Gala Wolontariatu, która zakończyła konkurs „Dolnośląski Wolontariusz Roku 2009” zorganizowany przez Regionalne Centrum Wspierania Inicjatyw Pozarządowych była nie tylko świetną okazją, by podziękować ludziom będącym jednym z filarów organizacji pozarządowych. To także pretekst do pewnej refleksji.
Chodzi przede wszystkim o pytanie, dlaczego w ogóle organizujemy uroczyste gale, gdy chcemy podziękować wolontariuszom? Przecież wykonują oni swoją pracę cicho i bez rozgłosu. Może ten szum wokół nich jest zbędny?
Może jednak podczas takiej uroczystości mówimy coś istotnego ludziom, którzy z różnych względów poświęcają swój czas, by być dla kogoś wsparciem. Możliwość publicznego podziękowania tym osobom jest tylko jednym z powodów, by organizować takie konkursy.
Według najnowszych badań Stowarzyszenia Klon/Jawor tylko niespełna 13% Polaków zadeklarowało, że w ciągu ostatniego roku poświęciło swój czas, by pracować na rzecz organizacji społecznej lub nieformalnej grupy. Taki wynik utrzymuje się mniej więcej od dwóch lat, ale daleko jest nam do lat 2005-2006, kiedy wolontariuszami było ponad 20% obywateli. Te liczby mogą uprawniać do rozmów o kryzysie idei wolontariatu w Polsce. Jest to tym bardziej niepokojące, że mniejsza chęć do podjęcia takiej pracy oznacza jednocześnie spadek oznak społecznej wrażliwości.
Zazwyczaj wolontariuszami zostają ludzie, których łączą pewne wspólne cechy i przekonania. Potrafią ufać ludziom i wierzą, że mogą coś zmienić, jeśli tylko się zaangażują w pracę na rzecz wspólnego dobra. Dodatkowo łączy ich przekonanie, że nawet różnice dzielące ludzi nie przeszkadzają w podjęciu przez nich wspólnych inicjatyw. Tylko niewielka część wolontariuszy traktuje swoje zajęcie jako wstęp do zawodowej kariery. Prawie 90% wolontariuszy zadeklarowało również udzielenie materialnej pomocy różnym organizacjom.
Gala Wolontariatu oraz konkurs zorganizowane przez Regionalne Centrum Wspierania Inicjatyw Pozarządowych są więc z jednej strony wyrazem uznania dla takiej właśnie postawy a z drugiej zachętą do jej promowania i upowszechniania.
Życie nie tylko po to jest by brać…
W Sali Koncertowej Polskiego Radia we Wrocławiu 10 grudnia zgromadziło się ponad 200 osób, w tym ci najważniejsi, czyli nominowaniu wolontariusze. Pierwsza dolnośląska edycja konkursu (który przez pięć lat odbywał się w Wałbrzychu) pokazała, że osób gotowych wspierać innych nie brakuje.
Do konkursu zgłoszono 89 wolontariuszy z terenu całego Dolnego Śląska. Chociaż według badań wolontariuszami są głównie młodzi ludzie (uczniowie i studenci) to wśród nominowanych byli przedstawiciele chyba wszystkich grup wiekowych. Przewodniczący kapituły konkursu, Romuald Grocki, dziekan Wydziału Służb Publicznych Dolnośląskiej Wyższej Szkoły Służb Publicznych „Asesor” tak mówił o trudnym wyborze, jakiego musiano dokonać:
Wolontariat jest taką pracą, w której trudno o wymierne oceny. W końcu jak można ocenić kogoś, kto w swoją pracę angażuje nie tylko czas, ale przede wszystkim serce. Dlatego chcemy po prostu nagrodzić ludzi, dzięki którym inni żyją lepiej i godniej.
Tytuł „Dolnośląskiego Wolontariusza” w pierwszej obejmującej teren całego województwa edycji konkursu otrzymała Teresa Adamowicz, pracująca w Stowarzyszeniu Osób Przewlekle Chorych „Pomocna Dłoń” z Jeleniej Góry. To osoba, która sama będąc niepełnosprawną ruchowo zdecydowała się pomagać innym chorym, w jeszcze trudniejszej niż ona sytuacji.
- Dziękuję za nagrodę i wyróżnienie, którego się nie spodziewałam. Przede wszystkim chciałam podziękować wszystkim nominowanym wolontariuszom. Za to, że poświęcają swój czas drugiemu człowiekowi– mówiła wzruszona laureatka.
W przypadku tegorocznej laureatki nietrudno o pytanie, dlaczego osoba, która sama ma zdrowotne problemy zdecydowała się, by tak konsekwentnie pomagać innym (pani Teresa współpracuje ze stowarzyszeniami od około 10 lat).
-Osoby niepełnosprawne lepiej rozumiem, wiem, na czym polegają ich bariery, bo sama też nieraz potrzebuję pomocy. Właściwie to niczyjego życia nie uratowałam, ale staram się pomagać każdemu potrzebującemu w miarę swoich możliwości. Dlatego to wyróżnienie było dla mnie zaskoczeniem ale i ogromną radością- mówi Teresa Adamowicz.
Pomoc, czy też wsparcie udzielane innym ludziom może tez stać się sposobem na życie, poprawę jego jakości.
-Być może zabrzmi to górnolotnie, ale naprawdę w życiu najbardziej wartościowym jest czynienie dobra. Wolontariuszy na co dzień się nie zauważa, ani też nie mówi o tym ile dajemy siebie potrzebującym - dodaje laureatka.
Po oficjalnej części gali nadszedł czas na występ gwiazdy, której repertuar bardzo wyraźnie nawiązywał do idei wolontariatu. Stanisław Soyka swoją chyba najbardziej znaną piosenkę „Tolerancję” zaśpiewał razem z wszystkimi wolontariuszami obecnymi na sali oraz z pozostałymi gośćmi (i oczywiście organizatorami konkursu). Powiedział też kilka ważnych słów o samym wolontariacie:
Jeżeli coś do nas, jako społeczeństwa należy to pomagać tym, którzy sami nie są w stanie sobie pomóc. Wolontariat jest bardzo ważną nauką dla nas wszystkich, dlatego cieszy, że jest to otwarta formuła również dla ludzi młodych- mówił piosenkarz.
Właśnie dlatego, że wolontariusze mówią nam coś bardzo ważnego, chociaż robią to cicho i bez rozgłosu warto jest organizować takie uroczyste gale. Dzięki temu możemy głośno powiedzieć, że ich działanie i oni sami są dla nas cenni.
Niedługo powinna zostać podjęta decyzja, czy rok 2011 będzie oficjalnie Europejskim Rokiem Wolontariatu. Byłaby ona wyrazem oficjalnego, ponadnarodowego uznania znaczenia wolontariuszy i ich pracy.
O innym obliczu wolontariatu, który może nie tylko zmienić na lepsze życie konkretnego człowieka ale i dokonać zmiany w myśleniu całej społeczności opowiedziała nam Cecylia Dziewięcka, adiunkt Dolnośląskiej Wyższej Szkoły Służb Publicznych „Asesor” we Wrocławiu. Ona sama pracowała przez kilka lat jako wolontariuszka.
Pracowałam z ramienia holenderskiej organizacji wolontariuszy w Afryce jako nauczycielka. Była to wioska w głębi Botswany, gdzieś na pustyni Kalahari. Do najbliższego miasta było 500 kilometrów. Pracując tam nie widziałam ludzi ułomnych, chorych. Myślałam sobie: Co za błogosławiony kraj, sami zdrowi ludzie. Jak się jednak okazało wszyscy chorzy i niepełnosprawni byli ukrywani w swoich chatach. Według miejscowych wierzeń ułomność, fizyczna lub mentalna była powodem do wstydu, według miejscowych wierzeń czymś w rodzaju bardzo poważanego uchybienia.
Któregoś dnia rozmawiałam z fińską zakonnicą, luteranką. Pracowała już tam przez wiele lat ewangelizując ludzi, znała wszystkie miejscowe języki. Podczas naszych spotkań opowiedziała mi, jak zawsze modliła się, by móc spotkać Jezusa. W końcu jej się to udało. Kiedyś zobaczyła chłopca przywiązanego łańcuchem do drzewa, pokrytego ropiejącego wrzodami. Powiedziała rodzinie „Umyjcie go”. Powiedziała mi, że właśnie wtedy usłyszała głos: „Nie poznajesz. To ja. Zawsze chciałaś mnie spotkać”
Jej opowieść mnie zainspirowała. Chciałam zrobić coś, by pomóc miejscowym ułomnym, ukrytym w chatach i odsuniętym na margines. W końcu udało mi się zorganizować i poprowadzić dla nich zajęcia z rękodzieła. To był olbrzymi postęp, bo ci ludzie w końcu mogli wyjść ze swoich domów. Później dowiedziałam się, że trwało to nadal po moim wyjeździe. W końcu powstała tam szkoła, której nazwa w miejscowym języku oznaczała „progres”.
Źródło: inf. własna wroclaw.ngo.pl