Scena jakich wiele podczas inauguracji roku szkolnego. Sala gimnastyczna w Szkole Podstawowej nr 10 w Starachowicach wypełniona podekscytowanymi dziećmi i dumnymi rodzicami. Na scenie grupa uczniów wykonuje piosenkę. W pewnym momencie z głośników płyną słowa: „W Dubaju w hotelu, na swoim weselu, będę pijana, będę pijana”. Niefortunny wybór repertuaru, bez dwóch zdań.
Jednak reakcja dorosłych na sali – klaskanie w rytm muzyki – świadczy raczej o braku głębszej refleksji niż o złych intencjach. To mógł być koniec tej historii. Lokalna niezręczność, temat do dyskusji w gronie pedagogicznym.
Jednakże, za sprawą jednego kliknięcia, incydent przerodził się w ogólnopolski skandal. Radny miejski Konrad Rączka, zamiast zainicjować merytoryczną debatę na temat doboru treści w edukacji, opublikował nagranie z występu w internecie. Jego działanie stało się iskrą zapalną dla fali nienawiści, która wylała się na nauczycieli i bezpośrednio na dzieci. Ich twarze, ich wizerunek, zostały wystawione na publiczny osąd i stały się celem bezpardonowego ataku.
Błąd w doborze piosenki jest niczym w porównaniu z moralnym i psychologicznym przestępstwem, jakim jest publiczne piętnowanie i hejtowanie dzieci. Podjęta niedawno przez Radę Miasta Starachowice uchwała w sprawie szkodliwej działalności medialnej radnego jest oficjalnym potwierdzeniem tego problemu. Stanowi ona jednak przede wszystkim punkt wyjścia do znacznie szerszej, ogólnopolskiej dyskusji o odpowiedzialności, jaka spoczywa na nas wszystkich w dobie cyfrowej nienawiści.
Anatomia cyfrowej nagonki: od kliknięcia do krzywdy
Aby zrozumieć, co wydarzyło się w Starachowicach, należy najpierw zdefiniować zjawisko, z którym mamy do czynienia. Hejt to nie jest konstruktywna krytyka. W świetle badań naukowych jest to forma „agresji interpersonalnej”, której celem jest świadome „deprecjonowanie danej jednostki w oczach innych osób”. To intencjonalne działanie, nacechowane silnie wartościująco, które charakteryzuje się niską wartością informacyjną. Hejt, określany również jako przejaw dewiacji społecznej, ma na celu zranienie, upokorzenie i wywołanie negatywnych emocji u ofiary.
Psychologia hejtera – tarcza anonimowości
Co sprawia, że ludzie decydują się na tak destrukcyjne zachowania? Kluczowym czynnikiem jest psychologiczny komfort, jaki daje im internet. Pozorna anonimowość w sieci działa jak tarcza, „uwalniając od ograniczeń istniejących w realnych kontaktach społecznych”. Prowadzi to do „wyzbycia się zahamowań” i osłabienia mechanizmów samokontroli, które w normalnych warunkach powstrzymują nas przed łamaniem norm społecznych.
Ten proces prowadzi do zjawiska desensytyzacji, czyli „odczulenia relacji interpersonalnych”. Osoba, która hejtuje, przestaje postrzegać swoją ofiarę jako czującą istotę ludzką. Staje się ona dla niej jedynie awatarem, abstrakcyjnym celem, który można bezkarnie atakować. Dla wielu hejt staje się również najprostszym sposobem na „odreagowywanie własnego stresu, lęków, fobii czy doświadczanych upokorzeń”. Nagromadzona frustracja i agresja znajdują łatwe ujście w postaci nienawistnego komentarza.
Spirala nienawiści
Hejt rzadko jest zjawiskiem jednostkowym. Działa on na zasadzie „samonapędzającej się spirali agresji”. Jeden nienawistny komentarz prowokuje kolejne, a brak fizycznego kontaktu z ofiarą wzmaga tzw. efekt polaryzacji, czyli radykalizację i skrajność wyrażanych poglądów. Z czasem hejt przestaje być postrzegany jako coś wyjątkowego, a staje się akceptowalną, wręcz „wirtualną konwencją” komunikacji.
To właśnie normalizacja hejtu jest jednym z największych zagrożeń. Badania pokazują, że jest to zjawisko niezwykle powszechne – ponad połowa Polaków zetknęła się z nim w sieci. Co więcej, sama młodzież w wywiadach badawczych określa hejt jako „zjawisko naturalne i powszechnie występujące w sieci”. Ta powszechność prowadzi do niebezpiecznej obojętności. Ciągłe obcowanie z mową nienawiści powoduje „zmniejszenie wrażliwości” i „zanik norm społecznych”, a także obniża poziom współczucia dla ofiar. W ten sposób tworzy się toksyczne środowisko, w którym atak na dzieci ze Starachowic był nie tylko możliwy, ale w oczach wielu hejterów – w pełni usprawiedliwiony.
Niewidzialne rany: psychologiczne skutki hejtu na dzieciach
Cyberprzemoc, której doświadczyły dzieci ze Starachowic, ma jedną, szczególnie okrutną cechę – nigdy się nie kończy. W przeciwieństwie do tradycyjnego nękania, które ograniczało się do konkretnego miejsca i czasu, atak w sieci jest permanentny. Ofiara jest „stale narażona na atak, niezależnie od miejsca pobytu i pory dnia”. Telefon komórkowy, który powinien być narzędziem komunikacji, staje się źródłem nieustannego lęku. Kompromitujące materiały, raz opublikowane w internecie, są praktycznie niemożliwe do całkowitego usunięcia.
Skutki takiej nagonki dla rozwijającej się psychiki dziecka mogą być katastrofalne. Badania dokumentują szerokie spektrum konsekwencji. Na poziomie emocjonalnym pojawiają się smutek, złość i ciągłe zdenerwowanie. Przekłada się to na problemy w szkole – ofiary hejtu często odmawiają chodzenia na lekcje, a ich wyniki w nauce gwałtownie spadają. W dłuższej perspektywie cyberprzemoc prowadzi do znacznie poważniejszych zaburzeń, takich jak wyższy wskaźnik depresji, drastyczne obniżenie samooceny, a w skrajnych, najtragiczniejszych przypadkach – do pojawienia się „determinantów suicydologicznych”, czyli myśli i tendencji samobójczych.
Case study: "Szon patrole" – zorganizowana nienawiść
Aby zrozumieć, jak realne i niszczycielskie jest to zagrożenie, wystarczy przyjrzeć się niedawnemu zjawisku tzw. szon patroli. Grupy nastoletnich chłopców, mianujących się „strażnikami moralności”, chodziły po galeriach handlowych, robiły z ukrycia zdjęcia dziewczynom, których ubiór uznały za „nieprzyzwoity”, a następnie publikowały je w internecie, opatrując wulgarnymi, obraźliwymi komentarzami. Skutki tej zorganizowanej akcji nienawiści były natychmiastowe i namacalne. „Masowo odzywają się do nas rodzice, których córki nie poszły 1 września do szkoły, bo wylądowały na grupach 'szon patroli'” – alarmowała Kinga Szostko, twórczyni aplikacji ostrzegającej przed zagrożeniami w sieci. Hejt wywołuje u młodych ludzi głębokie poczucie „wstydu i wykluczenia – emocje, które mogą prowadzić do dramatów”.
Przypadek ze Starachowic wpisuje się w ten niepokojący schemat. Incydent dotyczył przecież decyzji podjętych przez dorosłych – nauczycieli i dyrekcji szkoły. Jednak fala nienawiści w internecie skupiła się na dzieciach, które były jedynie wykonawcami poleceń. Podobnie w przypadku „szon patroli” – grupy chłopców atakowały słabsze od siebie dziewczyny, uzurpując sobie prawo do ich oceniania. W obu przypadkach dzieci stają się symbolicznymi „kozłami ofiarnymi”, na które dorośli lub silniejsi rówieśnicy przenoszą swoje frustracje, lęki i uprzedzenia. Radny, publikując film, świadomie lub nie, uruchomił właśnie ten destrukcyjny mechanizm, kierując agresję tłumu na najbardziej bezbronny cel.
Gdy ekran gasł na zawsze: historia Dominika z Bieżunia
Statystyki i analizy psychologiczne nie oddają w pełni grozy hejtu. Aby ją zrozumieć, trzeba poznać historie, w których cyfrowa nienawiść doprowadziła do ostatecznej tragedii. Jedną z nich jest historia Dominika Szymańskiego z Bieżunia. Dominik był wrażliwym 14-latkiem, który stał się ofiarą długotrwałego nękania w szkole. Był inny, a w środowisku małego miasteczka inność często staje się celem. 7 maja minęło kilka lat od dnia, w którym nie mogąc dłużej znieść cierpienia, chłopiec popełnił samobójstwo. Powiesił się na sznurówkach, w swoim własnym domu.
Śmierć dziecka powinna być momentem ciszy, refleksji i wstydu dla jego prześladowców. W przypadku Dominika stało się jednak coś niewyobrażalnego. Nienawiść nie zatrzymała się na progu jego domu. Zamiast tego, z nową siłą przeniosła się do internetu. Na Facebooku jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać profile, których jedynym celem było szydzenie z tragedii chłopca. Ich nazwy były aktem ostatecznego zbydlęcenia: „Dominik Szymański dobrze, że zdechł” oraz „Dominik Szymański jebał małe sznurówki” – co było okrutnym nawiązaniem do sposobu, w jaki odebrał sobie życie.
Historia Dominika jest najdobitniejszym dowodem na to, do czego prowadzi proces desensytyzacji i dehumanizacji w sieci. Jak wskazują badania, ciągłe obserwowanie hejtu prowadzi do „odczulenia relacji interpersonalnych”
i drastycznego „zmniejszenia poziomu współczucia dla ofiar”. Hejt, który dotknął Dominika po śmierci, jest ekstremalnym, ale logicznym następstwem tego zjawiska. Dla swoich oprawców chłopiec przestał być człowiekiem, cierpiącym dzieckiem. Stał się jedynie abstrakcyjnym obiektem nienawiści, a jego śmierć – kolejnym „materiałem” do tworzenia okrutnych treści. Sprawcy przekroczyli wszelkie wyobrażalne normy moralne, pokazując, że wirtualna nienawiść potrafi całkowicie wymazać ludzką empatię.
Ta historia jest ostatecznym ostrzeżeniem. Pokazuje, że granica między słowami w internecie a realną, fizyczną tragedią nie istnieje. Co więcej, dowodzi, że kultura hejtu tworzy potwory – ludzi zdolnych do bezczeszczenia pamięci zmarłego dziecka dla własnej, chorej satysfakcji. To stawia sprawę ze Starachowic w zupełnie nowym, przerażającym świetle – jako potencjalny początek podobnej drogi, której musimy zapobiec za wszelką cenę.
Cicha epidemia w liczbach: statystyki, które muszą wstrząsnąć sumieniami
Historia Dominika nie jest odosobnionym przypadkiem. To wierzchołek góry lodowej kryzysu zdrowia psychicznego, który po cichu dziesiątkuje najmłodsze pokolenie Polaków. Aby zrozumieć skalę problemu, należy spojrzeć na twarde dane Komendy Głównej Policji.
Liczby są alarmujące. W samym tylko 2023 roku w Polsce odnotowano 1994 próby samobójcze podjęte przez dzieci i młodzież w wieku od 7 do 18 lat. W tej wstrząsającej liczbie zawiera się 78 prób samobójczych podjętych przez dzieci w wieku 7-12 lat. W tym samym roku 145 młodych istnień zgasło na zawsze – tyle zgonów samobójczych odnotowano w tej grupie wiekowej. Wśród nich było 7 dzieci, które nie ukończyły nawet 13. roku życia. Należy przy tym pamiętać, że są to jedynie dane oficjalne. Eksperci podkreślają, że „nie do wszystkich prób samobójczych wzywani są funkcjonariusze”, co oznacza, że prawdziwa skala zjawiska jest prawdopodobnie znacznie większa.
Dynamika tych statystyk jest równie niepokojąca. Lata 2021 i 2022 przyniosły gwałtowną eskalację kryzysu – w 2021 roku liczba prób samobójczych wzrosła o 77% w stosunku do roku poprzedniego, a w 2022 roku o kolejne ponad 40%. Dane za 2023 rok wskazują na pewne wyhamowanie tego dramatycznego wzrostu, jednak liczba prób i zgonów wciąż utrzymuje się na alarmująco wysokim poziomie.
Analiza danych ujawnia również istotne różnice międzypłciowe. Statystyki pokazują, że dziewczęta znacznie częściej podejmują próby samobójcze (w latach 2020-2023 odnotowano ponad trzykrotny wzrost prób w tej grupie), podczas gdy to chłopcy częściej w ich wyniku umierają. Może to sugerować, że próby samobójcze dziewcząt są częściej desperackim wołaniem o pomoc, podczas gdy chłopcy, być może znajdujący się pod większą presją społeczną, by nie okazywać słabości, sięgają po bardziej letalne metody. Wskazuje to na pilną potrzebę tworzenia programów profilaktycznych, które będą uwzględniać tę specyfikę i inaczej adresować problemy dziewcząt (np. związane z presją wizerunkową w mediach społecznościowych), a inaczej chłopców (np. związane z trudnościami w wyrażaniu emocji i szukaniu wsparcia)
Waluta oburzenia: o taniej sensacji i odpowiedzialności dorosłych
Wracając do wydarzeń w Starachowicach, należy zadać pytanie o odpowiedzialność osoby, która uruchomiła lawinę nienawiści. Działanie radnego, który upublicznił nagranie z dziećmi, jest podręcznikowym przykładem pogoni za „tanią sensacją”. Polega ona na zastąpieniu „rzeczowego przekazu promowaniem paniki i strachu”. Zamiast podjąć merytoryczną dyskusję w odpowiednich gremiach, wybrano łatwą drogę do zdobycia rozgłosu i politycznego kapitału – kosztem bezpieczeństwa i psychicznego dobrostanu dzieci.
Upublicznienie wizerunku dzieci i poddanie ich występu publicznemu osądowi jest formą przemocy symbolicznej. Dzieci zostały potraktowane nie jako podmioty, posiadające swoje prawa i uczucia, ale jako obiekty w grze dorosłych. Jest to szczególnie niebezpieczne w świecie mediów, które kreują obraz, jaki małoletni odbiorcy często traktują jako „wierną reprezentację rzeczywistości”. Wystawienie ich na widok publiczny w negatywnym kontekście naraziło je na krzywdę, której skutków nie sposób przewidzieć. Chociaż przepisy dotyczące ochrony małoletnich przed szkodliwymi treściami, nadzorowane m.in. przez KRRiT, dotyczą głównie nadawców medialnych, ich duch powinien obowiązywać wszystkich, a w szczególności osoby publiczne, które ponoszą szczególną odpowiedzialność za swoje słowa i czyny.
Tania sensacja i hejt tworzą toksyczny, samonapędzający się mechanizm. Sensacyjne, nacechowane emocjonalnie treści są idealnym paliwem dla hejtu, ponieważ generują oburzenie i złość. Hejt z kolei, w postaci komentarzy, reakcji i udostępnień, generuje ogromne zaangażowanie. Algorytmy mediów społecznościowych są zaprojektowane tak, by promować treści, które wywołują silne reakcje, nagradzając je większym zasięgiem. To z kolei prowadzi do jeszcze większej fali hejtu i jeszcze większej sensacji. Dzieci ze Starachowic znalazły się w samym centrum tej niszczycielskiej pętli. Radny, publikując film, nie był więc tylko nieodpowiedzialnym dorosłym. Stał się operatorem potężnego mechanizmu społeczno-technologicznego, który żeruje na negatywnych emocjach. Jego działanie nie było jednorazowym błędem, lecz świadomym lub nieświadomym wykorzystaniem tego systemu dla własnych celów. To czyni jego odpowiedzialność za rozpętanie nagonki na dzieci znacznie większą.
Sprawa ze Starachowic jest jak soczewka, w której skupiają się najpoważniejsze problemy naszego cyfrowego społeczeństwa, ale przede wszystkim jest to bolesna lekcja dla lokalnej społeczności. Niefortunna piosenka, cynicznie wykorzystana do wywołania sensacji oraz psychologiczne mechanizmy napędzające hejt, składają się na obraz kryzysu, który dotknął bezpośrednio dzieci i ich rodziny. Potępienie jednego nieodpowiedzialnego polityka to za mało. Ta historia musi stać się dla mieszkańców Starachowic wezwaniem do wzięcia zbiorowej odpowiedzialności za bezpieczeństwo najmłodszych w sieci. Negatywne konsekwencje, takie jak strach, wstyd i poczucie wykluczenia, mogą pozostawić w psychice dzieci niewidzialne rany na lata. To właśnie w lokalnej społeczności – wśród rodziców, nauczycieli, sąsiadów i lokalnych liderów opinii – leży siła do zmiany. To od nich zależy, czy ten incydent stanie się przestrogą i początkiem budowania bezpieczniejszego środowiska dla dzieci. Wymaga to odwagi cywilnej – reagowania na nienawiść, wspierania ofiar, a przede wszystkim refleksji, zanim udostępni się treść, która może kogoś skrzywdzić. Chodzi
o stworzenie lokalnej kultury szacunku, która będzie tarczą chroniącą najmłodszych przed cyfrową agresją. Za każdym awatarem i każdym profilem
w sieci kryje się prawdziwy człowiek, z jego emocjami, lękami i nadziejami. Bardzo często jest to dziecko z naszego sąsiedztwa. Naszym wspólnym, lokalnym zadaniem jest stworzenie internetu, który będzie przestrzenią rozwoju, a nie cyfrowym pręgierzem. To nie jest problem technologii. To jest test na nasze człowieczeństwo i siłę lokalnej wspólnoty.