Projekt wolontariackich warsztatów plastycznych dla rodzin pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Dąbrowie Górniczej, okazał się super pomysłem.
Czasem po prostu zaczyna się od tego, że człowiek ma jakąś pasję, hobby lub „bzika”, jak mówią słowa pewnej piosenki dla dzieci. Jeśli jest on prawdziwy, taki na 100%, to z dnia na dzień coraz bardziej angażuje oraz pochłania; i tak rozpoczął się projekt wolontariackich warsztatów plastycznych dla rodzin pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Dąbrowie Górniczej.
W pewnym momencie dochodzi się do punktu, w którym okazuje się, że podzielenie się z innymi, zarażenie kogoś byłoby prawdziwym wyzwaniem. W tym punkcie najlepiej natknąć się na taką firmę, jak Siemens, która zechce zaktywizować swoich pracowników dając im szansę przeprowadzenia projektu wolontariackiego. I tak właśnie było w moim przypadku. Dłuższy urlop macierzyński (ze względu na trojaczki) oraz potrzeba oderwania się, choć troszkę, od codziennego szaleństwa zaktywizowały moje porzucone przed laty pasje. Z dnia na dzień zaczęłam odkrywać, że, jak wszystko w ostatnich latach, rynek usług związanych z hobby poważnie się rozszerzył, dając chętny praktycznie nieograniczone możliwości. Więc rozpoczęłam, z prawdziwą przyjemnością, odkrywanie nowych lądów. Okazało się, że w tak zwanym międzyczasie, człowiek jest w stanie zrobić naprawdę sporo, więc nim minęło pół roku byłam już, w swoim przekonaniu, ekspertem od filcowania na sucho, mokro, malowaniu na jedwabiu, produkcji biżuterii, wyrobów z fimo, decoupage’u itd., itp.
Na szczęście akcja wolontariacka pozwoliła mi spojrzeć na moją ówczesną działalność z nieco innej perspektywy. Okazało się bowiem, że robienie czegoś w zaciszu domowym znacząco odmienne jest od umiejętności przekazania tego innym, a co najważniejsze wzbudzenia w sceptycznych obserwatorach szczerego zainteresowania, a nawet pasji. Teraz wiem, że to dopiero początek drogi, ale nie zamierzam porzucać obranego kierunku. Dawanie siebie innym jest super, jakkolwiek banalnie to brzmi. Pokonywanie barier instytucjonalnych jest super, walczenie z „nie da się” (choć nikt nie potrafi powiedzieć dlaczego) jest super i daje prawdziwą satysfakcję, no i oczywiście patrzenie na to, że jednak coś się udało jest super. Oczywiście można się zastanawiać, czy warsztaty plastyczne mogą coś trwale zmienić w życiu rodzin/dzieci objętych pomocą socjalną państwa. Można mieć jedynie nadzieję, że jednak tak, ale realistycznie świat przyjmując, należy się cieszyć tym, że bez względu na efekty długofalowe, dzieciaki w czasie zajęć naprawdę były zadowolone z tego, że mogą zrobić coś innego niż, na co dzień i że robią to wspólnie z rodzicami, bo takie też było założenie akcji.
Dla mnie prowadzenie warsztatów było zupełnym novum, nigdy nie miałam przekonania, że potrafię stanąć przed grupą dzieciaków i dorosłych i powiedzieć im „no to do roboty!”. A jednak okazało się, że owszem i że nie wychodzi to nawet najgorzej. Z drugiej strony zmobilizowało mnie do dążenia do tego, aby było jeszcze lepiej – skłoniło do zapisania na ASP oraz do rozwijania umiejętności na profesjonalnych szkoleniach. Niewykluczone też, że jak tylko moje dzieci będą już nieco bardziej samodzielne, postaram się o zdobycie uprawnień pedagogicznych, aby móc dalej kontynuować rozpoczętą dzięki akcji wolontariackiej przygodę.
Autorka tekstu: Małgorzata Wawrzyńczak
Źródło: Portal Organizacji Pozarządowych