Wikingowie, szwajcarscy pasterze, dominikanie, Książęta, Lewiatany i trójpodział władz…
Po wokółdemokratycznych, republikańskich zmaganiach
starożytnych Greków i Rzymian nadeszły chude stulecia dla pomysłów
politycznych, w których władzę mogłaby sprawować jakakolwiek
szeroko rozumiana zbiorowość, wybierana grupa, czyjaś
reprezentacja. Tak jak w myśleniu filozofia stała się służką
teologii (mówimy tu o Europie i okolicach), tak w polityce
zapanowało niepodzielne królowanie Państwa Bożego nad państwem
człowieka czy ludzi. Co prawda niemal zawsze w jakiejś szczątkowej
postaci demokratyczne formy rządzenia były obecne w czasach królów,
papieży, opatów i książąt, ale były to marginalia. Może dlatego
warto o nich wspomnieć, bo okazuje się, że demokratyczne obyczaje
pojawiały w zupełnie niespodziewanych okolicznościach.
Wikingowie
Do dzisiaj w Norwegii można podziwiać miejsca spotkań
wikingów, miejsca na otwartym terenie, okolone wielkimi kamieniami
ułożonymi na kształt łodzi. To właśnie tam (w latach mniej więcej
600-1000) spotykano się regularnie na zebraniach
dyskusyjno-decyzyjnych zwanych po norwesku thing. Takie
zgromadzenia odbywały się i w innych rejonach Skandynawii, a
później także Islandii.
Wikingowie podczas thingów dyskutowali, podejmowali
decyzje, ustanawiali prawa, przyjmowali lub odrzucali koncepty
religijne (np. w takich właśnie okolicznościach przyjęli
chrześcijaństwo), wybierali lub popierali króla. Władcę
obowiązywały prawa ustalone przez thing. Nie mamy śladu, by
wikingowie czytali Platona, Tukidydesa czy Cycerona. Zachował się
jednak zapis krótkiego dialogu, którry miał miejsce podczas jednej
z wypraw duńskich wikingów po francuskiej rzece. Kiedy ktoś z
brzegu wykrzyknął do nich pytając o imię ich władcy, odpowiedzili:
"Nie mamy króla, wszyscy jesteśmy równi". Równi byli oczywiście
wszyscy mężczyźni o odpowiednim statusie majątkowym i
społecznym.
Podobne równościowe relacje panowały w ok. roku 800 wśród
szwajcarskich pasterzy, co zaowocowało później powstaniem Republiki
Raecji.
Dominikanie
Być może najstarszą formą nieprzerwanego obyczaju
demokratycznego jest pewna instytucja ze świata niepodważalnej
hierarchiczności, czyli… katolicki zakon. Dominikanie, powstały w
XII wieku zakon żebraczy, grupujący wielu ludzi wykształconych, z
uniwersytetów, rządzi się od samego początku po dziś dzień
konstytucją, która określa zasady demokratycznego wyboru swoich
władz każdego szczebla: klasztoru-przeora, prowincji-prowincjała
oraz zwierzchnika wszystkich zakonników – generała. O wielu
istotnych decyzjach tej wspólnoty przez 800 decydował stosunek
wrzucanych do urny czarnych i białych kulek. Tak jest i dziś.
Machiavelli
W okresie przedrenesansowym, w średniowieczu, namiastki
demokratycznych rządów możemy odnaleźć w wielu miastach włoskich,
które na wzór starożytnych miast-państw tworzyły republikańskie
wspólnoty, żeby wspomnieć choćby największe i najważniejsze jak
Wenecja czy Florencja. U Florentyńczyka Niccolo Machiavellego
(1469-1527), wbrew może potocznemu skojarzeniu, odnajdujemy wiele
wątków z teorii polityki zakotwiczonych w doświadczeniu
republikańskim. Mimo skrajnie pesymistycznej oceny człowieka
(„Ministrowie skorsi bywają do przestrzegania interesów własnych
niźli sprawy państwa, nie dając bynajmniej po sobie tego poznać. W
ludziach na ogół złe skłonności przeważają nad dobrymi, ku dobremu
zwracają się ludzie wtenczas, gdy muszą”) w myśli Makiawela pojawia
się też pasjonujący wątek utopii społecznej, w której człowiek
będzie jednak raczej istotą społeczną, a nie egoistycznym głupcem.
Jak pisał Konstanty Grzybowski w wstępie do polskiej edycji
„Księcia”, utopia ta opisuje „społeczeństwo w wysokim instynkcie
obywatelskim, o surowej, niemal purytańskiej religijności, […]
społeczność, gdzie każdy jest bezpieczny, pewien swojej własności i
wolności, ale gdzie istnieją sprzeczne interesy grupowe, które w
równoważących się sporach zapewniają i wolność jednostki, i
pomyślność państwa”. Taką republikę może jednak stworzyć, wedle
Makiawela, tylko genialna jednostka – Książę. Ponadczasowość uwag
wielkiego florentyńczyka dotyka istoty sprawowania (nadużywania)
władzy, w tym sensie jest ona wspólna zarówno absolutyzmom,
monarchii, jak i republice czy demokracji.
Hobbes
Jednakże hobbsowskie państwo otrzymało imię biblijnego potwora
morskiego: Lewiatana, „śmiertelnego boga”, a suweren niepodważalną
wszechwładzę: „miecz wojny jest w tych samych rękach co miecz
sprawiedliwości, decyzje we wszystkich sporach dodane są do miecza,
definiowanie praw dodane jest do miecza, mianowanie sędziów i
ministrów dodane jest do miecza, moc suwerena zakłada jej
bezkarność…” I tak dalej, aż do cenzury włącznie. Civitas
nie było już co prawda Dei, ale nie stało się jeszcze
demokracją równych sobie obywateli. Ten atak na dotychczasową
koncepcję państwa był, jak na swój czas, i tak za odważny. W
Oxfordzie, gdzie Hobbes studiował, jego książki zostały spalone na
stosie w trzy lata po jego śmierci.
Monteskiusz
Tak więc po krytyce Machiavellego, racjonalistycznych
akcentach Hobbsa, przyszedł czas budowania podwalin pod nowoczesną
demokrację w duchu „Ducha praw” Monteskiusza. Już wkrótce po nim
nadejdą giganci myśli demokratycznej: John Locke i John Stuart Mill
ze swoimi dziełami założycielskimi dla nowożytnych ustrojów
demokratycznych. A potem rewolucje: francuska i amerykańska, i
same demokracje: europejskie i ta najbardziej wówczas radykalna:
amerykańska.
Ale żeby to się mogło stać, trzeba na nowo było przemyśleć
pojęcie kluczowe. Wolność. Zrobią to wyżej wymienieni dwaj
niepospolici Anglicy, których traktaty czytamy do dzisiaj z
poczuciem, że wciąż możemy się z nich uczyć.
Źródło: inf. własna