Polska spółdzielczość nie zaczęła się wraz z kooperatywami spożywczymi trzy lata temu czy spółdzielniami socjalnymi w 2006. To ponad 150 lat historii, często wielkiej, z której można czerpać garściami. Od kilku lat pamięć o tej historii zaczyna się odradzać. Czy spółdzielczość w Polsce staje się modna? Czego możemy nauczyć się od wielkich poprzedników? – sprawdza Krzysztof Wittels dla Ekonomiaspoleczna.pl.
Dorobek polskiej myśli i działalności spółdzielczej jest znaczący. Początki ruchu spółdzielczego sięgają II połowy XIX w., okresu gwałtownej industrializacji, któremu towarzyszyło rozwarstwienie społeczne i pauperyzacja wsi. Powstające wówczas spółdzielnie nawiązywały do trzech różnych tradycji – socjalistycznej, liberalnej i chrześcijańskiej.
Trzy różne tradycje
W Warszawie działało również Towarzystwo Kooperatystów, organizacja odgrywająca znaczną rolę opiniotwórczą i promująca ruch kooperatystyczny. Lewicowe korzenie miała też utworzona po I wojnie światowej Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa, która budowała tanie mieszkania lokatorskie i tworzyła „osiedla społeczne”.
Przerwana tradycja
Polska gospodarka społeczna przetrwała I wojnę światową, a jej rozkwit nastąpił w okresie XX-lecia międzywojennego. Szacuje się, że wówczas co piąty dorosły obywatel Polski był członkiem jakiejś spółdzielni, a 1/5 depozytów oszczędnościowych była składana w bankach spółdzielczych i Kasach Stefczyka. Co ciekawe – za nowoczesnym wystrojem rozsianych po świecie polskich placówek dyplomatycznych stała działalność artystyczna Spółdzielni Artystów Ład.
Ruch spółdzielczy odrodził się po II wojny światowej, poddany jednak represjom, likwidacji lub ubezwłasnowolnieniu przez władze powojennej Polski został trwale okaleczony. Paradoksem jest, że dziś ruch spółdzielczy jest utożsamiany przez znaczną część społeczeństwa z okresem PRL.
Tradycje polskiego ruchu spółdzielczego są bez wątpienia świetne i zarazem niezwykle interesujące – tak sama myśl ideowa, jak i konkretne rozwiązania modelowe i systemowe. Ale czy mogą w praktyce wnieść coś do dzisiejszego ruchu spółdzielczego oraz – szerzej – ekonomii społecznej? Czy w dzisiejszej Polsce ktoś sięga do tych tradycji, czy kogoś inspiruje dorobek przedwojennych działaczy spółdzielczych?
Nie znana historia
Pierwsze kroki skierowałem do Piotra Frączaka, autora książki „W poszukiwaniu tradycji” (2013) i licznych opracowań dotyczących ekonomii społecznej. Zapytałem, czy zna kogoś, kogo inspirują dawne, polskie tradycje spółdzielcze.
– Według mnie nikogo nie inspirują – brzmiała odpowieź. – Bo są nieznane. Może znają je ideolodzy, ale chyba nie przekładają się na konkretne inicjatywy.
O rozmowę poprosiłem docenta doktora Tomasza Ochinowskiego, historyka przedsiębiorczości, pracownika Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
To samo pytanie zadałem Szymonowi Surmaczowi ze Stowarzyszenia „Obywatele Obywatelom” (stowarzyszenie popularyzuje zapomniane idee solidaryzmu i kooperatyzmu, prowadzi serwis kooperatyzm.pl z artykułami klasyków myśli spółdzielczej, szkolenia i wykłady, współorganizuje Noc Kooperatystów, a nawet w modelu swojego działania wprost sięga do koncepcji kooperatyzmu Edwarda Abramowskiego).
Przeciwny przykład stanowi działająca od 1945 roku wielobranżowa Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” z podłódzkiego Ozorkowa. W swoim modelu działania sięga do idei spółdzielczej Romualda Mielczarskiego i Edwarda Abramowskiego. Przejawia się to m.in. w budowaniu przejrzystych i demokratycznych zasad podejmowania decyzji w spółdzielni, kadencyjności władz, aktywnej roli rady spółdzielni, klarownej ścieżce kariery dla pracowników i realizacji misji społecznej.
Odrodzenie idei kooperatyzmu
Ideowość, zwłaszcza myśli kooperatywnej, zaczyna się w Polsce odradzać. Zdaniem Bartłomieja Błesznowskiego, socjologa Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, zjawisko to wpisuje się w ogólnoeuropejski nurt powrotu „kwestii socjalnej” i jest następstwem światowego kryzysu ekonomicznego, a co za tym idzie kryzysu idei wolnego rynku.
– Odrodzenie to widzę w ruchu kooperatyw spożywczych, które działają w większych miastach (Warszawie, Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Gdańsku, Białymstoku) i z których większość odwołuje się do dziedzictwa przedwojennego, a więc przede wszystkim: absolutyzacji demokracji bezpośredniej w modelu zarządzania i realizacji idei, że wspólnie możemy zrobić więcej – powiedział Bartłomiej Błesznowski.
Również Szymon Surmacz wskazał na istnienie, wśród współczesnych kooperatyw spożywczych, odwołań do przedwojennego etosu, ale nie tylko wśród nich:
Jaki jest jednak potencjał obecnej fali kooperatyw? Czy są one czymś więcej niż swego rodzaju zabawą, próbą odpowiedzi na potrzeby pewnej wykształconej grupy ludzi, którzy chcieliby pożyć sobie trochę inaczej? Na ile ten ruch stanie się masowy i trwały? Z pewnością dziś trudno odpowiedzieć na te pytania. Zainteresowanie ideałami ruchu spółdzielczego jest jednak duże, o czym może świadczyć m.in. 3 tysiące facebookowych fanów portalu kooperatyzm.pl, na którym publikowane są stare teksty spółdzielcze.
Historia nauczycielką życia
Okres PRL-u unicestwił ruch spółdzielczy i działalność wielu organizacji społecznych, wykorzystujących w działaniu narzędzia gospodarcze. Jednocześnie spowodował, że wszystko co ma charakter kolektywny, czy kooperatywny, kojarzy się dziś w Polsce negatywnie, z okresem PRL-u właśnie. Idea łączenia działalności ekonomicznej z działalnością na rzecz dobra społecznego staje się jednak coraz bardziej powszechna.
Jak zauważył Szymon Surmacz:
Wśród najważniejszych zasad mój rozmówca wymienił: demokratyczną kontrolę, równoważność głosów podczas walnego (niezależnie od poziomu wniesionego udziału), kadencyjność władz połączoną z ich faktyczną rotacją, system wewnętrznej edukacji członków, konieczność dookoptywania nowych osób, tak, by młodzi ludzie mogli realizować swoje świeże pomysły. Ważna jest także apolityczność, tak mocno dziś akcentowana w trzecim sektorze, często fikcyjna w obliczu zależnośći finansowej organizacji od sponsorów lub państwa.
Podobnie stwierdził dr Tomasz Ochinowski, który zdecydowanie podkreślił, że przedsiębiorczość innowacyjna powinna być technologicznie, ale w kwestii zarządzania i dobrych praktyk powinna sięgać do tradycji.
– Konflikt między pracą a kapitałem jest nadal aktualny. Potrzeby, które zrodziły przedsiębiorczość społeczną są takie same dziś. Tylko sztafarz jest inny. Trzeba sięgać do tych idei i dobrych praktyk, które mogą być źródłem inspiracji. W polskim życiu gospodarczym cierpimy na deficyt kultury organizacyjnej, a tego właśnie możemy szukać w doświadczeniu pokoleń. Nie trzeba po raz drugi odkrywać narzędzi i modeli dawno już odkrytych.
Praca u podstaw
Jak zatem, w sposób umiejętny, sięgać do tych tradycji? Gdzie szukać dobrych praktyk, jak je potem rozpowszechniać?
Zdaniem doktora Ochinowskiego należy sięgnąć do źródeł i opracowań, a potem starać się upowszechniać dobre praktyki. Warto uprawiać tzw. historię organizacyjną, a więc by historycy wraz z analitykami przedsiębiorczości, wspólnie, przeprowadzili analizę konkretnych podmiotów i od razu tworzyli opis gotowy do przeniesienia na poziom edukacyjny.
Z kole Szymon Surmacz powiedział mi, że należy zwrócić się do ludzi trzeciego sektora i tam budzić ducha przedsiębiorczości.
Niezwykle ważną kwestią, którą trzeba będzie przepracować, jest także przełamywanie narosłych przez lata stereotypów. Jak zauważył Szymon Surmacz niegdyś słowo „spółdzielca”, czy „kooperatysta” przynosiło uzasadnianą dumę, dziś jest przeciwnie.
– Wyjechałem z Łodzi i działam na terenach wiejskich, gdzie staram się zaszczepiać ludziom idee przedsiębiorczości w organizacjach. Dużo jest do zrobienia na obszarach wiejskich, gdzie ludzie często nie mają czasu albo umiejętności wspólnego działania. Warto wspierać powstawanie spółdzielni zwłaszcza w obszarze zdrowej żywności. A zarobione pieniądze pozwolą zrealizować imprezę kulturalną, czy zabawę dla dzieci.
Dziś najsilniej odradza się dawny nurt lewicowy w spółdzielczości, związany przede wszystkim z kooperatywami spożywczymi, Warszawą i ziemiami Królestwa Polskiego. A co z pozostałymi wspaniałymi tradycjami ruchu spółdzielczego – chrześcijańską i liberalną? Dzisiejsze Kasy Stefczyka nawiązują do galicyjskiego pierwowzoru jedynie z nazwy. Podobnie większość banków spółdzielczych nie ma wiele wspólnego z klasyczną spółdzielczością. Jednak jestem przekonany, że w różnych miejscach Polski działają lub kiełkują podmioty, które kontynuują przedwojenne wzorce spółdzielcze. Jeżeli w artykule nie zostały wymienione, a chciałyby swoimi inspiracjami podzielić się z innymi, zachęcam do kontaktu ze mną lub redakcją.
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl