PODURGIEL: Działając w Ełku, mam poczucie, że sił i entuzjazmu starcza nam na to, co lokalne. Jest tak wiele do zrobienia, że nieraz tylko jednym uchem słucham tego, co się dzieje w odległej Polsce, analizując, czy dotyczy to mnie i czy mam na to wpływ.
Współpraca jest nieodzowną cechą kapitału społecznego. Pojawia się z dwóch powodów: wymiernych korzyści lub jest postawą, którą mamy bądź nabyliśmy na drodze rozwoju własnego i organizacji. Ani jedno, ani drugie nie jest oczywiste czy dane od razu. Nie jestem więc zaskoczona, czytając, że współpracujemy w sektorze więcej. Jeżeli sektor się rozwija, będzie wzrastać współpraca, jeżeli chcemy dywersyfikować przychody, automatycznie będzie to również tego konsekwencją.
Na marginesie sektora
Zupełnie nie jestem też zaskoczona, że bardziej angażujemy się we współpracę lokalnie niż centralnie. Działając w Ełku, północno-wschodniej prowincji kraju, mam niejednokrotnie głębokie poczucie i doświadczenie, że sił i entuzjazmu starcza nam na to, co lokalne. Jest tak wiele do zrobienia, że nieraz jednym uchem słucham tego, co się dzieje w odległej Polsce, analizując, czy dotyczy to mnie i czy mam na to wpływ. Często prym wiedzie kilka organizacji, a rytm nadają takie sieci jak SPLOT. Owszem, dopinguję im w podejmowaniu szalenie istotnych tematów.
Włączam się czasem w dyskusję, by za chwilę pomyśleć, że nie załatwiłam spraw w Ełckiej Radzie Pożytku Publicznego czy wojewódzkiej sieci HEROLD. Dopada mnie kac i zadyszka przy walce o byt i sprawy mojego regionu, skutecznie wyrzucanego na margines, nie tyle Polski, co spraw sektora, o które trzeba dbać.
Trzy ośrodki, dwa centra
A dbać i lobbować trzeba. Te ciągle niskie wskaźniki rozwijania sieci smucą. Z drugiej strony, w ostatnich latach dużo sieciowania nadgryźliśmy, ale nie było to kontynuowane, bo zbyt wiele tego typu działań było efektem kontraktów projektowych. Sieci powstało wiele i większość zakończyła swoją aktywność podpisanym porozumieniem. Bez odpowiedniej motywacji i zasobów, bez przymusu istnienia, współpraca wewnątrz nich spada na koniec listy rzeczy ważnych, ale niekoniecznych. Pisząc, ciągle mam myśli o rzeczach właśnie ważnych, ale niekoniecznych, które rozwijają się na samym końcu.
Jako organizacje funkcjonujemy w jakimś koszmarnym systemie na kształt kranu, z którego kapie woda, ale ugasić pragnienia nijak się z niego nie da. Stąd może i wracające w raporcie echo konkurencji wśród organizacji pozarządowych. Jak ma jej nie być, gdy ciągle czytamy o tysiącach startujących w konkurach i doświadczamy, że komuś – i to często nam – brakuje? Poczucie konkurencji to dowód również na nasze niskie kompetencje planowania strategicznego oraz słabą diagnozę otoczenia, w którym działamy. Niejednokrotnie spotykam organizacje, które pomysły na własną działalność biorą z podpatrywania tego, czym zajmują się inne, z pewnej mody lub z analizy tego, na co są pieniądze na rynku. Rzadko ich krok do przodu jest wynikiem kompleksowego planowania strategicznego, które zawiera badanie potrzeb, zasobów, otoczenia. Po czym mamy dwa centra wolontariatu, trzy ośrodki wspierające organizacje pozarządowe i jedną ledwie zipiącą organizację ogarniającą pomoc społeczną.
Ćwiczyć stratę
Ileż razy, namawiając samorząd na kontraktowanie usług społecznych, usłyszałam pytanie: ale z kim? Ileż razy słyszę niby zarzut, niby pochwałę: znowu Adelfi? Kapiąca woda z kranu zmusza mnie czasem do łapania wielu kropel do jednego zbiornika, by utrzymać całą infrastrukturę organizacji. Przyznam szczerze, że niejednokrotnie toczę wewnętrze batalie między sprawnym organizatorem a nieskazitelnym ideowcem. I znam organizacje w Ełku łypiące na nas z zawiścią, gdy podpisujemy największy kontrakt w mieście. Dla wielu owo poczucie konkurencji i nierówności naszych organizacji to bariera do współpracy i otwarcia. Oczywiście, to małostkowość, ale powszechna, bo ludzka.
Nigdy też żadna organizacja, którą wspieramy, nie zapytała nas, skąd wziął się nasz sukces. Zawsze pytają o to, skąd wzięliśmy pieniądze. A to zdecydowanie dwie różne rzeczy. Pracy tak wiele, przestrzeni do działań tak wiele, że nie ma najmniejszej konieczności czuć konkurencji. Trzeba jedynie wiedzieć, jak się do tej pracy się zabrać. Trzeba też ciągle pamiętać o tym, gdzie leży serce organizacji. Nie jesteśmy dla istnienia, dla siebie, jesteśmy dla innych i dla ich spraw. Może się zdarzyć, że ktoś okaże się lepszy w realizacji celów społecznych od nas. Może się zdarzyć, że przyjdzie czas na coś nowego. Głowę wietrzyć trzeba nieustannie – tak jak i ćwiczyć stratę. Źle się dzieje, gdy z powodu braku umiejętności tracenia i współpracy, organizacje szkodzą sobie nawzajem obmową, intrygami, politykowaniem, układami.
Coraz piękniejsi
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Źle się dzieje, gdy z powodu braku umiejętności współpracy, organizacje szkodzą sobie nawzajem obmową, intrygami, politykowaniem, układami.