Debata nad NPR. Biznesowo-pozarządowy przegląd spraw publicznych
Zaczęła się debata nad Narodowym Planem Rozwoju 2007 – 2013. I już widać, że będzie jak haust świeżego powietrza. Dobrze się słucha wystąpień o rozwoju Polski, nawet jeśli są pełne słów rozgoryczenia, zniecierpliwienia i frustracji. Zawsze to jednak debata o tym, co publiczne i obywatelskie. Ożywcza, choć jeszcze nie wiadomo, jak skuteczna. Poniżej relacja z pierwszej branżowej, biznesowo-pozarządowej debaty o Narodowym Planie Rozwoju 2007 – 2013.
Jak wynika z sondy w portalu 33 procent czytelników nie wie, co to
jest Narodowy Plan Rozwoju 2007 - 2013. Aby zmniejszyć tę liczbę - podpowiadamy: NPR to strategia
rozwoju Polski na lata 2007 - 2013. To także instrukcja wydania ponad 500 mld zł, równowartości 2,5
letniego budżetu Polski. Za NPR-em idą nie tylko pieniądze, ale szczegółowe strategie i projekty
ustaw. Słowem - wszystko, co nas będzie w życiu publicznym otaczało przez siedem kolejnych lat.
Wstępny Narodowy Plan Rozwoju został w styczniu 2005 poddany publicznej ocenie. To oznacza, że
zainteresowane jego recenzją środowiska mogą mieć na niego wpływ. Wiedzą o tym ci, którzy już
wystartowali z konsultacjami.
W czwartek, 3 lutego 2005 swoje konsultacje otworzyło środowisko
przedsiębiorców. Konferencję "Głos biznesu - mój kraj, mój region, moje życie"
zorganizowała Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych. Do udziału w debacie zaprosiła
pozarządówkę. Ze współpracy tych dwóch środowisk może wiele wyniknąć. Jeśli recenzowanie NPR-u
będzie międzyśrodowiskowe, to jest szansa, że efektów nie zetrą w pył politycy - obojętnie
przed czy po wyborach. Wszyscy zdeterminowani, aby na Plan mieć wpływ, dobrze zdają sobie z tego
sprawę.
Tymi, którzy już pochylili się nad Narodowym Planem Rozwoju kieruje przede wszystkim ogromna determinacja i chęć doprowadzenia stanu państwa do ładu. Z sali raz po raz padały głosy, żeby nareszcie zająć się sprawami publicznymi w gospodarski i systemowy sposób.
- Przeszkadza nam życie w państwie od budżetu do budżetu - mówiła Henryka Bochniarz. - Ucieczka od politycznego i finansowego kalendarza jest nam wszystkim bardzo potrzebna, a debata nad NPR-em jest takim pozytywnym otwarciem. Wieloletnie plany finansowe zmuszają do dyskusji, jaka się właśnie zaczęła.
Na konferencji podkreślano, że to unikalna szansa, aby mieć wpływ na
rzeczywistość najbliższych lat. Być może - mówiono - uda się wytworzyć coś, czego za
chwilę (już na przykład po najbliższych wyborach) nie zmielą polityczne młyny.
- Wiadomo, że politycy muszą mieć w sprawie NPR-u wiele do powiedzenia, ale na Boga nie wszystko -
dodawał Jakub Wygnański.
Realizacja samego NPR-u swoją drogą, ale oba środowiska oczekują od państwa przede wszystkim stworzenia stabilnego środowiska działania.
- Żadne przedsiębiorstwo nie może na dłuższą metę działać od budżetu do budżetu, nie chcąc w prostej linii doprowadzić do swojego bankructwa - mówiła Henryka Bochniarz.
Sektor obywatelski też chciałby planować swoje działania w perspektywie dłuższej niż budżetowo-polityczna. Skracanie perspektywy do "od konkursu do konkursu" nikomu nie służy.
Słychać było w konferencyjnych wypowiedziach, jak sfrustrowani i
zniecierpliwieni są przedsiębiorcy. Dla nich debata na temat NPR-em to przede wszystkim szansa
zrobienia porządnego remanentu w obowiązujących przepisach. Prawo ma być jasne. Urzędnicy mają być
związani przepisami, a nie kierować się swoją ułańską fantazją i politycznymi potrzebami
zwierzchników.
- Najlepszą ustawą gospodarczą trzeciej Rzeczpospolitej Paradoksalnie
to była jeszcze PRL-owska ustawa Wilczka i Rakowskiego - mówił przedsiębiorca Andrzej Blikle. -
Bynajmniej nie ze względu na geniusz jej autorów, ale dlatego, że nie mieli oni na szczęście czasu
napisać wiele. Skreślili więc wszystko jednym dekretem, pozostawiwszy krótką, tymczasową ustawę,
która od tamtej pory jest wyłącznie psuta.
Wektor największych krytyk i największych oczekiwań skierowany został
zatem w stronę niewydolnego państwa. Wpisywała się w te głosy diagnoza postaw Polaków prof. Leny
Kolarskiej-Bobińskiej z Instytutu Spraw Publicznych.
- Jeszcze jakiś czas temu twierdzono - podkreślała - że to obywatele myślą w socjalistyczny sposób,
nie chcą lub boją się zmian. Jest przeciwnie, to ludzie jako konsumenci, producenci i obywatele
chcą się realizować, działać i ponosić ryzyko, natomiast instytucje publiczne nie dorastają do tych
oczekiwań.
To, co wniósł do biznesowej debaty nad NPR-em sektor pozarządowy, to podejście do spraw społecznych. Biznes upiera się przede wszystkim przy postulacie "więcej wolności gospodarczej", a to do rozwoju nie wystarczy - mówili przedstawiciele pozarządówki.
- Myśleliśmy, że jak wprowadzimy instytucje gospodarki rynkowej, to reszta sama się ułoży - mówiła Lena Kolarska-Bobińska. - Dziś wiemy, że tak nie jest, pęknięcie między sferą gospodarczą a społeczną jest ogromne. Nie można dłużej spraw społecznych obchodzić jak zgniłego jaja.
Jakub Wygnański, Michał Boni przestrzegali przedsiębiorców przed
stawianiu spraw na ostrzu: albo mamy więcej państwa albo więcej rynku (więc już lepiej to drugie,
mówi biznes), albo mamy egoizm albo solidaryzm (więc już lepiej to pierwsze).
- To są fałszywe dylematy, fałszywe pytania - sprzeciwiał się Jakub Wygnański - cała sztuka polega
na szukaniu właściwych proporcji.
Myśląc w kategoriach czarno-białych zawsze będziemy kwestie społeczne
wpisywać po stronie kosztów - ostrzegali działacze pozarządowi. Z jednej strony prywatni
przedsiębiorcy, wypracowujący, jak dziś, 70 procent PKB. Z drugiej - system ochrony zdrowia, opieki
społecznej i usług publicznych - cały ten społeczny kram do obsłużenia. W takiej perspektywie
społeczeństwo zawsze "kosztuje". Podatnika i przedsiębiorcę. Stąd frustracja.
- Ci którzy wpisują sprawy społeczne po stronie kosztów, błądzą -
mówił Jakub Wygnański. - To nie są serwituty, które ekonomia płaci społeczeństwu. To są zasoby
rozwoju i tak trzeba na nie patrzeć. Mówię o ekonomii społecznej, budowaniu kapitału społecznego, o
pomocy dla samopomocy. Są też całe dziedziny, które sektor może wziąć na siebie i być
dostarczycielem usług społecznych, ale na ten podział pracy musimy się umówić.
Sektor pozarządowy oferuje zatem biznesowi szerszą perspektywę. Są przynajmniej trzy dziedziny, nad którymi możemy wspólnie opracować, jak mówił Michał Boni. Pierwszą jest świadczenie usług społecznych, w których biznes oczekuje efektywnego zarządzania (bo to w końcu czyjeś podatki), a obywatele - że będą tanie i dostępne. Tu pozarządówka może wnieść swoje know-how. Nie wszystko, co nie jest państwowe, musi być rynkowe - podpowiada trzeci sektor.
Druga sprawa to przejrzyste prawo i faktyczna decentralizacja państwa,
jeśli i biznes, i organizacje chcą mieć dla siebie więcej miejsca. Zgadza się z tym Henryka
Bochniarz:
- Myślę, że jeśli i naszym, i organizacji celem jest zwiększenie możliwości naszego działania, to
przede wszystkim trzeba szukać takiej organizacji państwa, takiej roli administracji, która zostawi
dla nas przestrzeń. Ta dyskusja nad NPR-em pokazuje, że my już wiele robimy razem. Chodzi o to, aby
nie odbywało się to w sferze mówienia, ale żeby przełożyło się na konkretne rozwiązania, które będą
przyjmowane. One dadzą szansę na to, że ludzie będą mogli coś zrobić. To naprawdę nie musi być
państwo.
Trzecie pole jest w Polsce nowe i dotyczy instytucji ekonomii
społecznej. To spora przestrzeń dla instytucji społecznych, i szansa dla biznesu na społeczne
zaangażowanie się.
- Ekonomia społeczna to coś, czego biznes w Polsce jeszcze nie zna - mówił Michał Boni. -To nie
jest socjalistyczny wymysł, ale spotkanie w pół drogi. Działanie w warunkach rynkowych, chociaż
non-profit. Nastawione na to, aby utrzymać się, nie żyć z dotacji, ale i nie gonić za zyskiem.
Ekonomia społeczna to również rozwiązywanie problemów społecznych,
które nie musi dotykać kieszeni podatników, a na tym przedsiębiorcom zależy.
Z tego wynika, że przedsiębiorcy muszą zaangażować się w sprawy publiczne i wyzbyć się pociągu do
prostych rozwiązań. Na pytanie, czy biznes, ze swoją determinacją w dążeniu przede wszystkim do
prostych podatków i zmiany prawa, ma jeszcze siłę na prospołeczne działania, odpowiadał Andrzej
Blikle:
- Ja mam. Uważam, że jest to niezwykle ważne. Jest taka szkodliwa opinia, że interes
przedsiębiorców jest sprzeczny z interesem obywateli i organizacji pozarządowych. Ja sam zajmuję
się edukacją przedsiębiorców i widzę jej ogromną rolę w tym, żeby wyjaśniła przedsiębiorcom, że
społeczeństwo może dać im ogromne wsparcie, a oni mogą dać ogromne wsparcie społeczeństwu.
Źródło: inf. własna