Człowiek w erze cyfrowej? Michał Boni o konferencji „Sektor 3.0” [patronat ngo.pl]
Problemy postawione w tegorocznej edycji „Sektora 3.0” są kluczowe dla wielkiej cyfrowej zmiany - w przeddzień konferencji Sektor 3.0 przekonuje Michał Boni.
Istotą rewolucji cyfrowej jest to, że całościowo przemienia wszystkie wymiary naszego życia, począwszy od sposobów komunikacji i łączności w postaci telefonu komórkowego czy Skype’a, a na smartfonie kończąc. W tym jednym urządzeniu mamy wszystko – telefon, komputer, aparat fotograficzny, ekran wideo-telewizyjny, radio, aplikacje mierzące stan naszego zdrowia… wyobraźni nam brakuje, by to swoiste science-fiction w pełni uruchomić!
W zrozumieniu tego pomóc nam może kanadyjski pisarz i futurysta Karl Schroeder, który podczas inauguracyjnej sesji wprowadzi nas w świat przyszłości. Umie on nie tylko pisać nowele science-fiction, ale również fikcyjne scenariusze przyszłości.
A my – dzisiaj, w czasach obecnych – współuczestniczymy wszakże w takim scenariuszu przyszłości, który rozgrywa się na naszych oczach.
Totalna zmiana wzorców użytkowania urządzeń cyfrowych zmienia nas samych, a co więcej, obserwujemy powstające zręby gospodarki 4.0 – rozwijający się Internet Rzeczy, autonomiczne samochody, które w niedalekiej przyszłości wyjadą na ulice, ale również pełną automatyzację procesów produkcyjnych, sensoryczne pomiary naszego kody genetycznego czy drony, zarówno te do zabawy, jak i do np. rozwożenia paczek. Nie ma dzisiaj dziedziny życia, która nie zmieniała by się pod wpływem cyfrowej rewolucji.
Także państwa działają inaczej i efektywnej, w coraz bardziej przyjazny sposób świadczą najróżniejsze usługi. Kultura, w całej jej różnorodności i digitalizowanym dziedzictwie jest dostępna wszędzie, o ile tylko wprowadzamy reguły przenoszenia treści ponad granicami w zgodzie z licencjami i likwidujemy bariery nakładane przez blokady regionalne.
Edukacja otwiera się na nowe źródła, ale i uczyć musi zupełnie nowych kompetencji opartych w pewnym sensie na innej logice – właśnie dlatego umiejętność kodowania czy programowania staje się tak potrzebna nie tylko jako specjalizacja, ale jako składnik powszechnej wiedzy.
Nauka korzysta z laboratoriów, jednak wychodzi daleko poza ich granice, staje się coraz bardziej otwarta. A przetwarzanie danych, dzielenie się nimi i otwieranie się na odbiorców rewolucjonizuje wysiłki i osiągnięcia naukowców. Tak tworzy się zupełnie nowy ekosystem rozwoju, w którym kreatywność łączy się z technologiami i ich twórczym wykorzystywaniem.
O tym zapewne opowie jeden z gości Sektora 3.0, Australijczyk George Hedon, który od lat umiejętnie dodaje do siebie kreatywne pomysły, technologie i ducha współpracy podczas swoich festiwali Pause Fest – wielkich spotkań innowatorów z różnych dziedzin.
Zmieniające się świat i otoczenie zmieniają człowieka. I człowiek jakoś się do tych nowych wyzwań adaptuje, chociaż obszary wykluczenia cyfrowego wciąż są olbrzymie. A dotykają szczególnie starszych generacji.
Do tej pory wydawało się, że człowiek oswoi nowe technologie cyfrowe, skorzysta z nich – najbardziej wtedy, gdy pozwalają na pełną personalizację usług, produktów i dóbr. Ale korzystając z dobroczynnego charakteru przetwarzania danych człowiek dam staje się zespołem danych. W obszar Big Data wchodzą wszakże Personal Data, a przetwarzane są w różnych celach.
Czy to zmienia nasze poczucie tożsamości i identyfikacji, gdy za dane uzyskujemy dostęp do usług, gdy stają się one walutą? Czy zmienia to naszą integralność, jeśli ślady nas samych poruszają się w sieci, np. po portalach społecznościowych, bez naszej wiedzy, za naszą cichą zgodą lub zupełnie bez niej?
W tej fazie rewolucji cyfrowej mamy jeszcze przewagę nad technologią, bo możemy wycofać się z Twittera, zamknąć konto na Facebooku i ograniczyć użytkowanie. Jednak nie oznacza to wymazania naszych danych – przepisy o ich ochronie pozwalają nam je ukryć, ale dane te zawsze gdzieś będą. Mimo wszystko, decyzje o uczestnictwie, dzieleniu się sobą i danymi były i są nasze. Jesteśmy względnymi panami sytuacji w stosunku do technologii.
Ale teraz stajemy oko w oko z robotami. Od rewolucji przemysłowej mierzyliśmy się z urządzeniami i maszynami, nad którymi panowaliśmy, którymi zarządzaliśmy, wydawaliśmy im polecenia. W czwartej fazie rewolucji przemysłowej stajemy na przeciwko urządzeń (robotów), które nie są już bezwolnymi wykonawcami naszej woli.
Roboty myślą, przetwarzają dane, mówią, reagują, podejmują ryzyko, wykonują już nie tylko czynności powtarzalne, ale są kreatywne w samodzielnym generowaniu nowych czynności dla osiągnięcia celu. Ktoś powie – rządzimy nimi za pomocą algorytmu, który je programuje…
Tak, robi to konstruktor planujący ramy zadań możliwych do wykonania przez roboty. Ale tak naprawdę tworzy on „istotę”, która sama analizuje wszystkie czynniki z otoczenia – podobnie, jak my. Bo przecież wartością dzisiejszych robotów jest to, że są maszynami uczącymi się.
Wielu się boi. Globalna debata o robotach i sztucznej inteligencji pełna jest lęków – że wymkną się one spod naszej kontroli, jak w filmach science-fiction, że zrobią coś nieodpowiedzialnego i nie jest jasne, kto za ich działanie będzie ponosił odpowiedzialność prawną. (Konstruktor? Dlaczego? Przecież ktoś inny użytkuje robota po jego inicjacji. Właściciel? Jak rodzic za dziecko? Ale czy robot jest niedojrzały?). Że wyprą nas z funkcji zawodowych, z naszego kreatywnego wkładu w rozwiązywanie problemów, bo zrobią coś szybciej i lepiej.
Dlaczego szybciej? Cóż, przetwarzanie danych przez robota jest szybsze od pracy naszych szarych komórek, natomiast analiza nieprzewidzianych zdarzeń może być sprawniejsza, a więc prowadzić do bardziej efektywnych rozwiązań.
Dlaczego lepiej? Bo są dokładniejsze, bo się nie męczą, bo nie potrzebują kawy do koncentracji. Mogą powtarzać sekwencje kreatywne nie powielając szczegółów i nie kopiując wcześniejszych rozwiązań.
Tak rodzi się czarna mitologia redukcji człowieka w świecie cyfrowym, a w świecie robotów jest ona znacznie zwielokrotniona. Robot wszystkim – człowiek niczym…
Nie ulegajmy jednak mitom i lękom. O ludzkiej twarzy robotów będzie pewnie mówił Harry Armstrong z Wielkiej Brytanii, który zajmuje się badaniem potencjalnych skutków wprowadzania w życie przełomowych technologii.
Czy możemy oswoić się z robotami tak, jak oswoiliśmy się z samochodem kiedyś – jako ekstensją, przedłużeniem naszej motoryki, albo tak, jak oswoiliśmy się z komputerem – jako przedłużeniem naszego mózgu i jego funkcji? Odpowiedź jest jedna: musimy się oswoić. Musimy odnaleźć pola współistnienia i kooperacji, ale także odrębności – są to kluczowe warunki dla zdrowej koegzystencji i efektywnego wykorzystywania synergii człowieka i robota.
Dobrym początkiem może być zaufanie do efektów przetwarzania danych i uzmysłowienie sobie, że w samym sercu cyfrowej rewolucji tkwi siła technologii, ale i nowego znaczenia nabiera czynnik ludzki. Ktoś powiedział mi niedawno, że w momencie, gdy aplikacje i urządzenia będą monitorowały stan naszego zdrowia, wszystko stanie się zdehumanizowane. Nie będziemy chodzili do lekarza, bo zdalnie zaaplikuje nam on terapię dopasowaną idealnie do naszych indywidualnych potrzeb. Ale to nieprawda!
Lekarz musi być i będzie interpretatorem danych o naszym zdrowiu, będzie opracowywał terapię, a ponieważ istotnym elementem nowego modelu leczenia będzie nasz świadomy udział i odpowiedzialność za własne zdrowie, kontakt (czy może – kontrakt?) partnerski z lekarzem będzie jeszcze silniejszy. Obie strony mogą uczłowieczyć się w swoich rolach i relacjach – lekarza i pacjenta – ale w nowy, charakterystyczny dla świata cyfrowego sposób. Technologia będzie dobrym pośrednikiem.
Czy podobnie stanie się z robotami – czy technologia stanie się tylko (i aż!) pośrednikiem, pozwoli nam spotkać się z robotem? Największym wyzwaniem będzie odpowiednie podzielenie się zadaniami i rolami. A jak przełożyć zadania w procesie pracy o różnym stopniu komplikacji i wymogów dotyczących kreatywnego przetwarzania danych i tworzenia nowych rozwiązań we wspólnie dzielonym świecie?
W inny sposób roboty wpiszą się w zmiany funkcji zawodowych i karier lekarzy, a w inny w zmiany zadań analityków odpowiedzialnych za inteligentne gromadzenie różnych danych i jeszcze bardziej inteligentne wyciąganie z nich wniosków. Byłoby dużo trudniej, gdyby przeszkodę stanowiło silne „ego” robota, ale czy roboty i przyszłe sztuczne inteligencje mają lub będą miały „ego”?
Z jednej strony, odpowiedź na te pytania jest prosta i oczywista. Z drugiej – nie jest to wcale takie jasne. Pozwólmy sobie na filozoficzne pytanie: czy na stykach sensorów, pośród obwodów łączących przekazy danych i przepływ informacji mogą powstawać oceny czegoś, a jeśli tak, to czy mogą również powstawać emocje związane przecież właśnie z ocenianiem? Tego nie wiem…
Ale czy konsekwencją zderzenia świata robotów i ludzi, zmiennie koegzystujących ze sobą, nie może być np. rozrost techno-feudalizmu, nierówności społecznych w nowych postaciach albo erupcji paradygmatu ekonomii niskich cen – deflacji – które zaowocują niskimi płacami lub procesami ich zaniku? Czy określenie „stabilne zatrudnienie” będzie miało jeszcze jakąkolwiek moc i znaczenie?
Gromadzą się zatem również czarne chmury i ponure pytania. Nie chciałbym jednak kończyć swojego głosu w dzisiejszej debacie Sektora 3.0 tytułem powieści Jamesa Barrata – „Our final invention: Artificial Intelligence and the end of Human era”.
Dlatego uważam, że trzeba nadchodzące zjawiska obserwować, analizować, korygować, nadawać im sens – taki, który z ludzkiej perspektywy wydaje się najważniejszy. Zanim uzyskamy odpowiedzi, postawmy odpowiednie, otwarte, mądre i nie lękliwe pytania.
Źródło: Technologie.ngo.pl