Wyobrażam sobie wrocławskiego krasnala przychodzącego na psychoterapię. Układa swoje krótkie nóżki w fotelu, z głębokim westchnieniem zdejmuje czerwoną czapeczkę, by po chwili, pociągając nosem, zacząć opowiadać smutną historię… Diagnoza: bezradność. Cierpienie na skutek permanentnej obserwacji ludzi…
Głos krasnala coraz częściej się urywa, a jego drobne dłonie ściskają mocniej chusteczkę…
Dlaczego? Przechadzam się razem z wolontariuszami po wrocławskim Rynku i pytam: Za co lubisz siebie? Reakcje są różne. Zdarza się szybka odpowiedź przyrumieniona uśmiechem. Zdarza się chwila refleksji, zmarszczenie czoła i wejście w głąb siebie. Zdarza się w końcu także ucieczka schowana za pośpiechem, nutka irytacji… Pytanie niewygodne? Zmuszenie do przystanku w życiowym biegu, którego meta nie ma nawet konkretnie wyznaczonej lokalizacji?
Samoakceptacja, poczucie własnej wartości, spójność wewnętrzna, pozwolenie sobie na bycie "sobą". Tak – to wypadkowa wielu zaburzeń. Czynniki spustowe są różne. Czasem to pokarm (lub jego brak) staje się naszym prywatnym wszechświatem…
Staram się codziennie pamiętać o empatii. Wiem, że zaburzenia odżywiania to temat niewygodny, nieśmieszny, niewdzięczny, niewpisujący się w ramy wartych realizacji projektów… Bo ko chciałby wspierać osoby zwracające śniadanie? Przecież dzieci w Afryce umierają z głodu… Kto chciałby przytulić wychudzoną, niedożywioną dziewczynę? Przecież robi to na własne życzenie… A jednak – ktoś chce, ktoś próbuje zrozumieć, podzielić się swoim ciepłem… To daje niesamowitą siłę.
Ogólnopolskie Centrum Zaburzeń Odżywiania to nadzieja, energia, nierzadko własna historia, a przede wszystkim wiara. W co? W to, że ROZWIĄZANIA ISTNIEJĄ! W to, że można wyzdrowieć, nakarmić wygłodniałą duszę. Marzenia, by zaburzenia odżywiania nie były powodem do wstydu, by fachowa pomoc była ogólnodostępna… Naiwne? Może. Dla nas to piękne.
Walczymy wiarą oraz uśmiechem. By rozwalić system. Być obok, powyżej, a może pod utartymi schematami. Szukamy pomysłów dających nadzieję. Pozwalających na wydobycie resztek sił z poranionych serc. Pokazujemy, że zaburzenia odżywiania są objawem, a skupianie się na skutkach jest niczym walka z wiatrakami. Czas zająć się przyczynami, przebić się do najgłębszych zakamarków. Staramy się docierać jak najszerzej, by KAŻDY poklepał siebie po ramieniu, powiedział sobie, że jest z siebie dumny, że czuje się piękny. Zastanowił się za co się lubi i wykrzyczał to całemu światu. Głodne przecież nie jest ciało, głodne są dusze…
Walczymy z bezradnością. Modlimy się o przymnożenie wiary, gdy zwątpienie odbiera nadzieję, gdy głowy opanowują absurdy… Gdy pojawiają się myśli o znalezieniu jakiegoś prezesa, którego żona lub córka choruje, który mógłby przekazać finanse na pomoc… Gdy rodzi się pomysł na wykreowanie krasnala anorektyka lub bulimika, przecież media by to kupiły…
Są jednak chwile, gdy widzimy jasno, gdy przez szczelinę przedostaje się światło. Spokój ogarnia duszę, a otrzymane słowo "dziękuję" rozgrzewa serce. Wtedy wiemy, że BYŁO WARTO, że to wszystko MA SENS…