Czy ruchy nieformalne zastąpią organizacje? Gotowość do dialogu rozpoznamy „w boju”
KAPTURKIEWICZ: To, jak włączyć ruchy nieformalne w dialog z miastem, nie jest pytaniem do organizacji, ale do przedstawicieli inicjatyw nieformalnych. To zadanie dla nich samych.
Pojawienie się ruchów nieformalnych jest kolejnym etapem rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Po tym, jak w naturalny sposób, odwołując się do znanych form, powstawały kolejne organizacje pozarządowe, teraz zaczęło działać coraz więcej ruchów nieformalnych i pojedynczych aktywistów. Można wręcz powiedzieć: nareszcie. Brakowało ich – brakowało jeszcze większej liczby aktywnych obywateli.
Szarlotka czy sernik?
Opozycja tworzona między organizacjami pozarządowymi a ruchami nieformalnymi jest więc sztuczna. Społeczeństwo jest zróżnicowane: ludzie mają różne potrzeby, które w różny sposób zaspokajają. Jedni wolą funkcjonować w organizacjach, inni lokują swoją aktywność w ruchach nieformalnych czy działaniach nawet jednoosobowych. Dyskusja o wyższości jednej formy nad drugą podobna jest do rozmowy o przewadze szarlotki nad sernikiem. A trzeba po prostu dobierać formę aktywności do własnych potrzeb i tego, co się chce zrobić.
Organizacje pozarządowe i nieformalna aktywność powinny się uzupełniać. Tak, jak nie wyobrażamy sobie – przynajmniej na razie – żeby grupa nieformalna prowadziła szkołę, hospicjum czy świetlicę środowiskową, co robią NGO-sy, tak z drugiej strony oczywiste jest dla nas także to, że to samo hospicjum, świetlica czy szkoła funkcjonuje przy wsparciu wolontariuszy czy zaangażowanych rodziców – słowem: aktywnych obywateli. Ostatecznie są to tylko różne formy tego samego zjawiska, w obrębie którego aktywni, świadomi ludzie biorą własne sprawy w swoje ręce.
Kogo ma słuchać władza?
Problem jednak istnieje. Nie występuje on jednak na osi organizacje – ruchy nieformalne, lecz na linii społeczeństwo – władza. W moim mieście dialog między społeczeństwem a władzą odbywał się dotychczas za pośrednictwem organizacji pozarządowych. Cały system tego dialogu działa w miarę sprawnie, ma swoje struktury, mechanizmy, także zdobyte już doświadczenie. Póki co spełnia oczekiwania obu stron – zarówno organizacji, jak i władzy. Dzięki istniejącemu systemowi urzędnicy mają poczucie, że chcąc usłyszeć głos społeczeństwa, wiedzą, jak to zrobić i kogo zapytać.
Także ruchy nieformalne i aktywiści głośno domagają się uwagi, chcą być usłyszani, przy czym nie są obecni w istniejących ciałach dialogu – takich jak Komisje Dialogu Społecznego czy Rady Działalności Pożytku Publicznego. Dla władzy, dla urzędnika stanowi to problem. Oto bowiem słyszy nawet nie dwugłos, ale wielogłos, bo same ruchy nieformalne również nie mówią jednym głosem. Istnieje więc realny dylemat dla władzy: kogo ma słuchać, czy włączać ruchy nieformalne w obecne formy dialogu, który prowadzi z organizacjami, czy też tworzyć nowe, równoległe mechanizmy?
Jesteśmy gotowi
Takie rozmowy toczą się również w środowisku organizacji i ich ciał przedstawicielskich. W efekcie są to rozmowy o potrzebach osób nieobecnych! Na ten temat trzeba dyskutować z samymi ruchami nieformalnymi, przy ewentualnym współudziale organizacji. To, jak włączyć ruchy nieformalne w dialog z miastem, nie jest pytaniem do organizacji, ale do przedstawicieli inicjatyw nieformalnych. To zadanie dla nich.
Czy same organizacje są gotowe do tego, żeby prowadzić na ten temat rozmowę z ruchami nieformalnymi? Organizacje wypracowały swoje relacje z miastem w toku długoletnich rozmów i działań. Nikt nie przyszedł i nie powiedział: „zróbmy to w ten sposób”. Zamiast tego usiedliśmy i zastanowiliśmy się wspólnie, jak to zrealizować. Gotowość do współpracy rozpoznaje się „w boju” – kiedy zaczniemy prowadzić dialog, to zobaczymy, czy rzeczywiście jesteśmy na niego gotowi. Ja jestem. Ale inicjatywa jest po stronie aktywistów.
Kiedy zaczniemy prowadzić dialog, zobaczymy, czy jesteśmy na niego gotowi. Ja jestem. Ale inicjatywa jest po stronie aktywistów.