Etyczne zakupy, odpowiedzialność biznesu i dbałość o środowisko są coraz bardziej modne również w Polsce. Firmy starają się na swoich produktach umieścić kolejne świadectwa swojej uczciwości i wrażliwości społecznej. Przeciętny Polak wyda na prezenty 371 zł. Jaka część z tych pieniędzy zostanie wydana na odpowiedzialne zakupy i co to właściwie znaczy? Ekonomiaspoleczna.pl zapytała o to osoby, robiące zakupy na świątecznych jarmarkach.
„Nie wierzę w certyfikaty”
Na popularnych, przedświątecznych kiermaszach w dużych miastach można nabyć wszelkiego rodzaju zabawki, ubrania, i mniejsze lub większe drobiazgi wykonane m.in. z recyklingowanych materiałów. Na świąteczne stoły podane zostaną potrawy z ekologicznych składników. Zapłacimy za te rzeczy znacznie więcej niż w sieciowych hipermarketach, ale płacić będziemy – no właśnie. Za co będziemy płacić?
Znikoma jest znajomość certyfikatów i oznakowań produktów wytwarzanych zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju. Stąd najczęściej płacimy za to, by nie musieć samemu zastanawiać się, czy aby na pewno nasz zakup był odpowiedzialny. Gwarantuje nam to miejsce, w jakim wydaliśmy pieniądze i przekonujący sprzedawca.
Odpowiedzialne zakupy wymagają wysiłku. Trzeba poszukać informacji, przeanalizować ze zrozumieniem wskaźniki. – Naprawdę nie mam czasu – odpowiada jedna z klientek stoiska z ekologiczną odzieżą na pytanie, czy zna pani certyfikaty świadczące o ekologiczności produkcji towarów.
– Muszę kupić prezenty, a jeszcze nie wiem, co bym chciała podarować.
– Nie wierzę w certyfikaty. Mam wrażenie, że większość firm nadużywa pojęć „przyjazne środowisku”, „odpowiedzialne społecznie” – mówi kolejna osoba pochylająca się nad serią mięciutkich, pastelowych misiów-przytulaków. Greenwashing, po polsku „ekościema”, to powszechne zjawisko w strategiach marketingowych polskich firm, które polega na zatajaniu i manipulowaniu informacją o procesie produkcji, przedstawianiu jako ekologiczne czegoś, co wcale nie jest przyjazne środowisku.
Magia wskaźników
Na świecie już dawno wypracowano bardzo precyzyjne wskaźniki, które pomagają ustalić poziom uczciwości działania przedsiębiorstw. Global Reporting Initiative (GRI), czyli system odpowiedzialnego raportowania, jest koalicją organizacji działających na całym świecie pod auspicjami ONZ.
Jest to dość skomplikowany, ale oddający rzeczywistość, system ważonych wskaźników, które określają m.in. walory surowców, standardy systemu produkcji, jakość łańcucha dostaw, poszanowanie praw pracowników. Sporządzenie tego raportu daje wiele informacji o firmie, ale przede wszystkim stanowi dowód na to, że firma nie ma nic do ukrycia – działa jawnie i uczciwie.
Raport taki stanowi później ważne narzędzie w komunikacji marketingowej. Niewiele firm ma ochotę wypełniać tego typu raporty. Wolą funkcjonować w szarej strefie niejasnych, ale spektakularnych komunikatów prasowych i wielkoformatowych reklam, które wisząc na blokach mieszkalnych zabierają ludziom słońce albo wszystkim zasłaniają zabytki.
Paradoksalnie chętniej raporty przygotowują wielkie korporacje, które działając globalnie, poddawane są naciskom świadomych konsumentów z bogatszych krajów. Firmy posiadające marki jak H&M i ZARA pierwsze podpisały porozumienie w sprawie bezpieczeństwa w przemyśle odzieżowym, które powstało po tragedii w Bangladeszu, gdzie w kwietniu 2013 roku doszło do katastrofy budowlanej, która spowodowała śmierć ponad 1100 osób.
Sprawdź, kto robi to dobrze
Jeśli chcemy się zorientować jak działają firmy na polskim rynku, możemy zaglądać na strony, które sprawdzają i oceniają ofertę firm. Przykładowo dobrezakupy.ekonsument.pl to strona, na której możemy znaleźć informacje o ofercie dbających o społeczność i środowisko firm.
Zaproponowany został precyzyjny system punktacji, w którym premiowane są prospołeczne i prośrodowiskowe zachowania biznesowe. Firmy są skatalogowane według branż, więc poszukiwanie zabawek, odzieży czy mebli jest równie łatwe, jak sprawdzanie dostawców artykułów biurowych lub środków czystości.
Tylko odrobinę gorzej od polskich przedsiębiorstw społecznych wypada Marks&Spencer, globalny producent odzieży, dodatków wystroju wnętrz, żywności itd. Jedynie 3% bawełny wykorzystanej przy produkcji ubrań M&S to bawełna ekologiczna. Z kolei, aż 80% używanego przez nią drewna posiada wspominany certyfikat FSC.
Symptomatyczne, że przedstawione w „Spacerowniku” sklepy znajdują się w największych miastach Polski – Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i Lublinie. Pozostałe miasta jawią się więc ekologicznie i społecznie odpowiedzialną pustynią. Taki sąd jest pewnym nadużyciem, ale jedynie tak ostre spojrzenie doprowadzi być może do działania.
Dobre, bo polskie
– Kiedy myślę o etycznym kupowaniu, w głowie kłębią mi się obrazki: panda, delfinek i taki zielono-niebieski chiński ptak z rozdziawionym dziobem. Na kawie ostatnio widziałem. To chyba FairTrade – mówi pan trzymający w ręku portfel z worka po ryżu.
Stąd wniosek, że etyczny to znaczy głównie dbający o zwierzęta. Ale z drugiej strony, dziewczyna przyglądająca się lampie z recyklingowanym abażurem stwierdza: – Może upraszczam sprawę, ale dla mnie etyczna decyzja w czasie zakupów to, o ile to możliwe, kupowanie polskich wyrobów. Tak, by wspierać polską gospodarkę i społeczeństwo.
Rzeczywiście to jest konkret – znamy osoby bezrobotne, wiemy jak wygląda polskie podwórko. Nie jest ono bajką o żelaznym wilku, jaką jawi się życie gdzieś tam w Indiach, Chinach, czy Filipinach. Nawet jeśli ten świat funkcjonuje realnie na ekranach telewizora i smartfona.
Być może teraz właśnie dotykamy sedna sprawy – polscy konsumenci wolą nie wiedzieć, jaka jest prawda na temat rzeczy, które kupują. Ale chcą mieć rację, chcą, żeby ich wybory były słuszne. Stąd działa magia obrazków, znaków i certyfikatów. Wracamy więc do punktu wyjścia.
Etyczną postawą w relacjach kupna-sprzedaży powinna być uczciwość. Jedni uczciwie przyznają się do stanu faktycznego, drudzy uczciwie podejmują przemyślaną decyzję.
– Dla mnie etyczne zakupy to zakupy na miarę. Nie kompulsywne, zachłanne, ale wyważone, przemyślane i potrzebne. Staram się kupować, żeby używać, nie po to, żeby mieć. Ale świetnie wiem, że czasami trudno się obronić przed promocją. Zdaję sobie też sprawę, że w pokoleniu ludzi, którzy pamiętają epokę pustych półek, kupowanie dla samej jego przyjemności jest problemem głębszym i bardziej złożonym niż jedynie proste stwierdzenie: Polacy są rozrzutni i bezrefleksyjni. – mówi dziewczyna przy stoisku z książkami.
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl