DUDKIEWICZ: Może darujmy sobie sny o wspólnotowej misji sektora pozarządowego? Uznajmy, że trzeba starać się o to, co realne: o sektor wprawdzie podzielony, ale zgodnie z realnym podziałem całego społeczeństwa.
Często i dużo mówimy o współpracy międzysektorowej. W przypadku polskiego sektora oznacza to najczęściej współpracę (czytaj: przede wszystkim finansową) z sektorem publicznym. Czasem także z biznesem, mediami, środowiskami naukowymi, czy prawniczymi, choćby na zasadzie wolontariatu kompetencji. Albo po prostu korzystania z usług: doradczych, badawczych, organizacyjnych, PR-owych… Ta współpraca międzysektorowa na pewno nie jest doskonała. Paradoksalnie główny powód takiego stanu rzeczy leży w słabej współpracy wewnętrznej: zwykle współpracują poszczególne organizacje z konkretnymi podmiotami innych sektorów, natomiast sektor pozarządowy jako całość, jako specyficzny, odrębny twór społeczny nadal nie wypracował wspólnej formuły współpracy z „resztą świata”.
Brakuje wspólnoty wartości
Widać to szczególnie wyraźnie, gdy wyścig o mocno dziś znaczone politycznie fundusze jest dla wielu trzeciosektorowych podmiotów znacznie ważniejszy niż solidarność wokół takich wartości, jak różnorodność światopoglądowa (i wszelaka inna), otwartość, gotowość do zaakceptowania istnienia innych poglądów bez konieczności zgadzania się z nimi. Mamy teraz w sektorze dwa wrogie obozy, niemal dokładnie odzwierciedlające głęboki podział w całym społeczeństwie. Może tak być musi?
To taka „intencjonalność dwuwartościowa” – do dziś nie znałam tej definicji ambiwalencji, ale to sformułowanie doskonale oddaje sedno rzeczy. Dlaczego? Bo niewątpliwie jedną z większych słabości polskiego sektora pozarządowego jest jego wsobność, ale rozumiana nie jako niedostateczna współpraca z innymi podmiotami, lecz jako brak silnego osadzenia społecznego, na przykład w lokalnych społecznościach czy różnego rodzaju środowiskach. Może zatem odzwierciedlenie istniejącego podziału społecznego daje właśnie szansę na to, że wprawdzie sektor pozarządowy się podzieli, ale ten podział nastąpi w miejsce dotychczasowego rozkawałkowania na niezliczone elementy? Może te dwa „pozarządowe obozy” będą bliższe odpowiadającym im dwóm „obozom” funkcjonującym w społeczeństwie?
Ale co ze wspólnotą?
Niestety, w tym zakresie jestem zdecydowaną pesymistką. Nie wierzę, by po tym wszystkim, co się stało i co zostało powiedziane, możliwy był powrót nawet do takiej nieco iluzorycznej wspólnoty, jakiej doświadczaliśmy choćby stając się członkiem Unii Europejskiej. Sama nie wierzę w możliwość odbudowania swoich własnych relacji z osobami, które dziś stanęły po drugiej stronie, nawet gdy wcześniej przez lata, mimo różnic poglądów, nie tylko współpracowaliśmy, ale nawet darzyliśmy przyjaźnią. Również obserwacja obrad sejmu dzieci i młodzieży (niezależnie od tego, jak byli dobierani uczestnicy tego wydarzenia) utwierdza mnie w przekonaniu, że w przyszłości także to se ne vrati. Może zatem darujmy sobie sny o wspólnotowej misji sektora pozarządowego? Uznajmy, że trzeba starać się o to, co realne: o sektor wprawdzie podzielony, ale zgodnie z realnym podziałem całego społeczeństwa, ergo z większą szansą na realne osadzenie społeczne, realne oddziaływanie, rzeczywiste realizowanie wyznawanych na serio wartości.
A zatem może warto zgodzić się i budować sektor wsobny (stawiający na współpracę wewnętrzną) i osadzony społecznie (w analogicznych odłamach społeczeństwa)? Wtedy relacje z innymi podmiotami same się – zgodnie z tym podziałem – zbudują, bo tam ta dwubiegunowość postępuje równie gwałtownie: dzielą się samorządowcy, biznesmeni, media, prawnicy, naukowcy, ostatnio nawet muzycy… I chociaż bardzo chciałabym nie mieć racji, to myślę, że taka jest nie tylko teraźniejszość, ale także cała nasza przyszłość.
MASZ ZDANIE? CZEKAMY NA WASZE GŁOSY (MAKS. 4500 ZNAKÓW) PLUS ZDJĘCIE NA ADRES: REDAKCJA@PORTAL.NGO.PL
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Mamy teraz w sektorze dwa wrogie obozy, niemal dokładnie odzwierciedlające głęboki podział w całym społeczeństwie. Może tak być musi?