Wiosenne ożywienie tak potrzebne nam wszystkim, pojawiło się również w ekonomii społecznej. Do tego trwa nie dwa tygodnie, ale już dłuższy czas. Trzeba sobie jednak odpowiedzieć, czego potrzebuje polska ekonomia społeczna do dalszego rozwoju, w jakim stopniu może jej pomóc planowany Pakt, a na ile rozwiązań trzeba szukać zupełnie gdzie indziej - pisze Cezary Miżejewski dla portalu ekonomiaspoleczna.pl
Wszystko na temat Paktu na rzecz ekonomii społecznej >
Na naszych oczach powstaje coraz więcej podmiotów ekonomii społecznej, przedsiębiorstw społecznych. W poprzednim roku powstało ponad 200 nowych spółdzielni socjalnych – i to w większości bez udziału środków Europejskiego Funduszu Społecznego.
Technokratyczna, bądź mesjanistyczna wizja ekonomii społecznej wspierana środkami europejskimi powoduje jednak wiele nieracjonalnych zachowań i postulatów, które zakończą się tym, że od 2014 roku, trzeba będzie znów zaczynać wszystko od początku. Będziemy badać, testować, analizować, a rzeczywistość pozostanie poza kręgiem naszych zainteresowań. Dlatego warto rozważyć co nam – ludziom ekonomii społecznej, ludziom spółdzielczości socjalnej – jest naprawdę potrzebne.
Obywatelscy, nie pozarządowi
Podstawowe pytanie jakie musimy sobie postawić, to kwestia relacji przedsiębiorstw społecznych do wspólnot samorządowych. Do dzisiaj wśród wielu z nas tkwi przekonanie, że „państwo to okupant”. Stąd kultywowana przez niektóre środowiska niezależność, wręcz separowanie się od instytucji publicznych, co jednocześnie nie przeszkadza domagania się od władz publicznych wszelkich możliwych uprawnień i środków. Ba, niektórzy są przekonani że środki w konkursach są przyznawane są tylko dlatego, że nam się należy.
Pojęcie powierzenia lub dofinansowania realizacji zadania publicznego nie zawsze jest do końca rozumiane. Najogólniej mówiąc, wszystkie środki jakie otrzymujemy ze źródeł publicznych w konkursach stanowią – albo raczej powinny stanowić – część zadań publicznych. Skoro uczestniczymy w takiej polityce, to może powinniśmy znacznie bardziej w niej aktywnie uczestniczyć. Bez sektora społecznego nie jest możliwe sensownie realizować polityk publicznych. Dlatego tak ważny jest udział sektora w jej realizacji, ale także w kreowaniu i programowaniu. Nie na zasadzie zewnętrznego obserwatora, recenzenta czy przeciwnika.
Wspólnota samorządowa, jak mówi o tym art. 16 Konstytucji RP składa się ze wszystkich mieszkańców. Nie tylko tych wybranych do władz, albo tych którzy głosowali. Trwanie na pozycjach fałszywie rozumianej „pozarządowości” to trwanie na pozycji wyłącznie wykonawcy, traktowanego czasem jako zagrożenie dla władzy albo pozostanie w roli koczującego w przedpokojach władzy, usiłującego uprosić znajomych polityków o wsparcie. Chyba jednak warto skończyć z czymś takim.
Tak jak warto skończyć z opowieściami o marnowaniu pieniędzy, jednocześnie z nich korzystając. Nie jestem działaczem pozarządowym, ale także nie jestem urzędnikiem państwowym. Wiem, że istnieje coś, co nazywamy wspólnym dobrem, i jestem zainteresowany rozwojem przedsiębiorczości społecznej opartej na dialogu pomiędzy sferą publiczną a sektorem społecznym, który potrafi dopowiadać na kwestie społeczne i jest zmotywowany do działania oddolnie.
Ale oznacza to, ni mniej ni więcej, tylko włączenie się jako organizacje obywatelskie – a nie pozarządowe – w różnego rodzaju polityki publiczne, i to nie tylko w roli, nie odpowiadającego za nic recenzenta. Dlatego trzeba się określić, jako cześć wspólnoty, również mającej swoją odpowiedzialność, ale co za tym idzie również swój głos. I to głos merytoryczny.
To zmiana filozofii działania, która pojawia się w wielu wspólnotach samorządowych, w których wspólnie działają organizacje obywatelskie, ekonomii społecznej i samorząd lokalny. Kapitalny przykład partnerstwa z Czarnkowa, obejmujący samorząd, podmioty zatrudnienia socjalnego, spółdzielczości socjalnej, urzędu pracy i pomocy społecznej prezentowany na spotkaniu ośrodków ekonomii społecznej pokazał zupełnie nową świeżość partnerstwa publiczno-społecznego. Takich działań partnerskich nie zrobi się paktując w Warszawie, ale wspierając z Warszawy takie inicjatywy.
Lokalni, nie elitarni
Dużo większy wysiłek natomiast należy włożyć w budowanie lokalnych paktów społecznych oraz partnerstw lokalnych. Tutaj bowiem rozgrywać się będzie prawdziwa dyskusja i o sensie i przyszłości ekonomii społecznej.
I nie na podstawie uchwały ministra, ale wzajemnego określenia potrzeb i zrozumienia rozwoju usług użyteczności publicznej, dla których ekonomia społeczna jest znakomitym sposobem realizacji. Dlatego wzywam do rozsądnego określenia działań, które są najważniejsze dla podmiotów ekonomii społecznych, spółdzielni socjalnych i innych przedsiębiorstw społecznych i namawiam do dialogu. Nie należy się skupiać wyłącznie na rozpaczliwym szukaniu tematów do paktu krajowego, bo kwestie te leżą w zasięgu ręki. Trzeba je tylko dokładnie spisać. Natomiast podstawowy wysiłek należy skupić na wsparciu edukacyjnym, promocyjnym i eksperckim dla społeczności lokalnych, gdzie tworzy się prawdziwa przyszłość. I stworzy się, ale możemy znacznie ten proces przyspieszyć.
Przewidujący, a nie kopiujący
Musimy również wyciągnąć wnioski z obecnej realizacji Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Oczywiście, możemy epatować wszystkich o marnotrawstwie i złym wydatkowaniu funduszy. Ważne jest natomiast rozważenie, jak zniwelować dotychczasowe błędy lub niedopracowane rozwiązania, a nie kopiować te same błędy.
Przede wszystkim należy w znacznie większym stopniu skierować działania na tworzenie przedsiębiorstw społecznych, tak jak to się stało w istocie od 2011 roku. Ten kierunek należy wzmocnić. Musi on być jednocześnie połączony ze wspomnianym już instrumentami pożyczkowo-poręczeniowymi dla funkcjonujących przedsiębiorstw społecznych.
Należy dać województwom możliwość określenia sieci ośrodków wsparcia ekonomii społecznej. I nie jest istotne czy będzie to subregionalne, czy też konkurencyjne np. poprzez vouchery.
Po pierwsze ważne jest, zapewnienie, że każdy terytorialnie ma dostęp do usług, a nie tylko osoby mieszkające w Warszawie czy w stolicach województw, jak to obecnie się zdarza.
Po drugie, wsparcie ma mieć określony minimalny standard. Standard który nie jest określony przez samą organizację, ale niezależną instytucję, niezwiązaną interesowo z danym realizatorem. Kto będzie audytorem? – sprawa jest otwarta. Jednak niezależnie oceniany standard też jest normalnością, gdy w grę wchodzą środki publiczne.
Po trzecie można przedyskutować, również system finansowania takich ośrodków, który zamiast na konkursach powinien zostać oparty na kontraktach pożyczkowych, które są umarzane po zrealizowaniu celów działania danej instytucji? Krótko mówiąc można oprzeć to na systemie płacenia za efekt, a nie za istnienie.
Jeżeli pozostaniemy natomiast na stanowisku źle pojmowanego wolnego formalnego wyboru, to będziemy tworzyć system wsparcia do końca świata, wspierając nie ekonomię społeczną, ale tych którzy mają ekonomii społecznej pomagać.
Europejscy, a nie zaściankowi
Ważną kwestią, w którą należy się włączyć to debata europejska i przeniesienie jej na grunt Polski. Niektórzy są przekonani że dyskusje w Brukseli i Strasburgu ich nie dotyczą. Niestety, jest to niezwykle mylne rozumienie.
Decyzje o zamówieniach publicznych, o pomocy publicznej o preferencjach dla usług użyteczności publicznej wykuwają się właśnie siedzibie Komisji i Parlamentu Europejskiego. To tam, a nie w Polsce spójność społeczna jest podnoszona do takiej same rangi jak spójność gospodarcza, a prawa społeczne z tak samą powagą jak prawa konkurencji.
Teraz gdy szykowane są nowe społecznie korzystne rozwiązania, również dla sektora ekonomii społecznej, musimy przygotować się, aby je przenieść na grunt polskiego prawa. Ale wymaga to zarówno przygotowania merytorycznego, jak również znacznie ściślejszej współpracy z sektorem ekonomii społecznej w Unii Europejskiej.
Unia to nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim idee które przekuwane są na konkretne rozwiązania umożliwiające budowanie nowej rzeczywistości. Chodzi mi o proces tego przekuwania. Rozpocznijmy go razem.
Społecznie i rynkowo
Warto powtórzyć za Tomaszem Sadowskim z poznańskiej „Barki”, że dzisiejsza ekonomia społeczna, to nie działanie na budowę autonomicznego sektora poza rządem, ale budowę albo raczej odbudowę, konstytucyjnej podstawy ustroju – społecznej gospodarki rynkowej. Gospodarki, które realizuje zarówno cele społeczne i rynkowe. Gospodarki, która realizuje potrzeby obywateli, wspólnot lokalnych, a jednocześnie daje przyjazną pracę bez wyzysku. To właśnie ekonomia społeczna.
My, w realizowaniu tych działań mamy w istocie prosty wybór. Albo w nowej perspektywie do 2020 zwodujemy tysiące prawdziwych krążowników ekonomii społecznej, albo kolejnych tankowców dla środków europejskich. Błędów nie popełnia ten, kto nic nie robi, ale powtarzanie starych błędów, to nie tylko zwykła głupota, ale również utrata niepowtarzalnej szansy zmiany rzeczywistości. Społem, czyli razem, możemy więcej, ale musimy iść we właściwym, ale wspólnym kierunku.
Pobierz
-
201112061747200727
708693_201112061747200727 ・38.72 kB
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl