Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
W znanej pewnie wszystkim historii był sobie król, który bardzo kochał złoto. Kiedy tylko zdarzyło się, że mogło się spełnić jedno jego życzenie, natychmiast zapragnął, aby wszystko, czego dotknie zamieniało się w ten drogocenny kruszec. Wiemy jak skończył. Miłościwie nam panujący w stolicy prezydent ma umiejętność zgoła odwrotną: czego dotknie, obraca w perzynę. Czy i ta zdolność, jak w wypadku Midasa, jest konsekwencją nieprzemyślanego życzenia? O tym historia milczy.
Miało być pięknie. Koniec korupcji, kolesiostwa,
prostytucji, nieogrzewanych autobusów, nieudacznictwa w rządzeniu i cwaniactwa w urzędzie. Miało
być Prawo (obowiązkowo wielką literą!) i
Sprawiedliwość (nie inaczej!). Jak jest, mieszkańcy Warszawy mniej więcej wiedzą. Agencje towarzyskie, siedliska występku i grzechu mają się
nie najgorzej. Liczba ulotek reklamowych, wkładanych za wycieraczki samochodów pod okiem strażników
straży miejskiej, najlepiej o tym świadczy. Nowoczesna metoda rządzenia, polegająca na trzymaniu
wszystkiego w jednej, ale za to prezydenckiej, dłoni do dziś odbija się czkawką burmistrzom wielu
warszawskich dzielnic. W charakterze anegdoty krąży już po stolicy wieść, że zwykłe podanie o urlop musi przejść przez sam Główny Urząd.
Przecież zostawienie takich kompetencji w rękach władz dzielnicy to istna zachęta do nadużyć.
Lepiej, po gospodarsku, wszystkiego samemu
dopilnować.
Strategii rozwiązywania problemów społecznych w
stołecznym mieście nadal nie ma. Bo i po co? A nuż wiązałoby się to z pomocą tym wszystkim
"zboczeńcom", którzy tak niedawno chcieli maszerować ulicami miasta i demoralizować
uczciwych mieszkańców? Jakaś sprawiedliwość być przecież musi! A poza tym strategia rozwiązywania
problemów oznaczałaby, że problemy w ogóle są. A są? To, że budżet przeznaczony na pomoc społeczną
w stolicy jest ciągle mniejszy niż kwoty przeznaczane na premie i nagrody dla urzędników miejskich?
Co w tym złego? Dobra praca i posłuszeństwo powinny być nagradzane. To bez wątpienia. A reszta …
niech daje sobie radę sama. Transport dla niepełnosprawnych? To jakieś fanaberie! Zlikwidować! Inwestycje? O, od tego trzymajmy się z daleka. To przecież
największa pokusa dla korupcji. Lepiej nie róbmy nic, to przynajmniej nikt nie ukradnie, a i na nas
nie padnie cień podejrzenia. Inwestorzy prywatni? Chcą coś zrobić w mieście za własne pieniądze? To
niemożliwe. Na pewno kryje się w tym jakiś podstęp. Wyliczać dalej? Może wspomnieć nikłą liczbę
projektów do finansowania z Funduszy Strukturalnych? I tak zrobiło się dość smutno i ponuro. A
przecież ani nasz prezydent, ani jego świta nie wylądowali tu z kosmosu. Sami ich wybraliśmy. No,
nie wszystkich. Urzędników wybierał już sobie sam. Razem stworzyli interesujący na mapie Polski
obrazek, w którym wyróżnia się także to, że prezydent jest dla swoich mieszkańców niedostępny. W
innych miastach, też dużych, prezydent i wiceprezydenci nie odgrodzili się murem obronnym i fosą
wypełnioną po brzegi wodą (oj, woda w stolicy leje się hektolitrami). Można się z nimi spotkać,
przedstawić problem, porozmawiać. Nie w Warszawie.
Ale to niestety nie koniec. Nie koniec kadencji i
nie koniec pomysłowości. Ostatnio władze miasta postanowiły zrobić coś z oświatą. Bo jeszcze jako tako sobie radziła. W wyniku tego
jaśnie oświeconego zainteresowania pewnie przestanie. Otóż warszawskie publiczne licea i gimnazja
dostały właśnie plan budżetu na 2005 rok. I na niektóre z nich padł blady strach. Jak w takich
warunkach podnieść jakość edukacji, ba, jak ją utrzymać? Jak w ogóle prowadzić działalność
oświatową? Spójrzmy tylko na niektóre pozycje budżetu jednego z większych warszawskich liceów,
porównajmy je z kwotami za ubiegły rok:
-
na zakup materiałów i wyposażenia w 2004 przeznaczona była kwota 33 tys. złotych, a na ten rok zaledwie 5.000 zł,
-
na zakup pomocy naukowych, dydaktycznych i książek w ubiegłym roku można było wydać 24.000 złotych, a w tym … 1.400!
Gimnazja - na przykładzie jednego z nich - też nie
mają się lepiej:
-
z 5.000 złotych na zakup materiałów i wyposażenia w ubiegłym roku na ten przewidziano 1.500 złotych,
-
na zakup pomocy naukowych, dydaktycznych i książek w ubiegłym roku można było wydać 3.500 złotych, ale za to w tym 0 zł (nie, to nie pomyłka w druku).
Gwoli uczciwości trzeba dodać, że są pozycje, które
wzrosły: składka na Fundusz Pracy, wpłaty na PFRON i
zakup energii.
Oświata jest ogólnodostępna. Szkoły publiczne.
Utrzymywane z naszych podatków. Dzieci i młodzież są naszą przyszłością - ich edukacja ważna, jak
nie wiadomo co. Gdzie więc sens i logika? Próżno ich szukać. Nie pierwszy to w naszym stołecznym
mieście absurd. Ale czy ostatni? Od dawna wiadomo, że
głupimi i ciemnymi łatwiej jest rządzić. Ale może czas upowszechnić nową prawdę: To głupim i
ciemnym rządzi się łatwiej!
Przedruk, kopiowanie, skracanie, wykorzystanie tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.ngo.pl w innych mediach lub w innych serwisach internetowych wymaga zgody Redakcji portalu.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.