Debata: Czy ruchy nieformalne zastąpią instytucjonalny III sektor? [list do redakcji]
Szkoda, że nasi reprezentanci w Sejmie od dekad nie chcą upraszczać prawa i uczynić go bardziej zrozumiałym dla zwykłych ludzi, którzy może chcieliby się zaangażować w tworzenie sformalizowanych struktur, ale polskie prawo i przepisy z tym związane powodują, że ograniczają się do sporadycznych działań w ciągu roku.
W maju i na początku czerwca przyglądaliśmy się w portalu relacjom organizacji społecznych i ruchów nieformalnych.
Niniejszy tekst jest listem nadesłanym w odpowiedzi na postawione w debacie pytanie: Czy ruchy nieformalne zastąpią instytucjonalny III sektor?
Czy działanie w organizacji niesformalizowanej ma sens? To zależy od profilu działań nieformalnej grupy. Jeśli składa się z osób majętnych, doświadczonych i mających zaplecze prawno- organizacyjno- finansowe, to taka grupa ma szansę na skuteczne i długofalowe działanie. Zwłaszcza, gdy zajmuje się tematami, które związane są z patologią urzędniczą, powiązaniami towarzysko- biznesowymi czy relacjami na styku biznesu i polityki, korupcją w urzędach i administracji publicznej czy np. pedofilią. Ale wydaje mi się, że taki opis dotyczy bardzo niewielkiego ułamka działaczy społecznych.
Z moich obserwacji wynika, że z powodu 44 lat PRL oraz 30 lat tzw. gospodarki wolnorynkowej, Polacy nie chcą działać społecznie i nonprofit. Przeciętny Polak najczęściej sypnie groszem na WOŚP lub wyśle smsa na organizacje, które zajmują się sprawami poruszającymi serca i sumienie społeczeństwa.
Gorzej, gdy znajdzie się mikrogarstka ludzi, którzy zdecydowali się poświęcić swój czas i środki na to, by zająć się tematami niewidocznymi i w powszechnej percepcji nudnymi i nieciekawymi, ale społecznie bardzo ważnymi, to np. sprzedaż lokali miejskich w prestiżowych miejscach każdego większego miasta w Polsce, walka z hałasem generowanym przez lokale gastronomiczno- rozrywkowe mieszczące się w budynkach mieszkalnych, polityką miast w zakresie sprzedaży alkoholu i kosztach społeczno- ekonomicznych jakie władze miast ponoszą na „obsługę” pijanych, odurzonych w weekendowe wieczory oraz noce.
Takie grupy są skazane na działanie niesformalizowane, gdyż jeśli chcą otwarcie przyznać się i opisać swoje zainteresowanie jako główne działanie w statucie organizacji formalnej to nigdy nie otrzymają wsparcia ze strony władz, nikt z nimi oficjalnie nie będzie chciał rozmawiać ani współpracować.
Inne zagadnienie to idiotyzm polskiego prawa, które zamiast ułatwiać i zachęcać ludzi do działań w strukturach formalnych, poprzez biegunkę legislacyjną Sejmu powoduje, że ludzie boją się tworzyć formalne, zarejestrowane struktury we właściwych sądach.
Jeśli grupa liczy mniej niż 10 osób, to ile ich będzie kosztować oficjalna rejestracja w sądzie, założenie konta firmowego, spełnienie wymogów RODO, prowadzenie księgowości, wynajem pomieszczeń rozliczanie się z wpłat członkowskich, darowizn, grantów, szkoleń, etc.? Proza życia powoduje, że ludziom przechodzi chęć na tworzenie struktury, gdyż oficjalne koszty są niewspółmierne do możliwości grupy.
Zatem lepiej spotkać się raz lub dwa razy w miesiącu w kawiarni, omówić plan działania i ewentualne koszty, ustalić ile trzeba pieniędzy zdobyć, popytać wśród rodziny lub znajomych czy mogą wesprzeć groszem na konkretne działanie i opłacić wspólnie wydatek związany np. ze zrobieniem banneru, wynajęciem sali na wykład z ważnym gościem.
Szkoda, że nasi reprezentanci w Sejmie od dekad nie chcą upraszczać prawa i uczynić go bardziej zrozumiałym dla zwykłych ludzi, którzy może chcieliby się zaangażować w tworzenie sformalizowanych struktur, ale polskie prawo i przepisy z tym związane powodują, że ograniczają się do sporadycznych działań w ciągu roku.
Zresztą każdy z Czytelników niech sam policzy ile osób w jego otoczeniu poza pracą zawodową angażuje się w działania społeczne dla innych w organizacjach pozarządowych i/ lub grupach nieformalnych?
Źródło: informacja nadesłana