PODURGIEL: Od prawie dziewięciu lat jestem prezesem stowarzyszenia i właściwie nie czuję, żeby ktoś nas nadzorował, czyli sprawdzał i oddziaływał na naszą działalność. Kontrole, i owszem, się zdarzają: doraźne, projektowe, uciążliwe w swojej drobiazgowości, polegające jedynie na weryfikacji poprawności prowadzonej dokumentacji. Niejednokrotnie absurdalne.
Witaliśmy w naszych progach pracowników komórek Europejskiego Funduszu Społecznego, Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, czekamy na Urząd Skarbowy, dziwiąc się, że jeszcze go nie było. Ale nigdy nie zdarzyło nam się odebrać zapytania ze starostwa powiatowego, czyli naszego prawnego organu nadzoru.
Nadzór? Tak, ale mądry
Nikt nas nigdy nie zapytał o to, jak działamy, co planujemy, jak często się spotykamy, czy Zarząd otrzymuje absolutorium, jak organizujemy działalność. Nikt nas nie pytał o misję, wizję czy też realizację założeń statutowych. Cóż ja piszę! Nikt nie sprawdził nawet, czy nadal mamy piętnastu członków.
Czy za tym tęsknię? Niekoniecznie. Jesteśmy tak dokładni i praworządni, że sami pouczamy inne organizacje. Czy bym się zmartwiła nagłym uaktywnieniem mojego organu nadzoru? Troszeczkę. Bo nie ufam umiejętnościom jego pracowników. Nieraz widziałam błędne interpretacje sporządzone przez urzędowego prawnika. Nieraz słyszałam urzędników próbujących wymusić na organizacjach administrację zbędną i prawem niewskazaną. Czy potrzebujemy nadzoru? Mądrego, słusznego, wspierającego – dlaczego nie?
Pragmatyzm nad praworządnością?
W szafach starostwa znalazłabym kilkadziesiąt zapomnianych organizacji, nieprowadzących działalności, o których nikt nic nie wie i nie chce się dowiedzieć. Często mówimy, że warto by je zamknąć, ale nikt nie jest chętny do takiego działania, powoływania kuratora. A może dzieje się tak trochę z litości, bo skąd organizacje wzięłyby pieniądze na ewentualne kary? Widziałam też przypadki tak złożone, że każdy ruch narażałby ludzi na te kary lub konieczność zgłoszenia sprawy do sądu rejestrowego, gdyż przekraczały kompetencje starostwa.
Najczęściej decydowano się je zakopać w najdalszym zakamarku codzienności, stawiając pragmatyzm nad praworządnością. Wyobrażam sobie jednak, że jeżeli sami wysyłaliśmy komisję rewizyjną na szkolenia, by Zarząd miał wsparcie w monitoringu działania, to myślę, że byłabym wdzięczna za nadzór, który przypomni i poukłada nam priorytety. Tylko czy to możliwe? Czy możliwa jest instytucja nadzorująca mądrze i elastycznie, taka która wyjdzie poza ramy administracyjne? Nadzór po stronie urzędu to procedury, sztywne wytyczne i rekomendacje w jednym schemacie. Nadzór ze strony organizacji pozarządowej stworzonej w takim celu to zazwyczaj odpłatność w postaci składek na jej utrzymanie, a i tu procedur nie unikniemy. No i czy da się być ekspertem, nie prowadząc działalności, która weryfikuje ścieżki, które wybieramy, zarówno od strony prawnej, jak i organizacyjnej?
Sami tworzymy pręgierz
Gdzieś we mnie odzywa się jeszcze głos anarchistki, niezależnego działacza. Po co nam jakiekolwiek nadzory? Chciałabym, żebyśmy byli społeczeństwem tego niewymagającym. Dążę do tego, żeby regranting, który prowadzimy, był prostą odpowiedzią na inicjatywę, chęć zmiany otoczenia, gdzie słowo „chcę” w odpowiedzi przynosi wsparcie, dotację bez konieczności kontroli i nadzoru. Tak po prostu. Niech nasze statuty mają stronę tekstu, stowarzyszenia członków minimalnie trzech. Niech działanie będzie proste, niewymagające weryfikacji.
Cóż da idealny porządek w szafach, pięknie ponumerowane uchwały, walne zebrania w terminie, gdy zabraknie nam czasu i siły na działania, gdy pilnując administracji zapomnimy o zmianie, którą mieliśmy wprowadzać? Takie organizacje też widziałam. Może to należy nadzorować? Aktywność społeczną? Tego jeszcze nie ma, a może to dałoby nam pewność, że organizacje pozarządowe są nimi prawdziwie i działają skutecznie? Wiedzielibyśmy, że weryfikacja pod tym kątem dałaby pewność, że organizacja działa w pełni społecznie, a nie jest tylko kolejną formą prawną wykorzystaną w celu zwiększania dochodów przedsiębiorczych osób. Tymczasem tworzymy zapisy statutowe, które są dla nas pręgierzem, pokrzepiając się po cichu, że nikt tego nie sprawdza. I dobrze. Śpij starostwo, śpij.
Cóż da idealny porządek w szafach, gdy zabraknie nam czasu i siły na działania?
Źródło: inf. własna (ngo.pl)