem, co nowego przyniosą najnowsze odsłony przeglądarek.
Twórcy 32. odsłony Ognistego Lisa chwalą się, że program działa wreszcie szybciej. Wyraźnie szybciej. Po odpaleniu Firefoxa rzeczywiście czuć przyspieszenie w stosunku do poprzednich wersji, ale i w stosunku do Chrome. To dlatego, że buforowanie danych oraz usuwanie zbędnych śmieci z pamięci przeglądarki zostało znacząco ulepszone, a to przekłada się na prędkość działania. Zmianie uległa również wyszukiwarka, pokazująca teraz liczbę znalezionych elementów. Niby nic, ale użytkownicy bardzo sobie to cenią.
Firefox w wersji 32. stał się o wiele bardziej bezpieczny, na skutek usunięcia kilku certyfikatów oraz implementacji połączenia z HTTPS za pomocą proxy HTTP. W dużym uproszczeniu, przeglądarka zyskała możliwość łączenia się z zabezpieczonymi witrynami również za pośrednictwem łączy „zwykłych”. Dodano też weryfikację bezpieczeństwa witryn i certyfikatów za pomocą mechanizmu Public Key Pinning.
Nowości nie ominęły wersji mobilnej przeglądarki – wibracje urządzenia sterowane będą teraz z poziomu kodowania strony (HTML5) za pomocą usprawnionej technologii Vibration API. Ulepszone zostały narzędzia programistyczne dla deweloperów, do których dodano m.in. obsługę wysokich rozdzielczości ekranu, autouzupełnianie kodu i zintegrowaną dokumentację w środowisku JavaScript.
W Operze również wiele zmian. Norwegowie nie próżnowali, rozwijając swoją flagową przeglądarkę w stronę wygodnego narzędzia, z którego wszyscy będą chcieli korzystać. Najważniejszą funkcją 24. odsłony jest podgląd kart na żywo, umożliwiający sprawdzenie, co znajduje się na danej karcie – jeśli mamy ich jednocześnie otwartych kilkadziesiąt, jest to niezwykle przydatna funkcja. Podobnie, jak Firefox, także Opera dostała ulepszoną obsługę wysokich rozdzielczości ekranu. Najmniejszą, choć całkiem wygodną zmianą jest nadanie trybowi prywatnemu innego koloru, przez co wygodnie rozróżnimy poszczególne karty.
Ważniejsza była premiera wersji beta Opery 25, w której dodano natywny czytnik PDF, realizowany w ramach znanego chociażby z Linuxa projektu Chromium. Co ciekawe, jeszcze do niedawna dostawcą czytnika miała być Mozilla, ale z nieznanych przyczyn norweska przeglądarka zdecydowała się na rozwiązanie od Google. Przy tej okazji widać ciekawą strategię Norwegów – w przeciwieństwie do Mozilli i Google, nie tworzą własnych rozwiązań, ale modyfikują te obecne już w konkurencyjnych produktach.
W obu przypadkach uwagę zwracają rozwiązania mające dostosować przeglądarki do wymagań dzisiejszych czasów. Żeby móc konkurować z Google Chrome na równych warunkach, zarówno Firefox, jak i Opera muszą dostosować się do pewnych ustalonych przez giganta z Mountain View standardów. Bo Chrome, nawet pomimo bycia daleko od doskonałości, jest konkurentem, którego nie można lekceważyć. O ile Opera ma szanse stanąć w szranki z największymi (mobilna wersja jest obecnie najpopularniejsza), o tyle Mozilla raczej nie ma szans w starciu z Google. Tym bardziej, że postanowiła ostatnio wytoczyć potentatowi wojnę na standardy – z góry przegraną.
Źródło: Technologie.ngo.pl