Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Niech każdy z nas, podatników, sam decyduje o dwóch procentach swoich podatków: jeden oddając wybranej przez siebie organizacji społecznej, drugi legalnie zarejestrowanemu Kościołowi.
"Gazeta" proponuje:
Niech każdy z nas, podatników, sam decyduje o dwóch procentach swoich podatków: jeden oddając wybranej przez siebie organizacji społecznej, drugi legalnie zarejestrowanemu Kościołowi.
Takie rozwiązanie, oparte na wzorach niemieckich i włoskich, w 1997 roku wprowadzono na Węgrzech. Podatnik może tam mniej oddać państwu (zamiast 20 - 18 procent, zamiast 30 - 28 proc. czy zamiast 40 - 38 proc.). Właśnie rozpoczyna się kolejny okres rozliczeń podatkowych, a wraz z nim walka o "jeden procent". Toczą ją organizacje społeczne spełniające określone warunki (m.in. zakaz działalności politycznej) oraz blisko 90 zarejestrowanych Kościołów.
Na billboardzie zdjęcie rozjechanego psa z podpisem: "Pomóż, aby innych psów nie spotkał ten los". W radiu poważny głos apeluje o wsparcie Kościoła luterańskiego. E-mailem nadchodzi prośba o pieniądze na operację chłopaka, który miał wypadek na lotni. W teatrze aktorzy zachęcają do wsparcia fundacji teatralnej.
Ci, którzy nie chcą nic dać na Kościół (np. ateiści), mogą przekazać "kościelny procent" na wyznaczony przez parlament cel zastępczy - w zeszłym roku była to budowa wałów powodziowych. Kto dostawał "procenty" od podatników, ma obowiązek publicznie (w prasie) zdać sprawę, jak wykorzystał pieniądze.
Liczba podatników, którzy korzystają z "prawa jednego procentu", z roku na rok rośnie: w 1997 r. - 1 mln osób, w 1999 r. - niemal 2 mln na ogólną liczbę 4,5 mln węgierskich podatników. Wprowadzając ustawę, państwo nie zrezygnowało z dotychczasowych form finansowania Kościołów i organizacji społecznych. Ale około połowy stowarzyszeń, które otrzymują wpływy "z procentu", nie dostaje dotacji państwowych. Część z nich - np. stowarzyszenia przyjaciół różnych małych miejscowości - wręcz powstała dzięki ustawie.
Przedyskutujmy węgierski pomysł, spróbujmy wprowadzić go w Polsce.
Myślę o Marku L., który życie poświęca prostowaniu ścieżek młodych warszawiaków z Powiśla. Sam wychowanek domu dziecka, okazał się fantastycznie skuteczny w tworzeniu młodzieży oparcia innego niż dom rodzinny (gdy nie działa) czy patogenna ulica. I to za pieniądze śmiesznie małe w porównaniu z państwową machiną pomocy. Gdy zmiana przepisów podcięła mu skrzydła, sprzedał mieszkanie i działa dalej.
Los takich fundacji zależy od polityków. Ich celem jest - i tak ma być w demokracji - zdobycie poparcia wyborców, więc wolą rzeczy bardziej efektowne (np. most, którym jeździ pół miasta). Poza tym: czy tacy trudni młodzi zaprotestują, gdy fundacji zabraknie? A jak czyjegoś bólu nie widać w telewizji, polityk nie traci.
Nie chcę popadać w populizm, politycy też ludzie, wielu szlachetnych. Ale ich zawodem jest wygrywanie wyborów. My, podatnicy, moglibyśmy wybierać w innym sensie. Kierując się sercem, interesem lokalnym, wartościami, które wszyscy deklarują (edukacja), ale dzielą budżet państwa inaczej. A także - potrzebą metafizyczną, religijną, gdy dajemy na wybrany Kościół.
Nie chcę gloryfikować fundacji. Bywają nieskuteczne, trafiają się nieuczciwe. Walcząc o pieniądze, czasem nabierałyby nas na piękne słowa lub znane twarze. Chciałbym jednak, by Polak - tak jak Węgier - stanął przed wyborem wartości bardziej bezpośrednim niż przy urnie. Nawet podatki zyskałyby ludzki wymiar.
Źródło: Piotr Pacewicz, Gazeta Wyborcza
Przedruk, kopiowanie, skracanie, wykorzystanie tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.ngo.pl w innych mediach lub w innych serwisach internetowych wymaga zgody Redakcji portalu.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.