Polska jest członkiem Unii Europejskiej już ponad 17 lat. W tym czasie przyzwyczailiśmy się do otwartych granic, możliwości pracy bez pozwolenia w krajach UE, czy wielkich inwestycji realizowanych głównie ze środków europejskich. Jednak 14 lipca br. orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej (TK) o de facto nieuznawaniu wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE rozpoczęło prawny polexit. Czy grozi nam wyjście z UE?
W maju 2004 roku Polska ostatecznie zerwała z rosyjską strefą wpływów i weszła w skład Unii Europejskiej. Przez ten czas nasz kraj zmienił się nie do poznania, m.in. ponad 50% wzrost PKB, wielomiliardowe inwestycje w m.in. autostrady, lotniska, budynki użyteczności publicznej, a co najważniejsze, możliwość pracy, edukacji, podróżowania bez żadnych kontroli i problemów na granicach państw UE oraz gwarancja praw człowieka na europejskim poziomie.
Dziś w obliczu wypowiedzi niektórych polityków obozu rządzącego o „wyimaginowanej Wspólnocie”, czy nazywanie unijnej flagi „szmatą”, warto przypomnieć, że nasze wejście do UE było zwieńczeniem kilkunastoletnich trudnych starań, które zapoczątkowane zostały jeszcze w 1988 roku poprzez nawiązanie stosunków dyplomatycznych z zachodnią Europą. Ponadto eurosceptycznym politykom warto przypomnieć, że dziś blisko 80% Polek i Polaków popiera członkostwo w UE.
Wracając do orzeczenia TK, trzeba zaznaczyć, że Komisja Europejska zaraz po nim wydała krótkie oświadczenie na koncie Twitter, pisząc: „Wyrok Trybunału Konstytucyjnego potwierdza nasze obawy co do stanu praworządności w Polsce. Oczekujemy, że Polska zapewni pełne i prawidłowe wykonanie orzeczeń TSUE. Skorzystamy z uprawnień przysługujących KE na mocy Traktatów, aby zapewnić jednolite stosowanie prawa UE”.
W praktyce oznacza to, że Polska wstępuje na kolejną ścieżkę wojenną z Unią Europejską. Warto podkreślić, że od początku naszego członkostwa w UE władze uznawały unijną zasadę pierwszeństwa prawa wspólnotowego i co do zasady to prawo ma wartość nadrzędną nad prawem krajowym państw członkowskich. I jak możemy przeczytać w jednym ze stanowisk Komisji Europejskiej, zasada pierwszeństwa dotyczy wszystkich aktów wspólnotowych, które mają moc wiążącą, a państwa członkowskie nie mogą więc stosować przepisu krajowego, który jest niezgodny z prawem wspólnotowym.
Każdy kraj członkowski, jak się wydaje poza Polską, rozumie tę zasadę i ma świadomość, że jest ona kluczowa dla spójności interpretacji prawa, tym bardziej, że sporo rozwiązań prawnych powstaje na poziomie unijnym i jest wdrażana do prawodawstwa krajowego.
Polska obecnie cały czas próbuje zatwierdzić Funduszu Odbudowy na poziomie UE oraz przygotowuje nowe programy operacyjne w ramach środków na lata 2021-2027, które również będą podlegać zatwierdzeniu przez instytucje unijne. A warto podkreślić, że jednym z ważnych elementów wdrażania funduszy jest poszanowanie praworządności oraz ochrona finansowych interesów Wspólnoty zgodnie z ogólnymi zasadami zawartymi w traktatach Unii, a zwłaszcza zgodnie z wartościami zapisanymi w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej.
Polska dziś ma poważny problem z praworządnością, z zapewnieniem niezależnego wymiaru sprawiedliwości, dodatkowo coraz więcej mediów traci swoją suwerenność i jest podporządkowana aktualnej władzy. Dodając do tego ostatnie orzeczenie TK oraz coraz częstsze antyunijne wypowiedzi polskich polityków, wydaje się, że niestety dążymy już nie tylko ku prawnemu polexitowi, ale też praktycznemu.
Dziś w UE wobec Polski i Węgier panuje atmosfera oczekiwania, czy wypełnią swoje zobowiązanie przyjęte 1 maja 2004 roku, czy jednak skierują się na Wschód i tamtejszy model „demokracji”.
Dominik Łazarz, autor artykułu, ekonomista, specjalista ds. UE, doradca ds. marketingu politycznego, doktorant WSIiZ. Współpracuje m.in. z EUROPE DIRECT przy WSIiZ w Rzeszowie i przy Stowarzyszenia Morena w Gdańsku. Był m.in. dyrektorem Regionalnego Centrum Informacji Europejskiej w Rzeszowie (2007-13) i Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej (2013-16) oraz trenerem akredytowanym Krajowego Ośrodka EFS (2008-10).