Jest oczywiste, że rządzący na cały świecie nierzadko podejmują decyzje, które interes gospodarczy realizują kosztem środowiska. Dlatego istnieją organizacje ekologiczne - Zbigniew Karaczun, Andrzej Kassenberg oraz Marcin Stoczkiewicz odpowiadają w "Gazecie Wyborczej" na zarzuty wobec organizacji ekologicznych sformułowane na łamach "Rzeczpospolitej".
Do reakcji autorów sprowokowały dwa artykuły "Ekologiczna ofensywa" i "Przemysł strachu" (ukazały się w Rzeczpospolitej w styczniu 2012 r.), które "bezpardonowo i bez żadnej próby zachowania obiektywizmu walą na oślep w organizacje zajmujące się środowiskiem, oskarżając je o łapówkarstwo, nieuczciwość i służenie wrogim interesom. Dlaczego? Bo ośmieliły się na drodze sądowej pokazać, że część inwestycji w energetyce węglowej w Polsce realizowana jest z naruszeniem prawa."(…)
Dalej autorzy zauważają, że w ostatnich latach w Polsce nie ma rzetelnej, merytorycznej debaty publicznej, a konsultacje spłeczne organizowane są dopiero, gdy zaczynają się masowe prostesty : "Organziacje ekologiczne proponują dialog na temat kierunku rozowju Polski. Ale gdy nikt z nimi nie rozmwia, a podejmowane decyzje łamią prawo i mają poważne konsekwencje - wykorzystujemy konstytucyjne metody protestu. Przygotowujemy stanowiska i listy otwarte, idziemy do sądu, odwołujemy się do instytucji unijnych. I czasem wygrywamy. Wtedy jednak - zgodnie z logiką artykułów z "Rzeczpospolitej" jesteśmy oszołomami i zdajcami. Szczególnie gdy nasze działania dotyczą energetyki. A my musimy się nią zajmować, gdyż jest ona obecnie podstawowym źródłem problemów środowiskowych."
Zdaniem Karaczuna, Kassenberga oraz Stoczkiewicza debata o przyszłości energetyki jest debatą o przyszłości polskiej demokracji: "Czy interes przedsięiorstw energetycznych jest tożsamy z interesem państwa? Czy chcemy budować demokrację obywatelską, czy korporacyjną? Kto powinien stać na straży interesu publicznego: demokratyczne instytucje czy korporacje?".